Polska doświadczyła upadku waluty równie mocnego, co przegrani w I wojnie światowej.

„Cała różnica między nami i Niemcami polega na tym, że choć my i oni zaczynaliśmy bez pomocy zagranicznej, oni tę pomoc otrzymali, a my nie” – zauważał gorzko w książce „Dwa lata pracy u podstaw państwowości naszej (1924–1925)” Władysław Grabski.

Były premier opisywał w niej zmagania z hiperinflacją w Polsce, ale też to, jak poradzili sobie z nią Niemcy, Austriacy oraz Węgrzy. Podkreślał, iż jego rząd musiał się zmagać z kryzysem w osamotnieniu. „Dlaczego tak się stało, wyświetliłem to w moich wspomnieniach historycznych. Niemcy nam w tem przeszkodziły, a spychając nas w cień, umiały samych siebie na front spraw światowych wysunąć” – tłumaczył. Dodając, że II RP „na rynku finansowym międzynarodowym zbyt młoda i niewyrobiona” była zmuszona ponosić konsekwencje gry, jaką między sobą prowadziły mocarstwa.

A jednym z jej odprysków okazały się rzeczy, jakich mieszkańcy Europy nie doświadczali od pokoleń: niestabilny pieniądz i wysoka inflacja.

Odporny pieniądz

„Złoto jest pieniądzem narodów rozwiniętych w epoce nowożytnej. Żaden inny pieniądz nie może zapewnić większej wygody od złotej waluty” – twierdził urodzony w Nowym Sączu ojciec austriackiej szkoły ekonomicznej Carl Menger. Jeszcze zanim został prywatnym nauczycielem arcyksięcia Rudolfa Habsburga, opublikował w 1871 r. „Zasady ekonomii”, potem zaś teorie rozwijał w „Pieniądzu” oraz „O pochodzeniu pieniądza”.

W tym czasie został mianowany przez cesarza Franciszka Józefa szefem komisji ds. reformy systemu monetarnego monarchii. Uzasadniając konieczność wprowadzenia parytetu złota wzorowanego na brytyjskim, Menger zestawił ze sobą wartość wody oraz złota i diamentów. Tłumaczył, że paradoks polega na tym, iż choć woda jest niezbędna do życia, to ludzie o wiele bardziej cenią kamienie oraz metale szlachetne. „Zatem konkretne porcje wody pitnej zwykle nie mają wartości dla ekonomizujących jednostek, lecz konkretne porcje złota i diamentów mają wysoką wartość” – pisał. Dlatego, podkreślał, papierowy pieniądz zachowuje o wiele większą wartość od materiału, na jakim go wydrukowano, póki pozostaje w świadomości społecznej równie dostępny, co złoto.

Brytyjski parlament wcielił tę zasadę w życie w 1844 r. w przyjętym The Bank Charter Act. Odtąd jedynie Bank Anglii miał prawo emisji papierowych funtów i tylko do kwoty 14 mln rocznie, pod warunkiem, że w skarbcu zwiększono rezerwę złota o tę właśnie wartość. Twarde trzymanie się The Bank Charter Act uczyniło z funta najstabilniejszy pieniądz świata. Z tego powodu wszystkie państwa starały się lokować w nim rezerwy finansowe i rozliczać transakcje. Dla brytyjskich banków nadszedł czas złotych żniw. To głównie one obsługiwały wymianę handlową rozliczaną w funtach, wyrastając dzięki temu na największe instytucje finansowe globu.

Francja, konkurująca z Wielką Brytanią, usiłowała wypromować wymyślony przez Napoleona Bonapartego system bimetaliczny. Jego rdzeniem stał się, zapisany w prawie, stały kurs złota do dużo powszechniej występującego srebra – i to jego z kolei używano do wybijania monet. Ale wystarczało, by podaż złota na rynku znacząco wzrosła (jak np. w drugiej połowie XIX w., gdy odkryto jego olbrzymie złoża w USA), a system bimetaliczny zaczął chwiać się w posadach. Do akcji ruszali spekulanci, by zarabiać na różnicach kursowych. Skupując za tę samą ilość złota dużo więcej franków, następnie odsprzedając je Bankowi Francji już po oficjalnym kursie. Tak ograbiając go z rezerw kruszcu.

Utrzymywana przez Bank Anglii prosta zasada, że tyle jest w obiegu funtów, ile są warte posiadane przez niego zasoby złota, okazywała się odporna na wszelkie zakusy spekulantów, a także inflację. Brytyjski, papierowy pieniądz pomimo upływu czasu nie tracił wartości. Ten stan rzeczy budował powszechne zaufanie społeczne do banknotów. Najlepiej oddaje je angielska anegdota, jaką powtarzano od połowy stulecia. Oto do siedziby Banku Anglii przychodzi dżentelmen z plikiem papierowych funtów. Przy okienku pyta kasjera, czy mógłby wymienić je na złote sztabki. „Ależ oczywiście” – odpowiada kasjer. Wówczas klient chowa pieniądze i mówi: „W takim razie zabieram je z powrotem. Musi pan jednak wiedzieć, że gdybym otrzymał odpowiedź odmowną, byłbym zmuszony prosić o natychmiastową wymianę”.

Odporna na wszystko waluta, brak inflacji i powszechne zaufanie do pieniądza sprawiły, że inne kraje zapragnęły pójść w ślady Wielkiej Brytanii. Podstawowy kłopot stanowiło zgromadzenie odpowiednich rezerw złota. W przypadku Niemiec rozwiązał się on właściwie sam. Francja, po wojennej klęsce w 1871 r., musiała wypłacić II Rzeszy olbrzymią kontrybucję – 5 mld franków w złocie. Cześć z nich trafiła do rezerw Reichsbanku. Po czym w 1873 r. ogłosił on, iż niemieckie marki są w pełni wymienialne na złoto. Dziesięć lat później to samo uczynił Bank Francji. Stany Zjednoczone wprowadziły parytet dolara do złota w 1900 r. Nieco wcześniej uczyniły to Austro-Węgry.

Natomiast Carl Menger w błyskotliwych teoriach ekonomicznych wyjaśnił, na czym polegał fenomen, który wówczas stał się normą dla świata. Oto na początku XX w. ponad 60 państw znalazło się w systemie „złotej waluty”. W największych krajach Europy zjawisko inflacji zniknęło już wcześniej. Czyli przez ponad pół wieku mieszkańcy Starego Kontynentu nie mieli okazji go doświadczyć. Wyrosły całe pokolenia niewiedzące, czym ona jest i jak bywa groźna.

Wojna pożera złoto

„Na okres «klasycznego» standardu złota panującego na Zachodzie w XIX w. i XX w., można spojrzeć jak na wiek złoty w sensie dosłownym i przenośnym. Nie licząc kłopotów wywołanych przez problem srebra, świat opierał się na standardzie złota, co oznaczało, że każda narodowa waluta (dolar, funt, frank itd.) była tylko nazwą dla określonej porcji wagowej złota” – pisze w książce „Złoto, banki, ludzie – krótka historia pieniądza” Murray N. Rothbard. „XIX w. pokazał korzyści płynące z używania jednego pieniądza w całym cywilizowanym świecie. Wspólny pieniądz wspierał wolność handlu, swobodę inwestowania i podróżowania w całej tej strefie handlu i pieniądza, co przyczyniało się do rozwoju specjalizacji i międzynarodowego podziału pracy” – dodawał.

Ale nawet ideał miewa wady – w przypadku złota był to bardzo ograniczony zasób kruszcu. W czasach kryzysu parytet uniemożliwiał zwiększanie wydatków z budżetu, więc można było jedynie zaciągać kredyty i radykalnie podnosić podatki, zubożając obywateli. Dlatego wszystkie wojny, jakie planowano od początku XX w. w sztabach generalnych europejskich mocarstw, były błyskawiczne. Inaczej bowiem wymuszały porzucenie parytetu złota.

Ta, która wybuchła latem 1914 r., nie skończyła się jednak po kilku miesiącach. „Wiele krajów (...), licząc się z perspektywą przywrócenia wymienialności na złoto po wojnie, starały się finansować wysiłek wojenny nie tyle wzrostem emisji banknotów, ile równoległego pieniądza papierowego, emitowanego przez rząd” – opisuje w monografii „Zarys powszechnej historii pieniądza i bankowości” Wojciech Morawski. Wielka Brytania szybko wprowadziła do obiegu currency notes (bilety skarbowe). „W porównaniu z banknotami miały one niskie nominały: 1 funt i 10 szylingów, czyli 0,5 funta. Na samym początku wojny rozluźniono zasady dotyczące emisji fiducjarnej (wyższej niż możność wymiany na złoto – red.), ale wymienialność na złoto udało się utrzymać długo, bo aż do grudnia 1916 r.” – uzupełnia Morawski.

Jednak i potem brytyjski funt nie stracił stabilności, ponieważ obroną jego kursu zajął się utworzony w 1913 r. amerykański Fed. Dzięki temu – choć na początku wojny w obiegu było 32 mld funtów, a po jej zakończeniu ponad 400 mld – brytyjska waluta uniknęła załamania. Dopiero gdy w marcu 1919 r. umowa z rządem USA wygasła, rynek finansowy zareagował: kurs funta w stosunku do dolara spadł aż o 30 proc. To znawców finansów specjalnie nie zdziwiło. Duża część rezerw złota Banku Anglii powędrowała za Atlantyk jako zabezpieczenie kredytów zaciąganych przez Wielką Brytanię. Zjednoczone Królestwo zadłużyło się u sojusznika na kwotę 2,3 mld funtów. To, zważywszy na ilość gotówki w obiegu, było astronomiczną sumą.

Zatem brytyjski rząd musiał odbudować zaufanie do swojej waluty. „Ze względów prestiżowych i z racji trwającej brytyjsko-amerykańskiej rywalizacji o przywództwo gospodarcze świata odrzucono pomysł stabilizacji funta na poziomie niższym od przedwojennego. Przywrócenie wymienialności na poziomie przedwojennym wymagało jednak wycofania z obiegu ok. 150 mld funtów” – wyjaśnia Morawski.

Ostatecznie Londynowi udało się wycofać z obiegu prawie 100 mld funtów i szybko wykupić większość currency notes. Dzięki temu, gdy funkcję kanclerza skarbu objął Winston Churchill, mógł w 1925 r. podjąć próbę przywrócenia standardu złota. Acz w sposób, który uniemożliwiał zwykłemu obywatelowi wymianę banknotów na sztabki. Jedynymi dostępnymi uczyniono te ważące 12,4 kg, które były warte 1,7 tys. funtów. Przeciętnego Brytyjczyka nie było więc stać na przeprowadzenie operacji wymiany z powodu braku gotówki.

Ten sprytny trik kanclerza Churchilla przyniósł jednak fatalne konsekwencje. Funt odzyskał sporo z przedwojennej siły i w realiach powojennego świata, w którym waluty ciągle traciły na wartości, okazał się zbyt mocny. To z kolei zabijało brytyjski eksport i przyniosło deflację. Te niedogodności zwiększały zainteresowanie Londynu dla odbudowy niemieckiej gospodarki, która mogła napędzać międzynarodową koniunkturę ekonomiczną. W parze z tym szła niechęć do wspierania – skonfliktowanej z Niemcami, a zarazem blisko związanej z Francją – Polski.

Niemcy muszą zapłacić

Po wojnie w gorszej sytuacji finansowej od Wielkiej Brytanii znalazła się Francja. Suma franków w gotówkowym obiegu wzrosła w III Republice aż siedmiokrotnie. Do tego doszły bony miejskie, emitowane jako zastępczy środek płatniczy, przez cierpiące na olbrzymi deficyt gotówki miejscowości. Do tego dochodziły długi zaciągnięte w USA. Ale „ciosem dla finansów francuskich była radziecka decyzja z 1918 r. o unieważnieniu długów carskich. Kosztowała ona Francję ok. 5 mld dol.” – wyjaśnia Morawski. „W tej sytuacji sprawą zasadniczą było przerzucenie, w miarę możliwości, kosztów wojny na pokonane Niemcy i wyegzekwowanie reparacji wojennych” – dodaje.

To, że Niemcy muszą zapłacić jak najwięcej zwycięskiej, acz bankrutującej Francji, stało się jednym z głównych celów polityki premiera Georgesa Clemenceau. Podczas negocjacji w Wersalu nieustannie naciskał on na prezydenta Woodrowa Wilsona i premiera Davida Lloyda George’a w tej sprawie. Ostatecznie stanęło na kwocie 16,4 mld dol., którą obciążono Berlin. Niemiecka delegacja, przymuszona groźbą wznowienia wojny, traktat podpisała, lecz potem kolejne rządy w Berlinie robiły wszystko, by wypłacać Francuzom jak najmniejsze kwoty.

Tymczasem we Francji ceny w porównaniu z przedwojennymi wzrosły czterokrotnie – za dolara nie płaciło się 5,44 franka, lecz okrągłe 20. „Francja próbowała przywrócić wymienialność franka na złoto metodami deflacyjnymi, skutkiem tego był jednak kryzys gospodarczy lat 1921–1922” – relacjonuje Morawski. Paryż próbował iść w ślady Londynu, lecz posiadał mniejsze zapasy kruszców, więc szybki powrót do parytetu złota był niemożliwy. Jednakże już tylko próby przyniosły stłumienie inflacji. Acz tego sukcesu nie doceniono, bo w krajach, które wygrały wojnę, nie do końca zdawano sobie sprawę, jak potrafi być ona groźna. Dostrzeżono to, kiedy znokautowała gospodarkę Republiki Weimarskiej. W czym spory udział miała III Republika.

Zirytowany niemieckim mataczeniem w kwestii wypłaty reparacji premier Raymond Poincaré posłał w styczniu 1923 r. żołnierzy, by przejęli Zagłębie Ruhry. Wspólnie ze wspierającą wojska francuskie armią belgijską rozpoczęli okupację połączoną z przymusową windykacją długu. Jednym z jej elementów stała się granica celna ustanowiona przez władze francuskie między najważniejszym regionem przemysłowym Republiki Weimarskiej a resztą kraju. Rząd kanclerza Wilhelma Cuno w obliczu bankructwa zdecydował, że wydatki będzie opłacał banknotami, które wydrukuje mennica państwowa. Na efekty nie musiano długo czekać. Druk banknotów na masową skalę sprawił (zgodnie z teorią Mengera), że stały się one tak „cenne” jak woda. Nękająca Niemców po wojnie inflacja z dnia na dzień przeszła w hiperinflację.

Taki stan rzeczy sprawiał, że cała gospodarka znajdowała się na krawędzi upadku, a społeczeństwo żyło w stanie pogłębiającego się szoku. Doświadczając zjawiska nieznanego mu od wielu pokoleń. Korzystając z kryzysu, faszyści pod wodzą Adolfa Hitlera i gen. Ericha Ludendorffa oraz ekstremiści z Komunistycznej Partii Niemiec przygotowywali się do zbrojnego przewrotu i przejęcia władzy. Jednak w Berlinie liczono, iż wielki kryzys da się obrócić na korzyść Republiki Weimarskiej

Marzenie o stabilizacji

„Im większy występował spadek pieniądza, tym łatwiej pozbywał się rząd olbrzymich długów wewnętrznych i dowodził, że Niemcy nie są w stanie spłacić odszkodowań” – zauważa w książce „Kryzys 1923 roku w Niemczech” Tadeusz Kotłowski. Katastrofalna sytuacja Republiki Weimarskiej zaalarmowała Londyn oraz Waszyngton. Wprawdzie USA pragnęły trzymać się z dala od Europy, ale też nie życzyły sobie nowego konfliktu. Wprawdzie dzięki I wojnie światowej stały się głównym wierzycielem Starego Kontynentu, lecz też poniosły odczuwalne społecznie koszty udziału w tym konflikcie. Poza śmiercią ponad 300 tys. żołnierzy okazały się nimi wydatki wojenne i ich konsekwencje. Gdy podpisywano traktat w Wersalu, inflacja przekroczyła w USA 16 proc. rocznie, a całą gospodarkę dotknęła dwuletnia recesja. Rządowi federalnemu wraz z Fed z trudem udało się utrzymać parytet złota.

Upadek porządku w Niemczech mógł zaowocować nową falą wstrząsów. Zatem krucha solidarność alianckich mocarstw pękła i Stany Zjednoczone wraz z Wielką Brytanią zaczęły wywierać presję na Francję, by zakończyła okupację Ruhry i zgodziła się na restrukturyzację niemieckich zobowiązań. Poincaré początkowo się opierał, ale stopniowo łagodził metody windykowania należności. Jednocześnie alianci zaoferowali Berlinowi finansowe wsparcie, które miało pomóc w reformie monetarnej i stłumieniu hiperinflacji. „Stabilizacja walutowa przeprowadzona w listopadzie 1923 r. była dziełem Hjalmara Schachta. Utworzono Rentenbank, który emitował rentenmarki, teoretycznie zabezpieczone ziemią. Był to pieniądz wewnętrzny, niewymienialny. Na użytek handlu zagranicznego w marcu 1924 r. utworzono Golddiscountbank, emitujący banknoty w goldmarkach. W tym samym roku zreformowano Reichsbank, który wznowił emisję reichsmarek” – wyjaśnia Morawski.

Tymi pociągnięciami Niemcy odzyskały stabilną walutę, do pewnego stopnia opartą na parytecie złota. Jej siłę umocniła przegrana Poincarégo w wyborach we Francji, bo nowy premier Édouard Herriot był skłonniejszy do ustępstw; pozwolił m.in., aby zaproponowana przez Amerykanów międzynarodowa komisja ekspertów przygotowała plan restrukturyzacji niemieckich długów. Plan Dawesa wydłużył czas spłaty reparacji do 60 lat oraz umożliwił udzielenie Berlinowi pomocy finansowej, jednocześnie zobowiązując Francję do zakończenia okupacji Ruhry. Przy okazji udzielono pomocy Austrii oraz Węgrom, które zmagały się z szalejącą inflacją.

„Węgrzy w tym okresie przejściowym miały kolosalny ucisk podatkowy, ale go wytrzymały, nie miały dużego nieurodzaju, nie miały trudności eksportowych, bo są krajem wybitnie rolniczym i miały dzięki opiece Ligi Narodów, o którą same się zwróciły, regularny dopływ kredytów zagranicznych, jak dla tak nieznacznego kraju poważny” – wspominał Władysław Grabski. Siedem lat po wojnie, w okolicach roku 1925, Stary Kontynent odzyskał stabilny system walutowy, choć daleko mu było do standardów sprzed 1914 r. Acz dzięki pamięci o nich i pragnieniu powrotu do starych, dobrych czasów Wielka Brytania i Francja szybko stłumiły inflację, płacąc za to kilkuletnią recesją. Z opóźnieniem, doświadczywszy hiperinflacji, ich śladem podążyły przegrane Niemcy oraz kraje powstałe po upadku monarchii Habsburgów. To samo uczyniła także Polska, której gospodarka z racji lokalizacji, zniszczeń i braku rezerw kruszcowych oraz walutowych zachowała się tak, jak gospodarki państw przegranych. Przy czym II RP, jako mniej istotna politycznie, nie mogła liczyć na wsparcie ekonomiczne, jakie otrzymała od zwycięskich mocarstw Republika Weimarska. Jednocześnie okazywała się zbyt duża i ambitna, żeby dobrowolnie oddać się pod kuratelę Ligi Narodów. Zatem z hiperinflacją, która była pokłosiem I wojny światowej, musiała zmagać się zupełnie sama. ©Ⓟ

Wszystkie wojny, jakie planowano w Europie, od początku XX w. były błyskawiczne. Inaczej wymuszały porzucenie parytetu złota