Firmy nie chcą zatrudniać nowych osób, bo nie wiedzą, jaka czeka je przyszłość. Przekłada się to na liczbę ofert pracy.

Choć ofert pracy napływających do urzędów jest ciągle więcej niż przed rokiem, to z każdym miesiącem ta różnica ulega spłaszczeniu. Po maju, kiedy napłynęło ich tylko 86,4 tys., sięga już 0,3 proc. W sumie, jak wynika z danych GUS, od stycznia do maja pojawiło się 460,5 tys. ofert pracy.

Zdaniem Roberta Lisickiego, dyrektora departamentu pracy w Konfederacji Lewiatan, świadczy to o ochłodzeniu w gospodarce.

– Wskazuje na to spadek ofert w maju nie tylko rok do roku, ale i miesiąc do miesiąca. Poza tym to nie pierwszy taki przypadek w tym roku – podkreśla Lisicki.

Spowolnienie nie mija

Joanna Torbé-Jacko, ekspert Business Centre Club ds. prawa pracy i ubezpieczeń społecznych, dodaje, że jeszcze na początku roku firmy miały nadzieję, iż spowolnienie widoczne w krajach UE nie będzie miało na nie dużego wpływu i trend się odwróci. W kolejnych miesiącach przekonały się jednak, że nie nastąpi to szybko.

Na spadek liczby ofert wskazują też najnowsze dane serwisu Pracuj.pl. W pierwszym półroczu opublikowano ich w serwisie 396 tys. wobec 454 tys. przed rokiem. To wynik niższy od osiągniętego w 2022 r., ale wyraźnie wyższy niż w jeszcze wcześniejszych latach.

– Ostrożność firm w podejmowaniu nowych inicjatyw, a tym samym i zatrudnianiu nowych pracowników, jest większa. To efekt rosnących kosztów. W tym roku mamy do czynienia z rekordowym wzrostem płacy minimalnej. Do tego dochodzi wzrost kosztów działalności, wynikający choćby z cen surowców. Niepewność co do przyszłości narasta, szczególnie że wiele branż wciąż boryka się ze spadkiem zamówień z UE w związku z hamowaniem tamtejszych gospodarek – tłumaczy Robert Lisicki. Jednak podkreśla, że nie mamy do czynienia z załamaniem na rynku, bo jednocześnie też firmy nie zmniejszają zatrudnienia. Utrzymują pracowników, bo mają świadomość, jak trudno będzie ich potem odzyskać.

O tym, że sytuacja gospodarcza rzuciła cień na część branż, a tym samym na popyt na pracowników, jest przekonany też Rafał Nachyna, dyrektor operacyjny i członek zarządu Grupy Pracuj. I dodaje, że mniejszy popyt na rekrutacje jest widoczny zwłaszcza wśród dużych firm, a wpływ na ich zachowawcze podejście do zatrudniania nowych pracowników mają czynniki makroekonomiczne.

– Wiele polskich firm współpracuje z podmiotami niemieckimi, zatem słabsza sytuacja gospodarcza za naszą zachodnią granicą może wpływać także na polski rynek. Poza tym wojna w Ukrainie również nie sprzyja wprowadzaniu nowych projektów w centralnej Europie – tłumaczy.

Koszty przygniatają

Firmy przyznają, że nie ma sprzyjającego klimatu do zatrudniania pracowników.

– Ko

szty nas przygniotły. Pracownicy oczekują ok. 6 tys. zł netto, co oznacza, że kwota brutto wynosi niemal 8,4 tys. zł. Koszt, który muszę ponieść jako pracodawca, wynosi ponad 10 tys. zł – wyjaśnia właściciel pensjonatu nad polskim morzem. Dlatego, jak dodaje, w tym roku zrezygnował z dodatkowego personelu, szczególnie że turyści nie dopisują tak, jak przed rokiem.

– Nie mam pełnego obłożenia, do tego na kilka dni przed przyjazdem niektóre osoby potrafią wycofać się z rezerwacji, mimo że ponoszą opłatę manipulacyjną. Nie dziwię się. Wiem, że za granicę mogą pojechać taniej, rezerwując ofertę w ostatniej chwili – tłumaczy.

Podobnie mówią właściciele lokali gastronomicznych, nie ukrywając, że w tym roku częściej niż kiedykolwiek korzystają z pracy studentów oraz pracowników tymczasowych, czyli zatrudnianych przez agencje zatrudnienia.

– Widzimy ten trend wyraźnie, również w innych sektorach, jak w handlu czy przetwórstwie przemysłowym. Firmy wiedzą, że w takiej sytuacji mogą szybciej zredukować zatrudnienie, jeśli koniunktura się pogorszy – mówi Joanna Torbé-Jacko.

Niepewność co do przyszłości dotyka m.in. branżę mleczarską, która ma coraz większy problem z eksportem swoich wyrobów. Już teraz, jak mówi Agnieszka Maliszewska, dyrektor Polskiej Izby Mleka, przegrywa cenowo z przedsiębiorstwami z Włoch, Francji czy Holandii. Branża alkoholowa natomiast obawia się zapowiedzianej przez rząd podwyżki akcyzy, co może się przełożyć na popyt, który już dziś jest mniejszy, jeśli porównamy rok do roku. To, jak mówią przedstawiciele firm, przełoży się na produkcję, a co za tym idzie – na zapotrzebowanie na pracowników. Do tego nie pomaga umocnienie się złotego, które sprawia, że za granicą na swoich produktach polscy wytwórcy zarabiają mniej. Spowolnienie gospodarcze wpłynęło też znacząco na branżę TSL, która ma o 20–30 proc. mniej zleceń niż przed rokiem. W rezultacie sektor, który jeszcze w ubiegłym roku borykał się z deficytem pracowników, dziś może ich znaleźć bez większego kłopotu. Przewoźnicy, którzy chcą utrzymać swoje finanse w ryzach, skłaniają się bowiem coraz bardziej ku ograniczaniu miejsc pracy, reagując w ten sposób na niepewne czasy.

– Obecnie mamy do czynienia z dużymi zmianami na rynku transportowym. Można zauważyć, że jest więcej chętnych do pracy – komentuje Łukasz Włoch, główny ekspert ds. analiz i rozliczeń Inelo z Grupy Eurowag.

Jak zauważają eksperci Pracuj.pl, mniejszy popyt jest na pracowników IT, co widać już od ubiegłego roku. Firmy z branży IT coraz częściej inwestują w automatyzację oraz zdalne zespoły, co przekłada się na mniejszą liczbę nowych ofert lokalnie. W rezultacie ogłoszenia o pracę firm IT stanowią 5 proc. wszystkich ofert zamieszczonych w serwisie Pracuj.pl, podczas gdy w tym samym okresie rok wcześniej było to 7 proc. Poszukiwanych jest też mniej specjalistów sprzedaży i finansów.

Prognozy niepewne

Czego w związku z tym można oczekiwać w nadchodzących miesiącach? Czerwiec i lipiec mogą przynieść odbicie w statystykach ofert pracy, ale to tylko w związku z większym popytem na pracowników sezonowych. Potem, jak mówią eksperci, wiele zależy od tego, jak szybko nastąpi wykorzystanie funduszy europejskich i ożywienie w gospodarkach UE.

– Nasze rozmowy z pracodawcami pokazują, że zakładają oni odbicie w drugiej połowie roku. Wykorzystanie funduszy unijnych przełoży się na wzrost liczby nowych miejsc pracy, zwłaszcza w IV kw. – komentuje Rafał Nachyna.

Są jednak eksperci, którzy uważają, że nastąpi to najwcześniej w 2025 r. I powołują się na najnowsze, czerwcowe dane GUS o koniunkturze, z których wynika, że decyzje w zakresie zatrudnienia i wynagrodzeń firmy podejmują bardziej na podstawie bieżących danych niż oczekiwań długoterminowych. Zatem ożywienie przyjdzie, gdy menedżerowie poczują realne zmiany w firmie. Takie deklaracje składa 61,6 proc. przedsiębiorstw z branży handlu detalicznego i 68 proc. z branży przetwórstwa przemysłowego. W porównaniu z marcem tego roku nieznaczny wzrost znaczenia bieżących danych dla decyzji dotyczących zatrudnienia i wynagrodzeń wystąpił w usługach (z 64 do 66 proc. wskazań). ©℗

ikona lupy />
Liczba ofert pracy zgłoszonych w ciągu miesiąca / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe