Ukraińcy nie zainwestowali fortuny w operację. Użyto nieco ponad 100 relatywnie tanich dronów FPV, które startowały ze specjalnie przystosowanych do tego celu TIR-ów. Kilka dni po operacji „Pajęczyna” awans na szefa wojsk dronowych uzyskał Robert Browdi, do wojny szemrany biznesmen współpracujący z każdą władzą. Ten pochodzący z Zakarpacia naturszczyk zbudował od zera ukraińską doktrynę dronową, zamieniając ją w sztukę. Madziar – bo takim pseudonimem tytułuje się Browdi – mógł skończyć jako prowincjonalny kryminalista i przemytnik. Rosyjska inwazja uczyniła z niego bohatera podręczników taktyki wojennej.

W środę – gdy Rosjanie otrząsnęli się po ataku na lotniska oraz po mniej udanej próbie uderzenia w most Krymski – doszło do rozmowy telefonicznej Donalda Trumpa z Władimirem Putinem. Rosyjski prezydent zastrzegł sobie prawo do odpowiedzi na „Pajęczynę”. Sugerując równocześnie, że włączy się w rozwiązanie problemu programu atomowego Iranu. Co należy czytać jako zapowiedź zemsty.

– Prezydent Putin powiedział bardzo dobitnie, że będzie musiał odpowiedzieć na ostatni atak na lotniska – komentował Trump. Szybko przeszedł jednak do tematu, który USA interesuje bardziej. – Powiedziałem prezydentowi Putinowi, że Iran nie może mieć broni nuklearnej i myślę, że w tej sprawie byliśmy zgodni (…) Moim zdaniem Iran opóźnia decyzję w tej niezwykle ważnej sprawie i będziemy potrzebować jednoznacznej odpowiedzi bardzo szybko – mówił, jakby marginalizując wojnę w Ukrainie. W jej kontekście – mimochodem – stwierdził jedynie, że pokój nie nastąpi „natychmiast”.

Bańka szantażu atomowego przebita

W zasadzie uderzenie w środki przenoszenia broni nuklearnej zakłada odpowiedź z użyciem broni atomowej. Ukraińcy zdają sobie sprawę, że sytuacja międzynarodowa jest na tyle złożona, że Kreml się na to nie zdecyduje. Tym samym przebili oni bańkę szantażu atomowego. Za co cała wschodnia flanka NATO może być im wdzięczna. Oprócz zniszczenia maszyn SBU zdekonstruowało mit Putina sięgającego po atomowy przycisk.

W tym czasie w Polsce dyskusja dotyczyła spraw dość prozaicznych. W tle rozmów o nowej prezydenturze, w śledztwie w sprawie stosowania oprogramowania Pegasus zarzuty przekroczenia uprawnień usłyszeli były dyrektor Delegatury CBA w Warszawie Jarosław W. oraz była naczelnik Wydziału I Operacyjno-Śledczego tej delegatury Katarzyna S. Polskę obiegły również informacje o zatrzymaniu dwóch internetowych hejterów Jaszczura i Ludwiczka. A premier Donald Tusk wcześniej zapowiedział, że będzie starał się o wotum zaufania. Zaś prezydent elekt Karol Nawrocki zaczął kompletować swój zespół.

Strona rządowa i opozycja, której udało się wziąć prezydenturę, szykują się do nowej odsłony sporu krajowego. Jakby abstrahując od wagi wydarzeń, które mają miejsce za wschodnią granicą. Zresztą nie tylko za wschodnią. Niemcy szykują się do jakiejś formy resetu z USA. Do Waszyngtonu udał się kanclerz Friedrich Merz. Ten sam, który – jak wynika z informacji DGP – miał stać za tym, że na majowy szczyt przywódców europejskich w Kijowie polski premier pojechał osobnym pociągiem. Czyli nie w towarzystwie Merza właśnie, prezydenta Francji Emmanuela Macrona i premiera Wielkiej Brytanii Keira Starmera. Pociąg co prawda jechał z Przemyśla, ale prośby Niemca u Ukraińców miały zdziałać cuda. Tusk pojechał osobno. Miał być na zdjęciach z Kijowa jako światowy przywódca. Ale miał też poczuć, że jednak nie jest w tej samej lidze co Niemiec, Francuz i Brytyjczyk.

Merz z wizytą w USA

Teraz Merz, który podobnie jak Tusk nie ma najlepszych relacji z Trumpem, w Waszyngtonie spróbuje się pojednać z liderem ruchu MAGA. Sami Amerykanie, zdaje się, są na to gotowi. O czym świadczą ciepłe wypowiedzi na temat Niemiec, które padały z ust wiceprezydenta J.D. Vance’a. Tuskowi pozostanie wspomnienie rozważań z przeszłości na temat tego, czy Trump jest rosyjskim agentem.

Mimo to wydawać by się mogło, że Polska ma wszystkie karty do tego, żeby wyjść z pułapki spraw drugorzędnych i zagrać o sprawy naprawdę ważne. Tusk najpewniej nie ma szans na uregulowanie relacji z Trumpem, ale ma dobre relacje z Brukselą, a przede wszystkim z szefową Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen. Poprawnie poukładał relacje z partnerami w Europie. Podpisał układ o bezpieczeństwie z Francją. Przynajmniej formalnie uregulował relacje z Wołodymyrem Zełenskim, odmrażając ekshumacje w jednej lokalizacji – Puźnikach. Z kolei prezydent elekt Karol Nawrocki ma chemię z ruchem MAGA. W tym z samym Trumpem, który nie szczędził mu ciepłych słów po zwycięstwie. Inne stolice mogą jedynie pomarzyć o takiej dywersyfikacji.

Wydaje się, że wystarczy rozpocząć grę na tych dwóch fortepianach. Tak jednak się nie stanie. Aktywa, które państwo ma do wykorzystania, nie zostaną uruchomione. Znacznie większy uzysk daje wojna o Ludwiczka.©Ⓟ