W 2012 r., kiedy jeszcze nie pojawiały się zapowiedzi takiego silnego pogorszenia stosunków między USA i Chinami, władze amerykańskie – obawiając się o bezpieczeństwo narodowe – zablokowały przejęcie firm technologicznych przez chińskich producentów wyposażenia telekomunikacyjnego Huawei i ZTE. Ostatnim poważnym przypadkiem jest wydany przez sąd nakaz sprzedaży TikToka przez obecnego właściciela.

Cła zajmują obecnie centralne miejsce w dyskusjach o polityce ekonomicznej. Równie skutecznym narzędziem sterowania stosunkami gospodarczymi może być kontrola bezpośrednich inwestycji zagranicznych (BIZ). Różnica jest taka jak między uderzaniem młotkiem a chirurgicznym cięciem. Nakładanie ceł wpływa na wszystkich dostawców i nabywców danego dobra, natomiast kontrola BIZ oznacza precyzyjne sterowanie działaniami poszczególnych przedsiębiorstw, a z założenia niezależne w swoich decyzjach korporacje muszą brać pod uwagę zarówno formalne, jak i nieformalne zalecenia władz.

Aktywność wobec Chin

Wiele państw wprowadza kontrole i ograniczenia dla inwestorów zagranicznych. Powołany już w 1975 r. Komitet ds. Inwestycji Zagranicznych w USA (CFIUS) analizuje transakcje napływające do USA z całego świata. Ostatnio jest szczególnie aktywny wobec Chin. Restrykcyjnej polityki amerykańskiej nie można więc wiązać tylko z Donaldem Trumpem. Już w 2012 r., kiedy jeszcze nie pojawiały się zapowiedzi takiego silnego pogorszenia stosunków między USA i Chinami, władze amerykańskie – obawiając się o bezpieczeństwo narodowe – zablokowały przejęcie firm technologicznych przez chińskich producentów wyposażenia telekomunikacyjnego Huawei i ZTE. Ostatnim poważnym przypadkiem jest wydany przez sąd nakaz sprzedaży TikToka przez obecnego właściciela.

UE nie narzuca państwom tego, jak mają traktować inwestycje

Również instytucje UE z dużym opóźnieniem się zorientowały, że kapitał jednak ma narodowość. Dlatego w 2019 r. zostały uchwalone unijne ramy kontroli. Istnieje jednak problem z określeniem, co stanowi pożądaną inwestycję a co zagrożeniem. Najbardziej dogodny jest tutaj podział na „swoich” i „obcych”. Nie wszyscy inwestorzy amerykańscy są zadowoleni z tego, że mogą podlegać tym regulacjom na równi z tymi państwami, z którymi Europę łączą mniej przyjazne stosunki. Mogą, bo de facto mamy do czynienia z indywidualnym podejściem do projektów. Regulacje unijne nie narzucają poszczególnym państwom tego, jak mają traktować poszczególne inwestycje. Głównym celem jest koordynacja przepływu informacji. Obecnie to dotyczy tylko inwestycji przychodzących, ale w ramach planowanego kolejnego pakietu regulacji może zostać rozszerzone na inwestycje wychodzące.

Liberalne europejskie podejście do kapitału zagranicznego znajduje odzwierciedlenie w zobiektywizowanych miarach barier wejścia na poszczególne rynki. Według indeksu OECD mierzącego restrykcje w napływie BIZ za 2020 r. poszczególne państwa UE mają bardzo niskie bariery. W Niemczech to 0,023, we Francji 0,045, a w Polsce 0,072 (w skali 0–1). USA plasują się pośrodku stawki z indeksem 0,089. Chiny – z wartością 0,214 – są na drugim miejscu wśród najbardziej restrykcyjnych lokalizacji (na 85 badanych). Można wywnioskować, że podejście UE do napływających inwestycji, szczególnie z Państwa Środka, było motywowane nie tyle liberalnym podejściem, ile chęcią zaoszczędzenia europejskim firmom kłopotów w ich ekspansji w Chinach. Istnieje tam duża kontrola zarówno napływających, jak i odpływających inwestycji. Obowiązujące podejście jest określane metodą białej listy – tylko zaakceptowane projekty mogą być realizowane. W mniejszym zakresie stosuje się też metodę czarnej listy (to, co jest na niej umieszczone, podlega restrykcjom). Rządy i firmy zagraniczne godziły się na nierówne traktowanie skuszone atrakcyjnością chińskiego rynku.

Kontrola inwestycji w Polsce

W Polsce już w 2015 r. wprowadzono ustawę o kontroli niektórych inwestycji. Wymieniono w niej strategiczne rodzaje działalności gospodarczej podlegające szczególnemu nadzorowi (np. wytwarzanie energii, działalność telekomunikacyjna czy przeładunki portowe). Zgodnie z informacją UOKiK w naszym kraju do maja 2024 prowadzono 15 kontroli inwestycji. W całej UE w latach 2020–2023 przeanalizowano ponad 1,2 tys. transakcji.

Z jednej strony państwa kontrolują i ograniczają aktywność zagranicznych przedsiębiorstw na swoim terytorium, z drugiej – są w stanie wpływać na kierunki inwestycji krajowych firm. W końcu razem z kapitałem są transferowane technologia, know-how, znaki towarowe. To wszystko może doprowadzić do przekazania technologii gospodarce gotowej ją niewłaściwie wykorzystać. To nic nowego. Już w czasach rewolucji przemysłowej istniał zakaz wywozu technologii z Wielkiej Brytanii. Dziś zarówno USA, jak i Chiny dość ściśle kontrolują projekty swoich przedsiębiorców za granicą. UE w tym też ma zaległości.

Instytucje UE z dużym opóźnieniem zorientowały się, że kapitał ma narodowość. Wciąż jest jednak problem z określeniem, co jest pożądaną inwestycją, a co zagrożeniem

O tym, jak bardzo inwestycje podlegają geopolityce, można się przekonać na przykładzie inwestycji w produkcję samochodów elektrycznych w Europie. Państwa, które głosowały przeciwko cłom na chińskie elektryki (np. Niemcy, Węgry) lub wstrzymały się od głosu (np. Hiszpania), mogą otrzymać chińskie inwestycje. Na konsekwencje wobec krajów niepokornych, głosujących za cłami, nie trzeba było długo czekać. I tak europejski koncern Stellantis we współpracy z chińskim partnerem rezygnuje z produkcji samochodów elektrycznych w Polsce i niemal równocześnie pojawia się informacja o budowie przez tenże Stellantis i inny koncern z Państwa Środka dużej fabryki baterii w Hiszpanii. To wszystko w momencie, kiedy o przetrwanie walczy europejski producent baterii. Można się zastanawiać, na ile poważne jest podejście władz UE do wypracowania wspólnego stanowiska wobec inwestycji, a na ile poszczególne państwa członkowskie będą forsować własne interesy.

Szczególny przypadek zgody USA-Chiny

Dobitnie rolę inwestycji wychodzących obrazuje przykład Tajwanu. Przed ewentualną inwazją wyspę chroni krzemowa tarcza. Atak na wyspę, na której produkuje się większość półprzewodników na świecie, miałby niewyobrażalne konsekwencje dla globalnej gospodarki, dlatego zarówno Chiny kontynentalne, jak i USA dążą do utrzymania pokoju w regionie. Budowanie przez czołowy w branży koncern TSMC fabryk w USA czy Europie mogłoby się przyczynić do zmniejszenia roli Tajwanu w produkcji najbardziej zaawansowanych procesorów, a tym samym ograniczyć zachęty do utrzymywania parasola ochronnego.

Nawet w UE interesy poszczególnych gospodarek mogą być sprzeczne z duchem swobód unijnych. Kiedy UniCredit zamierzał kilka miesięcy temu przejąć niemiecki Commerzbank, z Berlina popłynęły ostre głosy zniechęcające włoskiego oferenta. Skuteczne. A gdyby tak jakaś firma zagraniczna planowała przejąć Volkswagena? Podobnie bywa między innymi sojusznikami. Decyzją Joego Bidena zablokowano przejęcie U.S. Steel przez Nippon Steel z obawy o zagrożenie bezpieczeństwa narodowego. Donald Trump zapowiedział podtrzymanie tej decyzji. Robią to więc największe potęgi w rywalizacji geoekonomicznej. U podstaw leży przekonanie, że niektóre projekty mogą spowodować straty, a nawet stać się zagrożeniem dla strategicznych interesów gospodarki goszczącej. Warto po prostu pamiętać, że nie wszystko złoto, co się świeci. ©Ⓟ

Autor jest profesorem Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu