W Batumi nad Morzem Czarnym zgromadziły się, jak piszą agencje, tysiące sympatyków Saakaszwilego. Wielu z nich wymachiwało flagami państwowymi, skandując: "Misza!", "Misza!", co jest zdrobnieniem od Micheil.
"Przyjaciele, potrzebujemy waszej pomocy, by nikt nie mógł powstrzymać cudu, jakiego dokonujemy wszyscy w Gruzji" - powiedział owacyjnie oklaskiwany Saakaszwili.
W Tbilisi dziesiątki tysięcy, wg agencji Reuters, a według Associated Press 100 tysięcy stronników miliardera Bidziny Iwaniszwilego zebrały się w centrum miasta ze sztandarami Gruzińskiego Marzenia - głównej koalicji opozycyjnej. Uczestnicy manifestacji skandowali: "Gruzja!", Gruzja!".
Iwaniszwili powiedział swym zwolennikom, że obecny rząd nie może stać na czele Gruzji. "Ten system musi upaść(...), jego godziny są policzone. Już wygraliśmy, lecz musi to zostać potwierdzone 1 października" - oświadczył gruziński miliarder.
Według stronników Saakaszwilego wybory w liczącej 4,5 mln mieszkańców Gruzji mogą określić, czy kraj pozostanie sojusznikiem NATO, czy zbliży się do Rosji. Zarzucają Iwaniszwilemu, który dorobił się majątku głównie w Rosji, że jest jej marionetką, czemu miliarder zaprzecza.
Partia Saakaszwilego i opozycja mobilizują, jak pisze AFP, siły przed poniedziałkowym głosowaniem, w którym rządzący Zjednoczony Ruch Narodowy (ZRN), mający 119 mandatów w 150-miejscowym ustępującym parlamencie, może znaleźć się w kłopotach za sprawą ujawnionych przed tygodniem doniesień o torturowaniu więźniów w zakładzie karnym.
Poniedziałkowe wybory są postrzegane, jak pisze agencja Associated Press, jako sprawdzian przywiązania do demokracji prezydenta Saakaszwilego, który próbuje przestawić dawną republikę radziecką na tory integracji z Unią Europejską i NATO.