Prawomocna jest już decyzja warszawskiego sądu o zwrocie gdańskiej prokuraturze do uzupełnienia sprawy byłego ministra skarbu w rządzie AWS Emila Wąsacza, oskarżonego o nieprawidłowości przy prywatyzacji PZU w 1999 r.

W środę Sąd Apelacyjny w Warszawie podtrzymał taką decyzję Sądu Okręgowego w Warszawie z grudnia 2011 r. SA oddalił zażalenie na to postanowienie, złożone przez Prokuraturę Apelacyjnej w Gdańsku (która w lutym 2010 r. oskarżyła Wąsacza).

Zwracając sprawę prokuraturze, SO spytał ją, czy nie widzi przeszkody dla prowadzenia postępowania karnego, gdyż za ten sam czyn Wąsacz odpowiada przed Trybunałem Stanu. Zdaniem SO z tego powodu sąd powszechny nie jest właściwy do rozpoznania sprawy, a śledczy powinni rozważyć np. zawieszenie postępowania do rozstrzygnięcia sprawy w TS. Drugim powodem decyzji były istotne braki formalne aktu oskarżenia. W kilkuset tomach sprawy są dokumenty które się powtarzają; wiele dokumentów w obcym języku nie jest przetłumaczonych; nie mają one adnotacji, że to "uwierzytelnione kopie". Są też dokumenty nieczytelne, nie odnoszące się do zarzutów oraz nie wiadomo czyje billingi.

W zażaleniu prokuratura pisała, że uchwała Sejmu przewiduje wyłącznie pociągnięcie Wąsacza do odpowiedzialności konstytucyjnej. Podkreślała, że jeśli sąd uznaje, iż jest negatywna przesłanka dla dalszego procesu, to jest on władny "samodzielnie podjąć decyzję". Zdaniem prokuratury w aktach są tłumaczenia wszystkich dokumentów, choć nie tuż przy oryginałach. Prokuratura wniosła, by SA uchylił decyzję SO. Jej przedstawicielka powtórzyła w SA argumenty zażalenia.

Obrona wniosła o utrzymanie decyzji SO

Adwokaci Wąsacza proponowali też przedstawienie pytania prawnego Sądowi Najwyższemu, czy można prowadzić jednocześnie sprawę o taki sam czyn i przed TS, i przed sądem karnym. Obrońca mec. Dariusz Cyran mówił w SA, że prokuratura bez żadnego porządku poskładała tysiące dokumentów i wysłała je do sądu. Drugi obrońca mec. Grzegorz Długi dowodził, że TS może podejmować decyzje o charakterze karnym i nie jest związany uchwałą Sejmu, że chodzi wyłącznie o odpowiedzialność konstytucyjną.

Sam Wąsacz powiedział w SA, że prowadzenie dwóch spraw o ten sam czyn, to "nękanie człowieka". Dodał, że kilkadziesiąt tysięcy stron materiału dowodowego utrudniłby mu skuteczną obronę. "Proces trwałby kilkanaście lat, co oznacza przedawnienie, a ja chcę sprawiedliwego wyroku" - dodał.

"Zachwaszczony" materiał

Troje sędziów SA uznało, że materiał zgromadzony przez prokuraturę w 700 tomach akt ma "rażące braki" i został "zachwaszczony". SA wymienił m.in. nieprzetłumaczenie na jęz. polski 11,7 tys. stron akt; brak poświadczeń za zgodność kilkuset dokumentów i brak analizy 1800 stron billingów. "Prokurator ma zdecydować, czy te wszystkie materiały w ogóle są przydatne; a może to są śmiecie, które trzeba wyrzucić z akt sprawy?" - mówił sędzia SA Jerzy Leder. Dodał, że prokuratura powinna ograniczyć materiał do 20-30 tomów - by nie uniemożliwiać oskarżonemu obrony. "Jak on mógł się zapoznać z tym materiałem?" - pytał sędzia.

SA nie zajął merytorycznego stanowiska w kwestii dopuszczalności jednoczesnego sądzenia Wąsacza przed sądem powszechnym oraz przed TS za ten sam zarzut. Sędzia Leder podkreślił, że "skoro SO nie umorzył sprawy, to SA jest w tej kwestii zwolniony od decyzji".

W 2006 r. policja na zlecenie prokuratury zatrzymała Wąsacza, bo miała informacje o jego możliwej ucieczce za granicę, gdyż wcześniej kupił walizki (wybierał się w Himalaje). Sąd nie zgodził się na jego aresztowanie, a zatrzymanie uznał za bezzasadne.

Zdaniem prokuratury Wąsacz działał na szkodę interesu publicznego

Według aktu oskarżenia, nadzorując w 1999 r. przebieg prywatyzacji PZU, Wąsacz akceptował działania w celu osiągnięcia korzyści majątkowej przez Eureko oraz BIG Bank Gdański, co miało przynieść szkodę interesowi publicznemu. Zdaniem śledczych Wąsacz m.in. nie podjął działań, które dawałyby możliwość uzyskania wyższej ceny za sprzedawane akcje PZU i doprowadził do wyboru w procesie prywatyzacji oferty, która "nie była najkorzystniejsza i która nie spełniała najpełniej celów i oczekiwań Skarbu Państwa oraz potrzeb spółki PZU, a także doprowadził do przyjęcia niekorzystnych dla Skarbu Państwa postanowień umowy sprzedaży".

W lipcu 2005 r. Sejm IV kadencji przyjął uchwałę o pociągnięciu Wąsacza do odpowiedzialności przed TS za domniemane nieprawidłowości przy prywatyzacji PZU, TP SA i Domów Towarowych "Centrum". Komisja uznała, że sprzedaż pakietu akcji PZU Eureko w 1999 r. doprowadziła do problemów, w tym - rozpraw przed międzynarodowym trybunałem arbitrażowym. Uznano też, że wycena DT Centrum była zaniżona. W przypadku prywatyzacji TP SA Wąsacz miał niekorzystnie wybrać firmę doradczą, co doprowadziło do ok. 25 mln zł strat.

Od 2006 roku sprawa toczy się przed TS

Podczas pierwszej rozprawy w listopadzie 2006 r. TS uznał, że dokumenty Sejmu nie spełniały warunków prawnych aktu oskarżenia. Jednak w 2007 r. sprawa wróciła do TS. Wobec wygaśnięcia kadencji Sejmu, proces Wąsacza formalnie się nie zaczął.

W połowie lutego Sejm ma powołać posła PO Jerzego Kozdronia na oskarżyciela sejmowego w sprawie Wąsacza. Wkrótce potem mógłby ruszyć proces b. ministra przed TS.

Wąsacz w obu sprawach nie przyznaje się do winy (w sprawie karnej grozi mu do 10 lat więzienia) i mówi o ich politycznym tle - co powtórzył także w środę PAP, dodając że jest zadowolony z decyzji SA. "Racjonalnie myślący prokurator nie jest w stanie zrobić z tego materiału porządnego aktu oskarżenia" - oświadczył.