Każdy wynik jest możliwy, PiS może wygrać te wybory, PO może wygrać te wybory. To może być łeb w łeb - ocenił we wtorek premier Donald Tusk, który kontynuuje objazd kraju. We wtorek odwiedził m.in. Piastów i Żyrardów na Mazowszu.

"W sytuacji, kiedy widać, że to może być łeb w łeb i że każdy promil głosów może zdecydować o tym, kto będzie formował nowy rząd - to dla wyborów chyba lepiej. Mam nadzieję, że nikt sobie nie pozwoli na ich lekceważenie" - powiedział premier podróżującym z nim w "autobusie Tuska" dziennikarzom. Zadeklarował jednocześnie, że robi wszystko, co w jego mocy, żeby PiS nie dogoniło Platformy Obywatelskiej.

Szef rządu ocenił też, że w jesiennych wyborach parlamentarnych frekwencja może oscylować wokół 45 proc.

Pytany, jakie miejsca będzie odwiedzał podczas objazdu kraju, Tusk odparł, że nie będą to "w przewadze" wielkie miasta, bo - jak tłumaczył - tam możliwości rozmowy jest często więcej niż w miastach mniejszych.

Premier odwiedził we wtorek szkołę podstawową nr 2 w Piastowie, gdzie obserwował mecz koszykówki i rozmawiał z nauczycielami. Niektóre spośród osób obserwujących przyjazd Tuska do Piastowa formułowały zarzuty, że premier "prowadzi agitację wyborczą w szkole". Rzecznik rządu Paweł Graś, pytany o ten zarzut oświadczył, że to nie agitacja wyborcza, lecz że premier rozmawia w terenie z ludźmi.

Po rozmowie z pracownikami szkoły Tusk w autobusie relacjonował dziennikarzom, że nie była to rozmowa, "że potrzeba więcej kasy". "Oni akurat najlepiej wiedzieli, że potrzeba trochę pieniędzy i dużo staranności w szukaniu ludzi. Orliki bez animatora nie mają większego sensu" - przekonywał premier.