Sfera budżetowa nie akceptuje zaproponowanego przez rząd wzrostu płac w 2025 r. na poziomie zaledwie 4,1 proc. W związku z tym Andrzej Domański, minister finansów, podczas posiedzenia Rady Dialogu Społecznego obiecał związkowcom, że Rada Ministrów zrewiduje swoją decyzję w sprawie podwyżek dla urzędników i służb mundurowych.

Eksperci przyznają, że tegoroczne podwyżki na poziomie 20 proc. zrekompensowały brak systematycznego wzrostu płac w poprzednich latach. Jednak organizacje związkowe uważają, że znaczące zwiększanie wynagrodzeń powinno być kontynuowane. Inaczej budżetówka będzie się borykać z falą odejść, a co za tym idzie – z problemami kadrowymi. Ponadto nie wiadomo, czy wobec Polski zostanie wszczęta procedura nadmiernego deficytu. Jest uruchamiana, kiedy zadłużenie sektora finansów publicznych kraju przekroczy 3 proc. PKB albo dług jest wyższy niż 60 proc.

Urzędnicy ostrzegają

DGP jako pierwszy ujawnił, że rząd proponuje, aby wskaźnik średniorocznego wzrostu płac w sferze bud żetowej w 2025 r. wyniósł 104,1 proc. W ubiegłych latach, kiedy rządziła poprzednia ekipa, był on na poziomie 100 proc., czyli nie przewidywano ogólnej podwyżki w budżetówce. W zamian zwiększano fundusze wynagrodzeń w urzędach. Pieniądze te trafiały na podwyżki dla części urzędników lub nowe etaty, a nawet nagrody. Dlatego zapowiedź, że wszyscy mogą liczyć na podwyżki, choćby na poziomie 4,1 proc., to dobra informacja.

Dodatkowo rząd zdecydował w ubiegłym miesiącu, że od 1 stycznia 2025 r. minimalne wynagrodzenie za pracę ma wynieść 4626 zł brutto, czyli o 326 zł więcej niż obowiązujące od 1 lipca 2024 r. W efekcie będziemy mieli do czynienia ze wzrostem pensji najmniej zarabiających na etacie o 7,6 proc.

Andrzej Domański, uspokajając organizacje związkowe, że zrewiduje wskaźnik średniorocznego wzrostu płac w państwowej sferze budżetowej, najprawdopodobniej miał na myśli to, że zamiast 4,1 proc. podwyżka wyniesie 7,6 proc. A zatem będzie to taki sam wzrost, jaki jest planowany w przypadku najniższej krajowej.

– Być może pewna grupa pracowników budżetówki nabierze się na tę zagrywkę taktyczną ministra finansów. Według mnie od początku zakładano, że podwyżka dla budżetówki będzie na poziomie ok. 7 proc. Zagrano jednak najpierw wzrostem na poziomie 4,1 proc., a po rozmowach z nami strona rządowa pokazuje nam, że mimo trudności budżetowych jeszcze uda im się wygospodarować parę groszy – mówi oburzony Robert Barabasz, przewodniczący NSZZ „Solidarność” w Łódzkim Urzędzie Wojewódzkim.

– Tegoroczne podwyżki na poziomie 20 proc. nie będą traktowane jako sukces nowego rządu wiecznie. Z czasem, jeśli kolejny wzrost płac będzie marny, ten poprzedni w oczach urzędników się zdewaluuje. Każda kwota przyszłorocznej podwyżki wynosząca poniżej 10 proc. będzie dla nas niezadowalająca – dodaje.

Szefowa za ludźmi

Urzędnicze związki mają nadzieję, że w przekonywanie rządu do wyższego niż proponowany wzrostu płac zaangażuje się nowa szefowa służby cywilnej Anita Noskowska-Piątkowska. W czerwcu odniosła się do przedstawionej przez Radę Ministrów propozycji wzrostu wynagrodzeń na 2025 r. w służbie cywilnej.

– Zawnioskowałam, aby oprócz wzrostu kwoty bazowej o 4,1 proc. zwiększyć fundusz wynagrodzeń dla służby cywilnej o dodatkowe minimum 3 proc. z przeznaczeniem dla wszystkich członków korpusu – deklaruje Anita Noskowska -Piątkowska.

– Jeśli budżet by na to nie pozwalał, to wzrost powinien dotyczyć przynajmniej urzędów z najniższymi wynagrodzeniami, zwłaszcza w administracji terenowej. Kierownicy tych urzędów – mając dodatkowe środki do dyspozycji – mogliby prowadzić politykę kadrowo-płacową zgodnie z bieżącymi potrzebami. Wynagrodzenia powinni kształtować tak, by miały one charakter motywacyjny – zapewnia szefowa służby cywilnej.

Jednak korpus służby cywilnej to tylko część budżetówki. Zaliczają się do niej też służby mundurowe i pracownicy cywilni, którzy zajmują się obsługą tych formacji.

– Jeśli wzrost przyszłorocznych płac dla budżetówki będzie na podobnym poziomie co płaca minimalna, to będziemy w tym samym miejscu co obecnie. Utrzymanie ciągłości tej dysfunkcjonalności spowoduje, że w administracji i służbach będzie więcej wakatów, a w konsekwencji doprowadzi to do niewydolności państwa. Usługi publiczne, w tym obsługa sądów i prokuratur, a także służb mundurowych, do których zalicza się Straż Graniczną, również są w rękach pracowników cywilnych – mówi Grzegorz Sikora z Forum Związków Zawodowych.

– Nie można wydawać miliardów na tzw. Tarczę Wschód, a zapominać o osobach, które zajmują się jej przygotowaniem i obsługą. Niestety wśród pracowników cywilnych zatrudnionych w służbach mundurowych dominanta to zarobki na poziomie płacy minimalnej. W tym roku wzrosła ona niemal tyle samo, ile wyniosły podwyżki dla budżetówki, czyli 20 proc. Takie płace nie zatrzymają specjalistów – dodaje.

Chcą 15 proc.

OPZZ też nie zamierza się godzić na podwyżki dla budżetówki w granicach ok. 7 proc.

– Nasze żądania podwyżek w 2025 r. są na poziomie 15 proc. Rząd nie może się zasłaniać uruchomieniem procedury nadmiernego deficytu, bo formalnie Komisja Europejska jej nie uruchomiła, a jedynie wskazała na zagrożenie. Jeśli płace wzrosną do 7 proc., to dojdzie jedynie do powstrzymania jeszcze większego spłaszczenia w zarobkach między najmniej zarabiającymi a specjalistami na wyższych stanowiskach – mówi Piotr Ostrowski, prezes Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych.

Podobnie uważają eksperci.

– Przy takim wzroście płac specjaliści będą się decydować na odchodzenie poza budżetówkę, gdzie na podobnych stanowiskach zarobki są nawet o 40 proc. wyższe niż w administracji – mówi dr Jakub Szmit, ekspert ds. administracji publicznej z Uniwersytetu Gdańskiego.

Jego zdaniem należy wprowadzić rozwiązania systemowe, dzięki którym podwyżki przestaną być uzależnione od decyzji rządzących.

Za takim rozwiązaniem opowiadają się też organizacje związkowe.

– Federacja Związków Zawodowych z OPZZ i Solidarnością powinni w specjalnej grupie roboczej przygotować ramowe zmiany systemowe, dotyczące automatycznego wzrostu płac w budżetówce. Taki system już działa w podmiotach leczniczych, np. w odniesieniu do pielęgniarek. On też zawiera pewne wady, ale przynajmniej jest – mówi Grzegorz Sikora.

O takie rozwiązanie walczy od kilku lat Związek Nauczycielstwa Polskiego, którego obywatelski projekt ustawy znajduje się w Sejmie.

Za systemowymi rozwiązaniami opowiada się też szefowa służby cywilnej.

– Planowanie wzrostu wynagrodzeń w powiązaniu z obiektywnymi wskaźnikami makroekonomicznymi, takimi jak np. inflacja czy wzrost wynagrodzeń w gospodarce narodowej, powinno być pewnego rodzaju minimum, które państwo gwarantuje swoim urzędniczkom i urzędnikom – mówi Anita Noskowska-Piątkowska.

Tłumaczy, że dodatkowe środki na wynagrodzenia powinny uwzględniać trudną sytuację urzędów administracji rządowej w terenie, umożliwiać prowadzenie elastyczniejszej polityki kadrowo-płacowej oraz prowadzić do ograniczenia nieuzasadnionych różnic płacowych pomiędzy urzędami.

Czekają z protestami

Związkowcom na razie pozostaje czekać na projekt ustawy budżetowej na 2025 r. i ostateczną kwotę zaproponowaną budżetówce.

– Atmosfera jest gorąca, nawet organizacja pracodawców uważa, że wzrost płac w budżetówce powinien być na poziomie minimum 10 proc. Jeśli będzie ok. 7 proc., to we wrześniu czekają nas protesty i wyjdziemy na ulice, a poszczególne centrale potrafią się szybko zorganizować – deklaruje.

Wtórują mu inne organizacje związkowe.

– Nie wykluczamy protestów na przełomie września i października, bo wzrost płac powinien być znacznie wyższy od proponowanego – mówi Piotr Ostrowski.

Wszystko wskazuje na to, że jesień będzie dla ekipy rządowej gorąca. ©℗