Sierpień 1914 r. Przed kwaterą regimentu w Poczdamie, w którym służy książę Jan Henryk XV Hochberg von Pless, zatrzymuje się taksówka, z której wysiada wzburzona dama. Dostojny wojskowy omal nie dostaje palpitacji serca na jej widok. „Co Ty tutaj robisz?” – pyta ostro. „Twoje miejsce jest w Książu, skoro wróciłaś. Pojedź tam natychmiast i zajmij się swoimi ogrodami. I na miłość boską, przestań wreszcie mieszać się do polityki! Chyba nie rozumiesz, w jak delikatnej sytuacji się znalazłaś” – mężczyzna surowo upomina przybyłą. Trafiła jednak kosa na kamień – wzburzoną damą, którą w obliczu wojny próbował odesłać w zacisze bezpiecznego domu, była Maria Teresa Oliwia Hochberg von Pless, nazywana księżną Daisy. Nie była ona typem osoby, która w realiach dziejowej katastrofy odcięłaby się od problemów kraju. Dlatego teraz Daisy patrzy odważnie mężowi w oczy i składa oświadczenie, którego prawdziwość potwierdzą następne lata jej życia: „Nie mogę spokojnie siedzieć w Książu, gdy dzieją się takie rzeczy”. Rozmowę, jaka miała się odbyć między małżonkami von Pless tuż po wybuchu I wojny światowej, przedstawia tak Dorota Ponińska w książce „Daisy i Cesarz” (Wydawnictwo Znak, 2025).
Genealogia przyszłej księżnej
Daisy urodziła się w Walii, w zubożałej szlacheckiej rodzinie Cornwallis-West, 28 czerwca 1873 r. Mało który ród może pochwalić się równie bogato udokumentowaną historią. W dużej mierze dzięki temu, że gdy książę Jan Henryk XV Hochberg von Pless, właściciel olbrzymich śląskich majątków i jeden z najzamożniejszych arystokratów Cesarstwa Niemieckiego, zapragnął poślubić młodziutką Daisy, zażądał okazania drzewa genealogicznego wybranki. Rodzina Cornwallis-West przedstawiła wówczas dzieje swego rodu sięgające czasów króla Henryka III Plantageneta (XIII w.), a także opisała znamienite losy niektórych przodków: m.in. barona Thomasa West De La Warra, gubernatora amerykańskiej kolonii Wirginia w latach 1610–1611, od którego nazwiska pochodzi nazwa stanu Delaware; Rogera De La Warra, który zdjął koronę z głowy pokonanego króla Francji Filipa VI Walezjusza podczas bitwy pod Crécy w 1346 r., a w 1356 r., po bitwie pod Poitiers, przekazał pojmanego kolejnego króla Francji Jana II Dobrego Edwardowi, księciu Walii (zwanemu Czarnym Księciem) ze słowami: „To najpiękniejszy dzień mego życia!”. Odtąd fraza „Jour de ma vie!’’ stała się okrzykiem herbowym połączonych rodów de la Warr i West.
U schyłku XIX w. blask dawnej chwały był już odległym wspomnieniem. Rodzina znalazła się na skraju bankructwa. Rodzice dziewczynki musieli nawet wynająć rodowy zamek Rethin i przenieść się z dziećmi do kamienicy w Londynie. Daisy, jej siostra i dwaj bracia źle wspominali ten okres w życiu. Zaczęli też powoli oswajać się z myślą, że spotka ich los zwykłych śmiertelników, którzy muszą pracować na swoje utrzymanie. Pomysłem Daisy na siebie była kariera primadonny. Dziewczyna posiadała talent muzyczny, nieustannie pielęgnowany przez rodzinę pomimo trudnej sytuacji finansowej. Pobierała nauki śpiewu m.in. we Florencji, pod okiem samego dyrektora tamtejszej opery Luigiego Vanucciniego. Niestety, aby zaoszczędzić na lekcje u mistrza, podczas pobytu we Włoszech Daisy piła wodę z kranu, przez co zachorowała na dur brzuszny i musiała przerwać edukację. Po powrocie do Anglii usłyszała, że jedyną jej nadzieją jest jak najszybsze zamążpójście za kandydata o wysokim statusie społecznym i majątkowym.
Oblubieniec zza morza
Książę von Pless, który w chwili poznania Daisy przebywał w Londynie jako dyplomata, spełniał te kryteria. Zachęcana przez rodziców Daisy przyjęła jego oświadczyny podczas karnawałowego balu maskowego w 1891 r. Wiele lat później Brytyjka wspominała w swoich dziennikach: „Nie zdawałam sobie wówczas sprawy, że zostałam właściwie kupiona” („Lepiej przemilczeć. Prywatne pamiętniki Księżnej Daisy von Pless z lat 1895–1914”, Wydawnictwo Zamek Książ, Wałbrzych 2013). 18-latka miała niecały rok na przygotowanie się do małżeństwa z praktycznie obcym, starszym od niej cudzoziemcem. Przystąpiła niezwłocznie do nauki języka niemieckiego, pobierała również lekcje z niemieckiej kultury oraz sytuacji geopolitycznej swojego przyszłego kraju.
Ślub odbył się w grudniu 1891 r. i był wielkim wydarzeniem na brytyjskiej scenie towarzyskiej. Ceremonię zorganizowano w londyńskim kościele św. Małgorzaty, nowożeńcom błogosławieństwa udzieliła sama królowa Wiktoria, a świadkiem był książę Walii Albert Edward, późniejszy król Edward VII. Małżonkowie udali się w podróż poślubną do Paryża (tam Jan Henryk podarował żonie legendarny, siedmiometrowy sznur pereł) i Egiptu. Wreszcie zamieszkali na należącym do ojca księcia zamku Książ. Pełna przepychu i elegancji rezydencja teścia początkowo zachwyciła Daisy, która nie nawykła do luksusów i napawała się nowym poziomem życia. Z biegiem czasu jednak pewne jego aspekty zaczęły ją drażnić. Daisy krytykowała m.in. nadmierną liczbę i aktywność służby. Uskarżała się, że nawet w drodze do toalety towarzyszył jej lokaj. Całą służbą kierował marszałek dworu i to przez niego miała ona wydawać polecenia innym członkom personelu – bezpośrednie rozmowy ze służbą uchodziły za zachowanie, które nie przystoi księżnej. Kiedy kobieta próbowała przedstawić swoje zdanie mężowi, który dotychczas spełniał wszystkie jej życzenia, tym razem nie spotkała się z wyrozumiałością. „Nic nie rozumiesz. Niemieccy książęta mają pewien status i żyją zgodnie z nim. To jest przywilej, którego nie doceniasz, a którego wiele kobiet ci zazdrości” – miał skomentować sytuację Jan Henryk.
Książ. Pozory spokojnego życia
Księżna powoli przystosowywała się do nowych warunków, jednocześnie poszukując w tym świecie miejsca dla siebie. Jej pasją były wycieczki konne i zagraniczne podróże. Za zgodą męża wróciła również do nauki muzyki. Powoli odnajdywała się także w kręgach niemieckiej elity. Druga posiadłość rodu von Pless, pałac w Pszczynie, stała się miejscem spotkań z przedstawicielami arystokracji. Wśród znamienitych gości był sam cesarz Wilhelma II. Między władcą a żoną von Plessa zawiązała się nić szczerej sympatii. Według niektórych doniesień miało ich nawet połączyć romantyczne uczucie, lecz nie ma na to żadnych dowodów.
Daisy sprawiała wrażenie kobiety szczerze zakochanej w swoim mężu, chociaż cieniem na ich szczęściu kładły się problemy z macierzyństwem księżnej. Daisy w 1893 r. urodziła córkę, która jednak po kilku tygodniach zmarła. Nie zdążono nawet nadać jej imienia. Na następnego potomka małżonkowie musieli czekać latami. Księżna była przez ten czas intensywnie badana przez lekarzy i specjalistów zarówno niemieckich, jak i angielskich. Nikt nie śmiałby nawet zasugerować, że problem może leżeć po stronie mężczyzny. W końcu w latach 1900, 1905 i 1910 księżna urodziła kolejno synów: Jana Henryka XVII Hochberga, Aleksandra Hochberga oraz Bolka Konrada Hochberga.
W szpitalu przy froncie
Trudne okresy ciąży oraz porody bardzo nadwyrężyły organizm księżnej, jednak nadal pozostawała ona aktywną – na miarę możliwości kobiety z początku XX w. – uczestniczką sceny politycznej. Kiedy w drugiej dekadzie wieku stosunki między europejskimi państwami stawały się coraz bardziej napięte, a widmo I wojny światowej wisiało w powietrzu, księżna czyniła intensywne starania w kierunku powstrzymania eskalacji konfliktu. „Jeśli chodzi o politykę, to przewidywałam, że nadejdą tak ryczące demony jak wojny, bieda, plagi, obłęd i choroby” – pisała w swoich dziennikach. W 1913 r. zaaranżowała w Książu spotkania angielskich dyplomatów z Wilhelmem II. Wśród gości był Winston Churchill, w którym Daisy widziała przyszłego premiera. Była z nim skoligacona, gdyż jej brat – George West-Cornwallis – był pierwszym mężem matki słynnego brytyjskiego polityka.
Ponadto arystokratka namówiła niemieckiego ambasadora w Londynie do organizacji balów, podczas których pełniła rolę nieformalnej gospodyni i próbowała wywrzeć wpływ na stosunki niemiecko-angielskie. Niestety, działania księżnej i innych ludzi nie były już w stanie powstrzymać nieuchronnej dziejowej katastrofy.
Wybuch I wojny światowej był dla Daisy dramatem osobistym. Obydwie jej ojczyzny stanęły po przeciwnych stronach barykady. Zamiast jednak pogrążać się w rozpaczy, księżna przystąpiła do działania. Ku konsternacji oraz niezadowoleniu męża podjęła pracę pielęgniarki Czerwonego Krzyża w szpitalu w Berlinie, gdzie udzielała pomocy zarówno niemieckim rannym, jak i angielskim jeńcom. Tę pracę przerwał przykry incydent. Pewnego dnia Daisy zebrała listy od jeńców, obiecując wysłać je do ich rodzin w Wielkiej Brytanii. Z tego powodu oskarżono ją o szpiegostwo na rzecz Anglii. Załamana pomówieniami, podobno rozważała nawet popełnienie samobójstwa, lecz ostatecznie sprawa rozeszła się po kościach. Daisy straciła już jednak serce do Berlina i wyjechała pracować w strukturach austriackiego Czerwonego Krzyża, skąd nierzadko jeździła pociągami sanitarnymi na front serbski oraz zachodni. Pozwoliła również na organizację wojskowych szpitali w kilku posiadłościach rodziny von Pless, np. w luksusowym hotelu w Szczawnie-Zdroju. Koniec I wojny światowej zastał księżną w Belgradzie, skąd wróciła do Książa odznaczona Orderem Czerwonego Krzyża klasy II.
Świat na nowo
Po powrocie do domu księżna musiała odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Wojna wzbogaciła ją o doświadczenie bezpośredniego kontaktu z ludzkimi nędzą i cierpieniem. Być może dlatego w kolejnych latach arystokratka angażowała się w liczne dzieła na rzecz lokalnych społeczności. Do jej zasług należy m.in. oczyszczenie rzeki Pełcznicy, dzięki czemu skończyły się w Wałbrzychu epidemie cholery i tyfusu, założenie szkoły dla kalekich dzieci oraz projekt mleczny, który zmniejszył śmiertelność niemowląt. Daisy założyła także działające na zasadzie spółdzielni socjalnych szkoły koronczarskie dla kobiet. Niestety, w wizji Jana Henryka idealna żona powinna się ograniczyć do życia sprawami domu. Książę zamierzał się zresztą związać z młodszą kobietą. Zaczął więc przekonywać Daisy do rozwodu, a nawet namawiał ją, by napisała do papieża, że „do ślubu zmusił ją ojciec”. Coraz bardziej schorowana (z objawów można wnosić, że cierpiała na stwardnienie rozsiane; od połowy lat 20. poruszała się już na wózku inwalidzkim) Daisy uległa i rozwód sfinalizowano w 1922 r.
Po rozwodzie księżna zatrzymała swoje prawo do tytułu, a także do kilku posiadłości (m.in. w Monachium i na francuskiej Riwierze). Von Pless pozwolił też matce swoich dzieci nadal zajmować zamek w Książu i pałac w Pszczynie, wziął na siebie finansowanie. Fortuna księcia zaczęła jednak topnieć, a kryzys gospodarczy lat 20. jeszcze bardziej ją uszczuplił. Księżna musiała próbować utrzymywać się na własną rękę. Jedną z prób zarobienia pieniędzy była publikacja słynnych dzienników, w których opisała swoje nietuzinkowe życie (1928). Lata 30. również nie przyniosły upragnionej stabilizacji. W 1936 r. zmarł jeden z synów Daisy, Bolko Konrad. Jan Henryk odszedł dwa lata później.
Według niektórych relacji (Cezarego Barucha z Warszawy, Zygmunta Treli z Poznania oraz Piotra Marca z Wałbrzycha) po wybuchu II wojny światowej księżna angażowała się w przygotowywanie paczek żywnościowych dla więźniów pobliskiego obozu koncentracyjnego Gross-Rosen. W 1941 r. naziści kazali jej opuścić zamek Książ, który zaanektowali na własne potrzeby. Seniorka zamieszkała w jednej z willi w Wałbrzychu. Do pomocy została jej tylko jedna brytyjska pokojówka Dolly (Dorothy Crowther), która ze względu na swoją narodowość musiała codziennie meldować się na Gestapo. W pewnym momencie sytuacja obu kobiet była tak dramatyczna, że Dolly musiała prosić okolicznych mieszkańców o żywność dla swojej chlebodawczyni i siebie. Pod koniec życia Daisy była już całkowicie sparaliżowana. Zmarła 29 czerwca 1943 r.
Spuścizna księżnej
Dziś pamięć o dobrej i wrażliwej pani na zamkach w Książu i Pszczynie jest nadal żywa, zwłaszcza wśród potomków śląskich rodzin, którym pomogła. Daisy bywa porównywana do księżnej Di lub do cesarzowej Sisi – podobnie jak w życiorysach tych obu wielkich osobowości bajka przeplatała się z dramatami.
Pamięć o księżnej utrwaliła również kultura popularna. Najwyraźniej obraz jej został nakreślony w filmie „Magnat” (Filip Bajon, 1987). Przedstawiony w nim obraz księżnej jako osoby cieszącej się zarówno jasnymi stronami swojego wysokiego statusu, jak i zmagającej się z własnymi cierpieniami nie idealizował życia Daisy. Masową wyobraźnię bardzo pobudza również kwestia słynnego, siedmiometrowego sznura pereł, który otrzymała od męża podczas podróży poślubnej. Niektórzy zauważają, że od tego momentu sprawy w życiu Daisy przybrały niekorzystny obrót. Miłośnicy sensacji zdążyli nawet nadać biżuterii miano przeklętej. Niestety nie wiadomo, gdzie obecnie znajdują się perły.. Zaginęły w odmętach dziejów. ©Ⓟ