Pomiędzy 2009 r. a 2020 r. nie zdarzyło się, by globalna inflacja przekroczyła 5 proc. Od 2014 r. wynosiła mniej niż 2,4 proc. Ale jeśli wziąć pod uwagę najnowsze dane na temat tempa wzrostu cen we wszystkich krajach na świecie i uśrednić je, biorąc pod uwagę wielkość poszczególnych gospodarek, okaże się, że inflacja dobija już do 8 proc. w skali roku.

Polska, z inflacją na poziomie 8,5 proc., nie wyróżnia się specjalnie in minus. Nie znaczy to, że tempo wzrostu cen nie jest dla nas problemem. I nie znaczy to również, że za inflacyjne przyspieszenie u nas odpowiadają wyłącznie czynniki zewnętrzne.
To prawda - dużą część ogólnego wzrostu cen zawdzięczamy temu, co dzieje się na światowych rynkach paliw i żywności. Były one mocno rozchwiane już przed wybuchem wojny w Ukrainie. Po ataku Rosji wahadło cen jeszcze mocniej się wychyliło. W ostatnich dniach każda informacja sugerująca możliwość zakończenia agresji Rosji przyjmowana była z dużą ulgą, o czym świadczyły spadające ceny ropy naftowej (w czwartek znów podskoczyły).
Źródłem niemałej części inflacji jest jednak to, co dzieje się w naszej gospodarce. Najlepiej świadczy o tym to, że o ile wzrost cen towarów w lutym wynosił 8,3 proc., o tyle w usługach zanotowano wzrost o 9,1 proc. Na ceny usług nie wpływa koniunktura na globalnych rynkach czy zmiany kursy walutowego, a presja płacowa.
Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe
Inflacja bazowa - nieuwzględniająca zmian cen żywności i paliw, czyli tych, które w głównej mierze przychodzą do nas z zewnątrz - osiągnęła w lutym 6,7 proc. Nigdy nie była wyższa. Dane Narodowego Banku Polskiego na ten temat obejmują okres od stycznia 2001 r. Analitycy NBP wskazywali ostatnio, że przyspieszenie inflacji bazowej w pewnej mierze jest również efektem rwania się globalnych łańcuchów dostaw i rosnących ich kosztów.
Wskaźnik inflacji bazowej jest ważny dlatego, że pokazuje tę część presji na wzrost cen, którą bank centralny może starać się stłumić, podnosząc stopy procentowe. Te już wzrosły w ciągu pół roku z 0,1 proc. do 3,5 proc. I będą jeszcze szły w górę. Analitycy nie spodziewają się zatrzymania cyklu podwyżek na poziomie 4 proc. czy 5 proc., a być może jeszcze wyżej.
Choć taki poziom nadal będzie oznaczał, że realne stopy procentowe - dla uproszczenia mówi się o różnicy między bieżącą stopą nominalną a bieżącym wskaźnikiem inflacji, choć poprawnie należałoby brać inflację oczekiwaną w perspektywie roku - nadal będą na dużym minusie. Dotyczyć to będzie zarówno Polski, jak i największych gospodarek. W tym Stanów Zjednoczonych, gdzie Rezerwa Federalna zaczęła cykl podwyżek stóp dwa dni temu, Wielkiej Brytanii, gdzie wczoraj doszło do trzeciej podwyżki w serii rozpoczętej jesienią ubiegłego roku, czy strefy euro, gdzie pierwsza podwyżka stóp jest możliwa w perspektywie kilku miesięcy.
Globalny wskaźnik inflacji w okolicach 8 proc. w największym stopniu zawdzięczamy Stanom Zjednoczonym - tam wzrost cen jest na niemal takim samym poziomie, a jednocześnie to największa światowa gospodarka. Na drugim miejscu jest tu Wenezuela, której udział w globalnej ekonomii jest niewielki, ale ceny rosną tam w tempie przekraczającym 300 proc. w skali roku, a na trzecim - Turcja z ponad 50-proc. inflacją. Polska lokuje się pod tym względem na początku trzeciej dziesiątki, między Holandią a Australią. ©℗