W połowie roku Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej przedstawiło najnowszą wersję projektu zmiany rozporządzenia w sprawie ogólnych przepisów bezpieczeństwa i higieny pracy. Zakłada ona bezwzględny zakaz wykonywania pracy, gdy temperatura powietrza przekracza określone, maksymalne progi – czyli 35 st. C w pomieszczeniach i 32 st. C przy pracach fizycznych na otwartej przestrzeni. Pracodawcy będą też mieli obowiązek wdrożyć odpowiednie rozwiązania technologiczne lub organizacyjne obniżające temperaturę, gdy ta w pomieszczeniu przekroczy 28 st. C, a na otwartej przestrzeni – sięgnie powyżej 25 st. C. Od tamtego czasu, mimo dialogu z pracodawcami, związkami zawodowymi i różnego rodzaju instytucjami nic się nie wydarzyło.

Resort pracy zapytany przez DGP w nieoficjalnej rozmowie o los projektu, który pierwotnie miał wejść na początku 2026 r., a potem od 2027 r., odpowiada, że na razie został odłożony w czasie. Przyznaje jednocześnie, że problem, którego on dotyczy, jest ogromny i powinien zostać rozwiązany.

– Jeśli dyrektorzy generalni urzędów dzwonią do mnie z pytaniem, czy mogą zwolnić ludzi do domu w upał, to znaczy, że obecne przepisy są niejasne – słyszymy od przedstawiciela resortu, który jednocześnie dodaje, że temat temperatur jest trudny ze względu na silny opór pracodawców, powołujących się na wysokie koszty wdrożenia proponowanych w nim rozwiązań. – Z drugiej strony zmiany klimatyczne wymuszają na nas określone działania – dowiadujemy się w resorcie.

Ogromne koszty

Pracodawcy nie ukrywają, że są zadowoleni ze spowolnienia prac nad projektem. Przypominają, że już w przyszłym roku czekać ich będą ogromne zmiany, m.in. w związku z nowelizacją ustawy o PIP. Dzięki temu unikną kumulacji nowych przepisów.

– Nie spodziewaliśmy się takiego obrotu sprawy. Przesunięcie wejścia w życie regulacji w tym zakresie to bardzo dobra informacja – sygnalizuje Wioletta Żukowska-Czaplicka, ekspertka ds. społeczno-gospodarczych Federacji Przedsiębiorców Polskich, zwracając uwagę, że rozporządzenie oznaczałoby ogromne koszty dla firm.

Jak wyliczyła Konfederacja Lewiatan, próba dostosowania pomieszczeń do zaproponowanych warunków oznacza konieczność wydania przez niektóre przedsiębiorstwa ogromnych sum. Wstępne szacunki wskazują na kwoty sięgające nawet kilkunastu czy kilkudziesięciu milionów złotych. Do tego takie procesy musiałyby być rozłożone na kilka lat. Eksperci Lewiatana zauważyli też, że jest wątpliwe, czy obniżenie temperatur np. w całych halach produkcyjnych jest technologicznie w ogóle możliwe. Zatem ponoszone miałyby być ogromne koszty bez gwarancji, iż wprowadzone rozwiązania spełnią założenia projektodawcy.

Z takiego obrotu sprawy nie są jednak zadowolone organizacje pracowników, które z kolei liczyły na dalsze procedowanie projektu.

– Zmiany klimatu postępują. Za granicą są wdrażane rozwiązania, które mają chronić przed nimi pracowników – mówi Paweł Śmigielski z Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych i dodaje, że choć dziś temat nie jest gorący, to wiosną czy latem, kiedy słupki rtęci w termometrach przekroczą 30 st. C, temat znowu powróci.

– Jeśli nadal będzie cisza w tym temacie, to będziemy apelować o powrót do prac – mówi Paweł Śmigielski i dodaje, że na konferencjach i seminariach organizowanych przez organizację, która dialog w tej sprawie prowadzi od ponad trzech lat, wielokrotnie było podkreślane, że trzeba ten aspekt uregulować. Szczególnie że obecnie w przepisach bezpieczeństwa i higieny pracy nie ma określonej maksymalnej temperatury, kiedy może być wykonywana praca. Regulacje prawne jasno określają, że pracodawca ma obowiązek zapewnienia pracownikom nieodpłatnie napojów chłodzących, jeżeli temperatura w pomieszczeniach, w których pracują przekracza 28 st. C lub na dworze, przy ponad 25 st. C. Dziś prawo nie formułuje też jasnego przyzwolenia na rezygnację z pracy przy danych warunkach atmosferycznych.

– Wysokie koszty dla pracodawców nie są natomiast argumentem. Powinien nim być pracownik – mówi Renata Górna, dyrektor w OPZZ, i dodaje, że pracodawcy mają możliwość skorzystania z różnego rodzaju rozwiązań, jak przestoje w pracy, rozpoczynanie jej wcześniej, zorganizowanie przerw w czasie największego nasłonecznienia.

Firmy obawiają się kar

Pracodawcy sygnalizują natomiast, że nie w każdej branży jest to możliwe. A każde opóźnienia wiązać się będą dla nich z koniecznością kar umownych za niezrealizowanie kontraktu na czas.

– Dlatego chodzi nie tylko o koszt dostosowania obiektów do nowych wytycznych, lecz także o wydatki związane z tym, że mogą być opóźnienia w wykonaniu zleceń – mówi Agata Majewska, radca prawny w TDJ Legal Morawiec, dodając, że branża budowlana miałaby w tej sytuacji trudność w powołaniu się na siłę wyższą w razie niewykonania pracy na czas.

– Firmy, których pracownicy pracują na dworze, mają też ograniczone możliwości skorzystania z alternatywnych rozwiązań. Praca w nocy nie zawsze wchodzi w grę, do tego wiąże się z dodatkowym wynagrodzeniem dla pracownika – uzupełnia prawniczka. ©℗