Ta Polska przez lata była niechcianym dzieckiem przemian. Bękartem transformacji, którym lepiej się nie chwalić. A teraz powoli wychodzi z ukrycia. Tekst po tekście, książka po książce. I pyta Polskę fajną i uśmiechniętą: „Poznajesz mnie? Pewnie myślałaś, że nigdy się nie spotkamy, co?”.

„Znikającą Polskę” napisał Piotr Witwicki – dziennikarz Polsatu, także autor rozmów w weekendowej „Rzeczpospolitej”, szef portalu Interia. Ale Witwicki to również dziecko transformacji, rocznik 1982. Wychowany we Włocławku, to stamtąd wyruszył w świat. Ale zanim do tego doszło, zdążył się napatrzeć. Widział, co się dzieje z historyczną stolicą Kujaw oraz dawnym miastem wojewódzkim, które u progu wolnej Polski liczyło 125 tys. mieszkańców, a dziś niewiele ponad 108 tys. Widział, jak Włocławek stracił liczne zakłady i popadł na całe lata w bezrobocie na wyniszczającym poziomie 20 proc.
Los Włocławka to tylko jeden z fragmentów szerszego zjawiska, przez pierwsze dwie dekady III RP w zasadzie nieopisywanego. A jeśli już, to w formie łzawego reportażu z pegeerowskiej wsi, ale zawsze bezpiecznie obudowanego odpowiednim polityczno-publicystycznym komentarzem („Bardzo nam przykro [...] Tyle ludzkiej krzywdy [...] Ale przecież nie dało się zapobiec”). Co do zasady nie były to historie mile widziane w szerszym obiegu. Na przemian się ich albo obawiano (takie rozdrapywanie stanowiło przecież pożywkę dla populistów gotowych zmarnować wysiłek wolnorynkowych przemian), albo je lekceważono (kogo obchodzą przegrani). Odgłosy beznadziei, zniechęcenia i rozpaczy dochodzące z takich miejsc jak Włocławek puszczano mimo uszu. Taki mieliśmy klimat.
Ale tych historii było zbyt wiele. Masa krytyczna została w końcu przekroczona – i kiedy w ostatnich latach pojawiła się lepsza polityczna koniunktura, pękły tamy. Także na rynku literackim, więc dziś odrabiamy zaległości. Mamy m.in. „Miasto Archipelag. Polska mniejszych miast” Filipa Springera o miastach wojewódzkich, które po reformie administracyjnej 1999 r. zostały zdeklasowane, „Kiedyś było tu życie, teraz jest tylko bieda” Katarzyny Dudy czy „Ziemię jałową” Magdaleny Okraski. To fala, do której należy też „Znikająca Polska”. Jest to rzecz ważna nie tylko dla tych, którzy znają Włocławek i czekali na taką społeczną biografię najnowszej historii miasta, bo mamy w niej parę rzeczy o znaczeniu dużo bardziej uniwersalnym.
Witwicki opisuje np. historię lokalnego Radia W., będącą niesamowitym studium erozji mediów. Zniszczenia rozgłośni, która zamilkła w 2006 r., nie dokonuje partia polityczna czy grupa trzymająca władzę, lecz kapitalizm – a narzędziem zbrodni są elastyczne formy zatrudnienia. Dzieje się to na długo przed tym, zanim w dużej ogólnopolskiej debacie pojawi się temat śmieciówek i ich niszczącego wpływu na rynek pracy. Na przykładzie Radia W. widać, jak radość kapitalizmu wczesnych lat 90., który miał otwierać tak wiele nowych możliwości, została szybko zastąpiona przez brutalność kolejnego etapu rozwoju.
Ta historia to tylko jeden z przykładów, jak wiele uniwersalnych treści można znaleźć w opowieści o Włocławku. Przeczytajcie tę książkę. I postarajcie się nie zamykać już oczu na żadne – nawet te mniej ładne i gorzej pachnące – zaklęte rewiry polskiej codzienności.