Sławomir Mentzen przed drugą turą przeprowadził dwie rozmowy z pozostającymi na placu boju kandydatami. Poprowadził je zresztą dobrze, bardziej po dziennikarsku niż zdarza się to w niejednym studio, kiedy to „profesjonalizm” przejawia się w emocjonalnym stosunku do zaproszonego gościa. Przy okazji, Mentzen stworzył dość miłą atmosferę rozmowy i zdobył ogromną widownię. Kto jeszcze uważa, że kluczem do tzw. oglądalności jest awantura?

Tak czy inaczej, granica między zawodem, którego deklarowanym celem jest ujawnianie prawdy, a zawodem, którego deklarowanym celem jest wygrana w walce o władzę, teoretycznie i modelowo nieprzepuszczalna, padła. Jesteś tym, kim mówisz, że jesteś. Władza i prawda są płynne.

Może to po prostu świat, w każdym razie świat zachodni, idzie w tym kierunku? Na polskim podwórku daje się jednak zauważyć lokalny koloryt. Znaczna część naszej inteligencji trzymała się w pierwszych dekadach transformacji ustrojowej niezłomnego przekonania, że ma rację. Złączyła wiele (wartościowych zresztą) zasad moralnych i etycznych z przekonaniami politycznymi. Naród uznała za podzielony na trzy główne grupy. Mający rację i głosujący na partie promowane przez „Gazetę Wyborczą” to grupa najlepsza. Głosujący na inne partie, ale niepodważający katalogu przekonań tej pierwszej – grupa tolerowana. Źle głosujący i źle wyrażający się o najlepszych – grupa zła, prawica i populiści.

Kiedy politycznie system ten się posypał, „grupa najlepsza” zdenerwowała się, i to bardzo. Tyle że uratowanie porządku, w którym jedni – trafnie lub nie – określają, co dopuszczalne, jest już niemożliwe. Za długo pycha monopolistów niosła ze sobą upokarzanie „głupich”. W oczach tych, którzy podważyli „porządek”, sprawa jest prosta: różne grupy mają różne zestawy wartości, nikogo nie ogranicza nic, czego sam sobie nie postanowi, uniwersalizm zasad etycznych i moralnych to ściema. Postmodernizm trafił pod strzechy. ©Ⓟ