Od rana Izraelczycy wybierają nowy parlament - Kneset. Sondaże pokazują, że wygra prawica na czele z premierem Beniaminem Netanjahu. Otwarte jest natomiast pytanie, jak stabilna koalicje uda się utworzyć po wyborach.

W Izraelu trwają wybory parlamentarne. Według Centralnej Komisji Wyborczej w Jerozolimie frekwencja wyborcza w tym roku jest wyjątkowo wysoka. Dane te szczególnie niepokoją polityków rządzącego Likudu, którym wydawało się, że mają zagwarantowane łatwe zwycięstwo.

Według danych opublikowanych przez izraelską, Centralną Komisję Wyborczą frekwencja nie była tak wysoka od 14 lat. Oznacza to, że na koniec dnia może zbliżyć się do 80%. To dużo więcej, niż cztery lata temu, gdy niespełna 65% Izraelczyków wzięło udział w głosowaniu.

Dane te szczególnie niepokoją polityków rządzącego Likudu, gdyż szczególnie wysoka frekwencja notowana jest w częściach Izraela, w których mieszka lewicowy elektorat. Minister Edukacji Gideon Sa’ar powiedział, że Likud robi wszystko, żeby zachęcić do głosowania elektorat prawicowy. Apatia wyborców prawicy może wynikać z tego, że wszystkie sondaże zapowiadały stosunkowe łatwe zwycięstwo premiera Netaniahu.

Za kilka godzin okaże się, czy mobilizacja sympatyków lewicy wystarczy, aby sprawić niespodziankę i obalić premiera Netaniahu. Nawet jeżeli to nie nastąpi, to stosunkowo mała liczba mandatów w 120 osobowym Knessecie utrudni Likudowi utworzenie stabilnego rządu.