To nie komisja ustawodawcza decyduje, czy Sejm zajmie się konkretnym projektem ustawy - powiedziała we wtorek marszałek Sejmu Ewa Kopacz. Odpowiedziała w ten sposób na zarzuty medialne, że projekty, zwłaszcza dotyczące sfery obyczajowej, przepadają w komisji.

"Gazeta Wyborcza" napisała we wtorek, że marszałek Sejmu "nie nadaje wybranym projektom numeru druku sejmowego i nie wnosi pod obrady, lecz posyła komisji ustawodawczej do zaopiniowania". "GW" zwraca uwagę, że Kopacz miała wątpliwości do projektów dotyczących in vitro, związków partnerskich czy uzgodnienia płci, autorstwa klubów SLD i Ruchu Palikota. "O tym czy jest dopuszczalne, by cały Sejm zajął się projektem, wypowiada się 30 posłów komisji ustawodawczej. Komisja jest szczególnie niechętna projektom ze sfery obyczajowej" - zauważył dziennik.

Na wtorkowej konferencji prasowej Kopacz poinformowała, że w obecnej kadencji do sejmowej komisji ustawodawczej skierowano 33 projekty ustaw na 278, które zostały złożone w Sejmie. "Biorąc pod uwagę, ile spraw trafia do Trybunału Konstytucyjnego (...), to w ramach poprawnej legislacji powinniśmy działać prewencyjnie w Sejmie i wypuszczać prawo, które będzie bliskie doskonałości" - argumentowała marszałek.

Jak podkreśliła, to nie komisja ustawodawcza będzie decydować, czy Sejm zajmie się konkretnym projektem ustawy. W ocenie Kopacz, komisja ustawodawcza, kierowana przez Wojciecha Szaramę (PiS), pracuje "mozolnie i starannie". Dodała jednocześnie, że komisja ma prawo do zamawiania takiej ilości ekspertyz, jakie sobie tylko zamówi.

Zgodnie z Regulaminem Sejmu projekty, co do których istnieje wątpliwość, czy nie są sprzeczne z prawem, marszałek - po zasięgnięciu opinii Prezydium Sejmu - może skierować celem wyrażenia opinii do Komisji Ustawodawczej. Komisja może większością 3/5 głosów w obecności co najmniej połowy posłów komisji zaopiniować projekt jako niedopuszczalny. Takiemu projektowi marszałek Sejmu może nie nadać dalszego biegu.

Kopacz wyjaśniła, że z 16 projektów rozpatrzonych przez komisję ustawodawczą 9 zostało uznanych za dopuszczone do dalszej pacy. Co do sześciu projektów Prezydium Sejmu w przyszłym tygodniu zdecyduje, czy będą prowadzone nad nimi dalsze prace.

Marszałek Sejmu odpierała też zarzut, że blokuje m.in. projekty dotyczące in vitro. Jak przypomniała, jako minister zdrowia była zwolennikiem ustanowienia programu zapłodnienia in vitro. "Trudno posądzać mnie, że będę blokować jakąkolwiek ustawę o in vitro, będąc jednocześnie pierwszym zwolennikiem takiej ustawy" - mówiła Kopacz.

"Jakość prawa to jakość naszego życia. Kiedy rozpoczynałam swoją kadencję w Sejmie, moim głównym zadaniem było, aby jakość prawa była coraz lepsza" - podkreśliła Kopacz.

M.in. dlatego - jak zaznaczyła - każdy projekt, "niezależnie od tego czy jest dobry, czy zły, czy ma numer druku, czy nie" -jest publikowany na stronach internetowych Kancelarii Sejmu.

Dla mnie jakiekolwiek określenie niszczarki jest krzywdzące

"Wszystkim, którzy twierdzą, że w takich komisjach jak komisja sprawiedliwości czy komisja kodyfikacyjna powinni być tylko i wyłącznie prawnicy, proponuję, by zawnioskowali o zmianę w prawie wyborczym i proponowali, by do Sejmu wybierać albo tylko prawników, albo tylko lekarzy, albo tylko samorządowców" - mówiła marszałek Sejmu.

Jak zapewniła, posłowie pracują w komisjach "z całą starannością", a komisje to odzwierciedlenie składu Sejmu.

"Dla mnie jakiekolwiek określenie niszczarki jest krzywdzące, w sytuacji, w której żaden z tych projektów ustaw, skierowanych do komisji ustawodawczej, poza jednym, który został wycofany przez wnioskodawców i drugim, który miał miażdżące opinie, nie został zniszczony" - mówiła Kopacz (materiał w "Gazecie Wyborczej nosił tytuł - "Niszczarka sejmowa" - PAP).

"Nie ma przetrzymywania jakichkolwiek projektów i ci, którzy tak twierdzą albo nie zadali sobie trudu (sprawdzenia) co dzieje się z ich projektami, albo mają dużo złej woli" - dodała Kopacz.