Nie wszyscy lubią czerwiec. Uczniom kojarzy się z początkiem wakacji, pracownikom – ze zbliżającym się wypoczynkiem, ale dla wielu emerytów to przeklęty miesiąc. Ci, którzy w przeszłości kończyli w tym miesiącu pracę i przechodzili na emeryturę, otrzymywali wyraźnie niższe świadczenie w porównaniu z tym, jakie otrzymaliby, gdyby zakończyli aktywność zawodową w jakimkolwiek innym miesiącu roku.

Brzmi absurdalnie? Oczywiście, ale takich niedorzeczności w naszym systemie emerytalnym jest więcej. Jeśli przejdziesz na emeryturę na początku roku, to dostaniesz trzynastkę, ale jeśli zaczekasz z tym co najmniej do lipca, to „załapiesz” się na jeszcze jedną waloryzację składek, a to oznacza nieco wyższe świadczenie. Możesz też kombinować z ogłaszanymi w marcu tablicami dalszego trwania życia – jeśli zaczekasz na te nowe i będą korzystniejsze, to dostaniesz wyższe świadczenie. Ale ryzykujesz, bo mogą być gorsze od tych poprzednich i wtedy stracisz.

Za to ustawianie seniorów w roli uczestników ruletki odpowiada nie ZUS, a państwo, które toleruje nie do końca transparentne, skomplikowane i często po prostu niesprawiedliwe zasady przechodzenia na emeryturę. Co więcej, nawet przyłapane na gorącym uczynku i tak nadal komplikuje życie obywatelom-seniorom. Tak stało się w przypadku wspomnianych czerwcowych emerytów. Trybunał Konstytucyjny uznał ich krzywdę, trzeba było zmienić przepisy, ale okazuje się, że nawet na podstawie tych nowych na korzystne przeliczenie świadczeń nie mogą liczyć ci seniorzy, którzy walczą z absurdalnymi zasadami przed sądem. Oni mają czekać na wyrok, a biorąc pod uwagę ich wiek, mogą sprawiedliwości nie doczekać. I gdzie tu państwo prawa?