Szef brytyjskiego rządu przypomina otym każdym wystąpieniem ikażdą decyzją. Wsukurs idą mu jego współpracownicy deklarujący wmediach, że kraj jest gotów na twardy brexit. Co więcej, Londyn nie planuje żadnych rozmów zUnią. Główny brytyjski negocjator powiedział wtym tygodniu kolegom wBrukseli, że chętnie pogada ostosunkach zUnią, ale dopiero po rozwodzie.
To znacząca zmiana kursu, ale też taktyka negocjacyjna. Chodzi oto, żeby za wszelką cenę przekonać przeciwnika, że jest się gotowym na wszystko, wtym wypadku – twardy brexit. Kiedy się przestraszy, sam zaproponuje powrót do stołu negocjacyjnego.
Nie jest to nowa metoda wdyplomacji. Na Chinach właśnie wypróbowuje ją Donald Trump. Wprzypadku Europy problem polega jednak na tym, że był już jeden premier, których chciał wten sposób wymusić na Brukseli ustępstwa – isromotnie przegrał. Tym premierem był Aleksis Tsipras.
Grecja w 2015 r. idzisiejsza Wielka Brytania to dwie kompletnie różne rzeczywistości. Niemniej jednak są pewne podobieństwa. Zarówno Tsipras, jak iJohnson doszli do władzy dzięki obietnicy postawienia się Europie. Obydwaj już wmomencie objęcia rządów postawili swoim partnerom zEuropy warunek sine qua non. Johnson nie chce rozmawiać oporozumieniu wyjściowym, dopóki Bruksela nie odpuści wkwestii granicy zIrlandią. Tsipras nie chciał siadać do stołu negocjacyjnego bez obietnicy darowania części długów.
Autorem greckiego planu gry był minister finansów Janis Warufakis. Uważał, że trzeba grać kartą wyjścia ze strefy euro. Był przekonany, że jeśli wierzyciele Grecji wto uwierzą, ustąpią.
Zmieńmy nieco niektóre elementy iwyjdzie taktyka Downing Street. Jeśli Bruksela uwierzy, że 31 października dojdzie do twardego brexitu, to nagle okaże się, że do porozumienia wyjściowego, które dotychczas było nienegocjowalne, można jednak wrócić.
W 2015 r. Warufakis miał wręku poważny straszak: rozpad strefy euro. Wkońcu jeśli Grecy wprowadziliby usiebie nową walutę, to mógł to zrobić każdy kraj unii walutowej wtarapatach. Grexit mógł więc oznaczać bankructwo (albo poważne problemy) innych państw, wtym przede wszystkim mocno zadłużonych Włoch, którym skoczyłyby nagle koszty obsługi zadłużenia (wmyśl zasady: mniej pewni – muszą więcej zapłacić).
Dyskusji jednak nie było. Warufakis dzisiaj wspomina, że rozmowy z wierzycielami Grecji – tzw. trojką, czyli tercetem instytucji – Komisją Europejską, Europejskim Bankiem Centralnym oraz Międzynarodowym Funduszem Walutowym – przypominały odbijanie się od ściany do ściany. Klaus Regling – szef Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego, instytucji finansującej bailouty – powiedział mu wręcz, że jeśli będzie to koniecznie, to ma wstrzymać wypłatę emerytur, byle tylko dotrzymać terminów spłat kolejnych transzfunduszowi.
Ostatecznie greccy wierzyciele nie kupili blefu, a Tsipras z potyczki wyszedł na tarczy: nie tylko w połowie 2015 r. zgodził się na trzeci bailout, ale też na związane znim, jeszcze bardziej drakońskie oszczędności. Czyli zrobił dokładnie na odwrót, niż obiecywał, dochodząc do władzy. Inna sprawa, że wprzypadku Grecji stawka była znacznie wyższa; nawet Warufakis wspomina, że koszty społeczne wyjścia zeuro iwprowadzenia nowej drachmy byłyby katastrofalne.
Johnson zdaje się myśleć podobnie. Jego straszakiem są konsekwencje gospodarcze twardego brexitu. Ostatecznie jednak brytyjski gambit może okazać się jednym mostem za daleko. Tak jak przejrzano blef Tsiprasa, tak samo może być zJohnsonem.
Dotychczas wszystkich, którzy wypominają mu, że twardy brexit to gospodarcze seppuku dla Zjednoczonego Królestwa, wyzywał od czarnowidzów idefetystów. Jednak gdy Izba Gmin po raz trzeci głosowała za porozumieniem wyjściowym premier May ibyło wiadomo, że jeśli nie zostanie przyjęte, to Wielka Brytania nie tylko nie wyjdzie, ale jeszcze będzie musiała zorganizować wybory do europarlamentu – Johnson spękał. Zapomniał otym, że przez dwa lata na łamach „The Daily Telegraph” wylewał pomyje na ten dokument iostatecznie za nim zagłosował. Jak będzie tymrazem?