Prof. Rajmund Michalski, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Moje Nerki przypomina, że według oficjalnych danych, mamy w Polsce około 4,5 mln osób, które prawdopodobnie cierpią z powodu choroby nerek. Z tego zaledwie 5 proc. jest zdiagnozowanych.

Prof. Mariusz Kusztal z Kliniki Nefrologii, Medycyny Transplantacyjnej i Chorób Wewnętrznych USK we Wrocławiu podkreśla, że bardzo ważna jest tu proaktywna profilaktyka.

- W naszym kraju niewiele dzieje się w tej materii. Tymczasem pacjent powinien wiedzieć, że ważne jest badanie albuminurii, kontrolowanie ciśnienia tętniczego krwi, sprawdzanie poziomu cholesterolu, badanie filtracji kłębuszkowej, czyli oznaczanie EGFR – mówił prof. Kusztal.

Dializa otrzewnowa to rzadkość

Niestety nie tylko profilaktyka kuleje. Problem jest też z leczeniem nerkozastępczym. Pacjenci mają dostęp głównie do klasycznej dializoterapii. Dializy otrzewnowe to rzadkość. Tymczasem, jak tłumaczy prof. Kusztal, to rozwiązanie bardzo korzystne, szczególnie dla seniorów, którzy mogliby z niego korzystać nie wychodząc z domu i nie narażając się na kontakt z bakteriami i wirusami, które bytują w placówkach ochrony zdrowia.

Dializa otrzewnowa to też optymalne rozwiązanie dla osób pracujących czy podróżujących.

- Mamy dane zarówno ekonomiczne, jak i medyczne powiązane z jakością życia i wynikami leczenia, mocno wskazujące na to, że dializa otrzewnowa jest lepszym wyborem. Tymczasem w Polsce korzysta się z niej rzadko – komentuje prof. Kusztal.

Jak tłumaczy Cezary Pruszko, prezes MAHTA, randomizowane badania kliniczne porównujące dializę otrzewnową z hemodializą pod kątem przeżycia wskazywały na zbliżoną skuteczność obu metod.

- Interesujące są natomiast dane dotyczące jakości życia chorych. I tu zauważalną przewagę osiąga leczenie dializą otrzewnową. Oferując choremu więcej swobody w codziennym funkcjonowaniu, możliwość pracy zawodowej, realizację hobby, czy podróżowanie – mówi Cezary Pruszko.

Pacjenci pozostawieni sami z chorobą

Choroby nerek, tak jak i około 200 innych schorzeń, bywają konsekwencją choroby otyłościowej. Podczas obrad Medycznej Racji Stanu prof. Mariusz Wyleżoł, prezes elekt Polskiego Towarzystwa Leczenia Otyłości, kierownik Warszawskiego Centrum Leczenia Otyłości i Chirurgii Bariatrycznej Szpitala Czerniakowskiego pytał, dlaczego nie mamy w Polsce konsultanta krajowego do spraw przeciwdziałania otyłości. W końcu to choroba, która indukuje wiele innych, bardzo poważnych schorzeń. Zwracał uwagę, że nie mamy specjalizacji lekarskiej dedykowanej tej chorobie. Dodatkowo leczymy tylko jej powikłania.

- Jest coraz większa świadomość społeczna dotycząca tej choroby, ale nic się nie zmienia, jeżeli chodzi o możliwość systemowego leczenia. Nadal pozostawiamy ją na barkach chorych. Obecnie leczonych jest zaledwie około 1,5 proc. chorych. Około 90 proc. musi samodzielnie ponosić koszty leczenia – mówił prof. Wyleżoł.

Potrzebne badania przesiewowe

Choć cukrzycę typu 1 trudno nazwać chorobą cywilizacyjną, bo to choroba autoimmunologiczna, to już jej powikłania jak najbardziej są problemem dla systemu ochrony zdrowia.

Pediatrzy postulują wprowadzenie badań przesiewowych w kierunku cukrzycy typu 1. Prof. Czupryniak uważa jednak, że należy zachować pewną ostrożność przy wprowadzaniu takiego rozwiązania, ponieważ nie możemy dzisiaj obiecać chorym, że możemy ich wyleczyć. Pojawił się co prawda lek - teplizumab, który podany w czasie, kiedy nie doszło jeszcze do pełnego rozwoju choroby, hamuje go, to jednak nie eliminuje choroby. Pacjenci na razie nie mają do niego dostępu.

Natomiast prowadzenie badań przesiewowych u dzieci w kierunku cukrzycy ma ogromną zaletę.

- Kontrola nad pacjentami, u których wiemy, że rozwinie się choroba, spowoduje, że nie będzie u nich dochodziło do kwasicy ketonowej, która może doprowadzić do śmierci. Badania przesiewowe mogą zupełnie wyeliminować to powikłanie – mówi prof. Czupryniak.

Dr Monika Zamarlik, prezes Federacji Diabetyków potwierdza, że nie mają one na celu budzenia nieuzasadnionej nadziei na wyleczenie, a właśnie zapobieganie kwasicy ketonowej.

- Blisko 50 proc. pacjentów ma rozpoznawaną cukrzycę typu 1 dopiero kiedy dojdzie u nich do kwasicy ketonowej (często są to dzieci przyp.red.). Kilkoro pacjentów umiera – mówi dr Zamarlik.

Anna Kaczmarek