Łódź, Bydgoszcz, Poznań, Katowice, Częstochowa, Lublin, Szczecin i inne miasta szybko tracą mieszkańców. W ostatnich 10 latach wyprowadziło się z nich ponad 400 tys. osób. Dziś liczą one 23,2 mln mieszkańców. Ale jak wynika z prognozy demograficznej GUS, to nie koniec exodusu. Do 2035 r. miasta może opuścić około 2 mln osób, czyli prawie tyle, o ile zmniejszy się ludność naszego kraju.

Prężne Warszawa i Kraków

Z miast wyjeżdżają głównie ludzie młodzi i prężni. Wolą mieszkać w większej metropolii lub wyjechać za granicę. Nierzadko przenoszą się na wieś. W Polsce aglomeracjom odbierają mieszkańców głównie Warszawa i Kraków. Dzięki temu w ostatnich 10 latach ludność stolicy zwiększyła się o ponad 40 tysięcy, a do 2035 r. może wzrosnąć o kolejne 150 tys. – przewiduje GUS.
– Przed sześciu laty przeniosłam się z Łodzi do Warszawy, ponieważ sytuacja na łódzkim rynku pracy jest tragiczna – mówi Sylwia Urbańska. Dodaje, że w stolicy znalazła pracę w firmie, a potem założyła własny biznes i kupiła mieszkanie.
Ale rynek pracy to niejedyny powód wyludniania się miast. – To tendencja ogólnoświatowa występująca w krajach rozwiniętych – przekonuje prof. Zygmunt Ziobrowski z Instytutu Rozwoju Miast. Dodaje, że część ludzi z miast wyprowadza się na ich obrzeża, bo wraz z rozwojem motoryzacji rośnie zainteresowanie strefami podmiejskimi. – Między innymi dlatego, że w miastach mieszkania są drogie, a poza nimi zdecydowanie tańsze – mówi prof. Ziobrowski. Zastrzega jednak, że na razie powstają struktury chaotyczne. – Praca i usługi są w mieście, a dom czy mieszkanie na wsi – podkreśla prof. Ziobrowski.

Demograficzny rykoszet

Z kolei dr Agata Zygmunt z Uniwersytetu Śląskiego zauważa, że miasta się kurczą, bo zmniejsza się też liczba ludności naszego kraju. Według prognoz GUS za ćwierć wieku będzie nas o dwa miliony mniej niż dzisiaj. Prawdopodobnie ten spadek będzie jeszcze większy, bo – jak pisaliśmy w „DGP” w ostatni piątek – już dziś liczba ludności Polski jest o ponad milion mniejsza, niż mówią oficjalne statystyki. Tyle osób nie wróci z emigracji zarobkowej. – Takie procesy da się hamować, ale to wymaga prowadzenia przemyślanej polityki rodzinnej, związanej z tworzeniem miejsc pracy dla osób młodych – twierdzi dr Zygmunt.
Także prof. Wojciech Łukowski z Uniwersytetu Warszawskiego podkreśla, że problemem numer jeden jest demografia – starzenie się społeczeństwa i niski przyrost naturalny. – Ponadto włodarze miast powinni skłaniać młodych ludzi do tego, żeby nie wyjeżdżali za granicę, czy do zatłoczonych metropolii, ale traktowali najbliższe miasto jako miejsce, w którym się osiedlą – mówi Łukowski.

Wokół miasta obwarzanek

Eksperci są zgodni, że migracje ludności powinny być monitorowane. – Trzeba zbadać motywacje osób, które opuściły swoje miasta, i racjonalizować te przepływy – ocenia prof. Ziobrowski. Jego zdaniem powinny być tym zainteresowane miasta z otaczającymi je gminami.
Wskazuje na to przykład Warszawy czy Krakowa. Nie tylko one zyskują na tym, że przyciągają nowych mieszkańców. Wokół tych metropolii rosną tzw. obwarzanki składające się z miast leżących na ich okręgu, takich jak Legionowo, Piaseczno czy Konstancin-Jeziorna leżące wokół stolicy.
Taka koncentracja oznacza, że wielu miastom grozi stagnacja i być może upadek, bo nie tworzą swoim mieszkańcom warunków do dobrego życia. Podobny problem wystąpił na terenach byłej NRD. Nawet bogate Niemcy nie potrafiły go do tej pory rozwiązać.