Od wyniesienia na orbitę pierwszego sztucznego satelity minęło już ponad pół wieku. Zawieszenie Sputnika 1 w przestrzeni kosmicznej było przełomem, który rozpoczął wyścig technologiczny między USA a ZSRR. 65 lat od tego wydarzenia wokół Ziemi krąży ponad 6,5 tys. satelitów, z czego ok. 51 proc. wciąż jest aktywnych i nieustannie przesyła ogromne ilości danych. Informacje te służą nie tylko fizykom, astronomom czy geografom, lecz również ekonomistom.

Dlaczego interesują ich dane zebrane przez satelity? Dave Donaldson (Massachusetts Institute of Technology, MIT) i Adam Storeygard (Tufts University) podają trzy główne powody. Po pierwsze, dzięki nim można zyskać informacje, których nie da się zdobyć w inny sposób (np. o poziomie zanieczyszczenia powietrza lub skali wylesiania, których lokalne władze mogą nie zbierać lub po prostu fałszować). Możliwe jest też zebranie informacji, do których dotarcie byłoby trudne lub niebezpieczne (np. z powodu trwającej wojny lub klęski żywiołowej). Co prawda koszt umieszczenia satelity na orbicie wciąż jest bardzo wysoki, lecz kiedy orbiter znajdzie się już na miejscu, może stosunkowo tanio i na wielką skalę pozyskiwać takie informacje. Po drugie, satelity gromadzą dokładne dane geograficzne. Podczas gdy „ziemskie” dane są źródłem informacji na poziomie jednostek administracyjnych czy krajów, te satelitarne pozwalają badać obszary z dokładnością do kilometra. Można więc obserwować aglomerację, a nie tylko tę część miasta, która mieści się w granicach administracyjnych, oraz poszczególne wsie, a nie całe gminy czy powiaty. Trzeci powód związany jest z globalnym zasięgiem satelitów: dane są porównywalne i obiektywne.
Dane satelitarne wykorzystuje się m.in. do oceny wpływu pogody na ryzyko wystąpienia konfliktów zbrojnych w Afryce, do pomiaru aktywności gospodarczej w Korei Północnej czy do określenia zależności między wysokością czynszu w kenijskich slumsach a przynależnością etniczną miejscowych urzędników.
W ostatnim z wymienionych badań Benjamin Marx (Instytut Nauk Politycznych w Paryżu) oraz Thomas M. Stoker i Tavneet Suri (oboje z MIT) wykorzystali wysokiej rozdzielczości fotografie satelitarne slumsów w dzielnicy Kibera w Nairobi do oceny jakości zabudowań. Oceniając, jak błyszczący jest metalowy dach budynku, szacowali, jak dawno temu został wymieniony. Zestawiając te informacje z wysokością czynszu oraz z danymi o przynależności etnicznej najemców domu, jego właściciela oraz lokalnego urzędnika odpowiedzialnego za dany teren, naukowcy byli w stanie wyciągnąć interesujące wnioski. Okazało się, że na terenach, na których właściciele budynków i urzędnicy należeli do tego samego plemienia, czynsze są wyższe, a jakość budynków gorsza. Podobne korzyści z przynależności do tej samej grupy etnicznej ujawniają się w relacji właściciele–najemcy: czynsze są niższe, a dachy nowsze. Urzędnicy faworyzują przedstawicieli swojej grupy etnicznej przy rozstrzyganiu sporów, a właściciele dają korzystniejsze warunki najemcom ze swojej grupy etnicznej.
Nie tylko w Nairobi satelity ujawniają coś, do czego nikt nie chciałby się przyznać. W USA na mocy prawa federalnego zazwyczaj raz na sześć dni dokonywane są pomiary zanieczyszczeń w powietrzu – w przypadku przekroczenia władze lokalne obciążane są karami finansowymi. Eric Yongchen Zou (Uniwersytet Oregonu) ustalił, że w miejscach, gdzie normy są przekraczane, w dniach pomiarów „sprytnie” zaniża się emisje zanieczyszczeń (np. organizując roboty drogowe, które ograniczają ruch drogowy). W pozostałe dni władze lokalne nie robią niczego, a cykl powtarza się od pomiaru do pomiaru.
Dane satelitarne nie są pozbawione wad i praca z nimi wymaga ostrożności i staranności wykraczających poza nauki ekonomiczne. Mimo tych ograniczeń, dzięki nim możemy po raz pierwszy zbadać wiele istotnych, złożonych problemów ekonomicznych. Nie dziwi zatem coraz częstsze wykorzystanie takich danych. W końcu, który ekonomista nie chciałby na pytanie „skąd są twoje dane?”, odpowiedzieć ze spokojem: „z kosmosu”.