Nie każde przerażenie stanem polskiej polityki po obu stronach barykady wynika z symetryzmu. Czasem z patriotyzmu. I z przestrzegania dwóch aksjomatów geometrii politycznej. Pierwszy: o agenturalizm oskarża się w sądzie, nie zaś między wódką a zakąską. Drugi: walka na agentów służy tylko Rosji.

Jeżeli w polskiej przestrzeni publicznej ważne osoby formułują – oczywiście, zawsze niedookreślone – wnioski o działającej u nas „kremlowskiej agenturze” w czasie, w którym nasz najbliższy sąsiad toczy, z naszą pomocą, wojnę z Moskwą, to po polskim grzebiecie przebiega dreszcz. Straszny to widok, gdy Polacy używają ruskiego straszaka nie po to, aby mobilizować naród przeciwko imperium zła, lecz po to, aby jakaś zidiociała część narodu klaskała w ręce z radości, że „nasz chłopak” przywalił tym drugim jak trzeba: „Od agentów im przyp...ł, zuch!”.
Parę lat temu kibicowałem sobie wesoło na Polonii, jak należy, aliści prowadzącemu doping brakowało charyzmy i gromko na stadionie nie było. Do lidera trybuny podeszła (jego?) dziewczyna, zdaje się, że w świecie obyta, gdyż warknęła: „K...mi pojedź, bo się zanudzą”. I pojechał. Faktycznie zrobiło się głośniej, kiedy zamiast śpiewów zadano staropolskie „Jazda z ku...i”. Dziewczyna promieniała. W dyskursie politycznym Anno Domini 2022 jest podobnie. Tyle że dziewczyna szepcze kusząco: „A je...ij agenturą, co ci tam. Jak się agenci znudzą, rzucimy mordami, mordercami, morowym powietrzem, no i że «będziesz siedział»”.
Spora grupa polityków i publicystów, z okazjonalnym wsparciem niektórych generałów i tzw. ekspertów, doprowadza do tego, że wielu Polakom ich kraj wydaje się obrzydliwy. Duchowo bądź nawet fizycznie okupowany przez „państwo PiS” albo „państwo Tuska”... Takie nastroje to dobra pożywka dla ewentualnych prawdziwych okupantów, którzy nad Wisłą zjawiają się z regularnością. Jak pamiętamy, w ciągu ostatnich 250 lat pełną suwerennością mogliśmy się cieszyć tylko kilkadziesiąt lat: 1788–1792, w 1794 r., w dwudziestoleciu międzywojennym i teraz, po ostatnim odejściu Ruskich. Więc jak już znowu wszystko, co nasze, wezmą obcy, to, być może, niejeden z plecących dzisiaj co mu ślina na język przyniesie, faktycznie trafi za kratki i będzie nawet za Polskę cierpiał. Jeżeli go szybko wraża soldateska nie rozstrzela, będzie miał dużo czasu na moralną refleksję i pewno nawet w końcu westchnie: „Trzeba było słuchać patriotów symetrystów”. Za późno, kolego.