W piątek 6 czerwca prezydent Andrzej Duda podpisał pierwszy pakiet deregulacyjny, który rząd przygotował we współpracy z tzw. zespołem Brzoski, czyli inicjatywą SprawdzaMY. Określenie „deregulacyjny” jest umowne, gdyż wiele z wprowadzonych zmian to doprecyzowanie regulacji, a nie ich zniesienie. Nie w każdym przypadku można mówić o poprawie sytuacji. Gdyby te rozwiązania nie były elementem pakietu, odbyłaby się nad nimi zwyczajna dyskusja. Niestety nietypowy sposób zgłaszania postulatów stronie rządowej sprawił, że nadmiernie duża władza trafiła do współpracowników inicjatywy SprawdzaMY.

Według informacji zamieszczonej na stronie Prezydenta RP zmiany w prawie przedsiębiorców zajmują zdecydowanie najwięcej miejsca w pakiecie. Jedną z najbardziej kontrowersyjnych jest wprowadzenie do przepisów nakładających na nich obowiązki administracyjne zasady „one in, one out”. „Zasada będzie polegała na tym, by projektując nowe obowiązki administracyjne, projektodawca dążył do zmniejszenia obciążeń administracyjnych wynikających z uregulowań prawnych już obowiązujących w danej dziedzinie” – czytamy w ocenie skutków regulacji. W oczywisty sposób zwiąże to ręce ustawodawcy i władzy wykonawczej.

Poza tym obowiązywać będzie przynajmniej sześciomiesięczne vacatio legis dla ustaw zmieniających zasady działalności gospodarczej. Będzie można je skrócić wyłącznie ze względu na ważny interes państwa. Władza będzie musiała też stworzyć „Program regulacyjny” na wzór „Polityki zakupowej państwa”, by na bieżąco monitorować sprawność prawa gospodarczego i planować najpilniejsze nowelizacje.

Mniej kontroluj

Jednym z bardziej kontrowersyjnych rozwiązań jest znaczące ograniczenie kontroli przedsiębiorców. Skrócono maksymalny czas kontroli mikroprzedsiębiorców z 12 do 6 dni. Wprowadzono też kategoryzację ze względu na prawdopodobieństwo naruszenia prawa. Podmiot kontrolny będzie musiał najpierw przeanalizować określone przez organ obszary działalności, identyfikując te, w których ryzyko jest najwyższe. Na tej podstawie przedsiębiorcy zostaną przypisani do jednej z kategorii (ryzyko niskie, średnie lub wysokie). W przypadku niskiego prawdopodobieństwa łamania prawa planowe kontrole konkretnego przedsiębiorcy będzie można prowadzić raz na pięć lat. Średnie ryzyko to kontrole raz na trzy lata, a w przypadku wysokiego nie będzie żadnych ograniczeń. Sprawdzanemu podmiotowi będzie trzeba najpierw doręczyć wstępną listę dokumentów niezbędnych do przeprowadzenia czynności.

Jeszcze na etapie prac nad pakietem autorstwa ministra rozwoju Krzysztofa Paszyka z PSL do tego rozwiązania OPZZ wskazywało, że ograniczy to skuteczność organów kontrolnych. W związku z tym przepisy te będą dotyczyć wyłącznie kontroli planowych. Gdy zaś zaistnieją okoliczności przeprowadzenia kontroli doraźnej, ograniczenie czasowe nie będzie obowiązywało. Poza tym nie obejmie działań Krajowej Administracji Skarbowej oraz monitorowania jakości paliw. Będzie też można kontrolować inne zakłady należące do tego samego przedsiębiorcy, by uniknąć samowolki ze strony firm posiadających wiele jednostek organizacyjnych.

Mimo to duże wątpliwości dotyczące limitu kontroli planowych zgłosił główny inspektor pracy Marcin Stanecki w swojej opinii do projektu ustawy. Państwowa Inspekcja Pracy została częściowo wyłączona z ograniczeń, ale tylko w zakresie kwestii wykonywania pracy przez cudzoziemców. Według Staneckiego zmiany w prawie przedsiębiorców mogą negatywnie wpłynąć na efektywność działań PIP. Poza tym są one niezgodne z Konwencją nr 81 Międzynarodowej Organizacji Pracy dot. inspekcji w przemyśle i handlu, według której kontrole powinny być prowadzone tak często, jak jest to konieczne dla zapewnienia przestrzegania prawa, „a zatem wszelkie unormowania przewidujące tego rodzaju ograniczenia będą niezgodne z jej postanowieniami” – czytamy w opinii GIP.

Co więcej, Państwowa Inspekcja Pracy nie może wskazywać przedsiębiorcy, jakiego rodzaju kontroli jest poddawany. Z tego prostego powodu, że kontrole doraźne są przeprowadzane w reakcji na doniesienie sygnalisty. Mając to wszystko na uwadze, Stanecki postulował wyłączenie wszystkich czynności PIP z ograniczeń, co jednak projektodawców nie przekonało.

Nieostre sformułowania

W swojej opinii do projektu, który właśnie stał się prawem, daleko idące zastrzeżenia sformułowała również Krajowa Reprezentacja Samorządowych Kolegiów Odwoławczych. Kolegia uważają, że chociaż pakiet deregulacyjny miał na celu poprawę jakości środowiska prawnego, to w rzeczywistości będzie oddziaływał wręcz odwrotnie.

Największe zastrzeżenia budzi dodanie katalogu spraw administracyjnych, które mogą podlegać mediacji według Kodeksu postępowania administracyjnego (k.p.a.). Mediację będzie można stosować m.in. w sprawach wydawania koncesji, zagospodarowania przestrzennego, nieruchomości, ochrony środowiska czy rolnictwa, leśnictwa i rybołówstwa. Reprezentanci SKO wskazują, że instytucja mediacji nie sprawdziła się w praktyce, prowadząc już „do kuriozalnych sytuacji” oraz budząc wątpliwości konstytucyjne (nierówne traktowanie obywateli).

SKO zgłosiły mnóstwo innych zarzutów dotyczących zmian w k.p.a. Mowa chociażby o obciążeniu Naczelnego Sądu Administracyjnego rozpatrywaniem skarg kasacyjnych od wyroków oddalających sprzeciw na postanowienia, co może jeszcze wydłużyć pracę NSA – obecnie czas rozpoznania skargi wynosi 1–3 lata. Kolegia zgłosiły również uwagi dotyczące uporczywego stosowania w nowelizacji nieostrych pojęć, takich jak już wyżej wymieniony „interes państwa”.

Równi i równiejsi

W zupełnie innym tonie projekt pierwszego pakietu deregulacyjnego zaopiniował rzecznik małych i średnich przedsiębiorców. Wyraził zadowolenie przede wszystkim z samego faktu przystąpienia przez Sejm do deregulacji prawa gospodarczego. Największą radość sprawiło mu rozszerzenie dopuszczalnych form prowadzenia działalności gospodarczej w zakresie rzemiosła m.in. o spółki prawa handlowego.

Poza tym wskazuje na to, że mniejsze firmy będą mogły szybciej skorzystać z „małego ZUS plus”. Dotychczas ta forma oskładkowania była dostępna przez 36 miesięcy w ciągu 60 miesięcy. Inaczej mówiąc, po trzech latach korzystania z preferencji należało odczekać dwa lata, zanim można było przejść na nią ponownie. Problem w tym, że po tym okresie powrót do niższych składek mógł nastąpić dopiero od stycznia następnego roku, więc w niektórych wypadkach przerwa mogła trwać niemal trzy lata. Nowelizacja umożliwia powrót do „małego ZUS plus” już od kolejnego miesiąca po zakończeniu okresu karencji. I tę zmianę można ocenić pozytywnie, gdyż mowa jest o firmach osiągających niskie dochody, dla których pełne składki bywają ogromnym obciążeniem.

Na taką hojność nie mogą jednak liczyć nawet najbardziej poszkodowane grupy, np. niepełnosprawni. Na stronie inicjatywy SprawdzaMY, gdzie można zgłaszać i głosować na pomysły deregulacyjne, zdecydowanie najwięcej głosów zebrał postulat „zniesienia obowiązku badań okresowych dla osób z trwałą niepełnosprawnością”. Chodziło przede wszystkim rzadkie choroby genetyczne, takie jak zespół Downa, co do których nie ma wątpliwości, że nie miną. Żeby dotknięci nimi ludzie nie musieli się regularnie poddawać badaniom, wystarczy zmiana rozporządzenia ministra rodziny, pracy i polityki społecznej. Lewicowa ministra faktycznie wydała nowe rozporządzenie, które weszło w życie 11 czerwca. Niestety nie znosi ono badań okresowych, a jedynie wprowadza minimalny okres obowiązywania wydawanych orzeczeń (dla osób przed 16. rokiem życia będzie on wynosić trzy lata, u dorosłych siedem lat). Rozporządzenie nie ogranicza maksymalnego okresu obowiązywania orzeczenia, więc tak jak dotychczas jest możliwość otrzymania go na stałe, jednak wciąż będzie to zależeć od woli lekarza.

Od woli skarbówki będzie natomiast zależało, czy zaliczy wątpliwości w danej sprawie na korzyść podatnika. Organy najpierw muszą autorytatywnie stwierdzić, czy takie wątpliwości w ogóle występują. Według kolejnego pakietu deregulacyjnego, którego projekt Rada Ministrów przyjęła już w maju, w rozpoczynanym z urzędu postępowaniu podatkowym niedające się usunąć wątpliwości dotyczące stanu faktycznego będą rozstrzygane na korzyść podatnika. Przepisy będą miały również zastosowanie w sprawach celno-skarbowych i kontrolach.

W kolejce do deregulacji

W kolejnym pakiecie deregulacja obejmie również sektor finansowy. W wyniku tych zmian depozytariusz (czyli zarządca) funduszu inwestycyjnego nie będzie musiał weryfikować zgodności działania zarządzanego przez siebie funduszu z wszystkimi przepisami oraz jego statutem, z uwzględnieniem interesu uczestników funduszu oraz inwestorów. Nadal będą musieli jedynie zapewnić zgodność konkretnych czynności prawnych funduszu z przepisami prawa i statutem. Rząd deklaruje, że zmiana poprawi sytuację uczestników funduszy inwestycyjnych, co jest dosyć kuriozalne, skoro polega ona dosłownie na wykreśleniu ich interesów z ustawy.

Poza tym przedsiębiorstwom łatwiej i taniej będzie emitować własne obligacje. W przypadku emisji papierów o wartości niższej niż 1 mln euro nie trzeba będzie już korzystać z firm inwestycyjnych lub banków. Ich pośrednictwo miało jednak wyeliminować ryzyko błędów lub oszustw, więc bezpieczeństwo takich transakcji spadnie. Całkiem możliwe, że w takiej sytuacji inwestorzy będą oczekiwali od emitentów papierów poniżej 1 mln euro wyższej rentowności. Zamiast prowizji dla pośrednika uczciwi emitenci będą musieli więc więcej płacić za obsługę długu, natomiast nieuczciwi będą mieli łatwiej.

Na szczęście w pewnym obszarze bezpieczeństwo wzrośnie. Przedsiębiorstwa prywatne weryfikujące tożsamość swoich klientów – takie jak banki – będą musiały sprawdzać autentyczność dowodów osobistych. W zamian za to nowe przepisy przyspieszą udostępnianie im danych z rejestrów państwowych oraz zapewnią powstanie rejestru Polaków przebywających za granicą. Dzięki temu wyłudzanie kredytów będzie trudniejsze, jednak za cenę zwiększenia dostępu do danych osobowych. W tym przypadku wydaje się jednak, że warto ponieść ten koszt.

Jednym z głównych obszarów zainteresowania SprawdzaMY jest cyfryzacja domeny publicznej. W ramach najnowszego pakietu pomysłów, złożonych 4 czerwca, zaproponowano m.in. e-rejestrację pojazdów. Kierowcy uniknęliby dzięki niej długich kolejek w gminnych wydziałach komunikacji. W podobnym duchu na stronie SprawdzaMY pojawił się pomysł, by komornicy mogli ściągać bez wyroku sądu nieopłacone należności z rachunków zgłoszonych do Krajowego Systemu e-Faktur. Oba pomysły wiążą się zarówno z udogodnieniami, jak i z ryzykiem. E-rejestracja pojazdów może ułatwić wprowadzanie na rynek kradzionych samochodów. Złodziej lub paser nie będzie musiał się pojawiać w urzędzie, w którym są kamery. Ściąganie długów bez wyroku sądów może zmniejszyć zatory płatnicze w przedsiębiorstwach, ale też wygenerować nowy problem – ściągania fikcyjnych należności z już opłaconych lub fałszywych faktur.

Proponowana rezygnacja z papierowych paragonów mogłaby natomiast być ryzykowna dla budżetu państwa. „Wydrukowanie i wydanie paragonu jest dowodem i gwarancją tego, że sprzedawca odprowadził należny podatek VAT oraz dochodowy od transakcji sprzedaży do budżetu. Na tym powinno zależeć nam wszystkim. […] Jak wynika z danych KAS, nadużycia w nieewidencjonowaniu transakcji na kasie fiskalnej są bardzo duże, a urzędnicy KAS podczas kontroli spotykają się z wieloma sposobami unikania ewidencjonowania na kasie nawet przy transakcjach bezgotówkowych” – napisała 27 lutego na platformie X Agata Jagodzińska, przewodnicząca Związkowej Alternatywy w Krajowej Administracji Skarbowej.

Coś za coś, ale za co?

Trzy ostatnie pomysły świetnie pokazują główny problem z wieloma deregulacyjnymi pomysłami zespołu Brzoski. Z jednej strony nieco uproszczą one „robotę papierkową”, ale z drugiej – zwiększą ryzyko nieprawidłowości. Owszem, konieczność uzyskania wyroku sądu drastycznie wydłuża ściągalność należności, ale za to zabezpiecza przed malwersacjami. Rozwiązaniem jest usprawnienie wymiaru sprawiedliwości i skrócenie czasu wydawania wyroków, a nie rezygnacja z sądów. Tym bardziej że Krajowy System e-Faktur zacznie być obowiązkowy dopiero od lutego 2026 r. Warto byłoby najpierw sprawdzić, czy wszystko dobrze w nim działa, zanim zrzuci się na niego istotną część zadań wymiaru sprawiedliwości.

W kwietniu rząd rozpatrzył niemal 200 postulatów zespołu Brzoski, do dalszych prac skierował 123 z nich. W kolejce czekają następne, więc zmian potencjalnie może być nawet kilkaset. Dla opinii publicznej większość z tych problemów jest czysto abstrakcyjna. Taka też będzie dla nowego prezydenta Karola Nawrockiego, który raczej nie ma pojęcia o problemach domeny publicznej i Służby Cywilnej. W rezultacie za rok obudzimy się w zupełnie rozregulowanym państwie i nikt nawet nie będzie wiedział, kto właściwie zawinił i jak do tego doszło. ©Ⓟ