Za trzecim razem zatrzęsły się już nie tylko szklanki. Ogrodzenie runęło, krawężniki przed domem wybrzuszyły się i popękały. W ogrodzie puściła rura wodociągowa, a fundament odłączył się od reszty budynku. – Gdy zawiadomiłem kopalnię, wysłano ekipę remontową, która stwierdziła, że nie bierze odpowiedzialności za naprawę. Musiałem się wyprowadzić – opowiada pan Grzegorz z Goczałkowic-Zdroju. Od tamtego czasu minęło pięć lat. Gdyby dom nie był podparty olbrzymimi belkami, dawno by się zawalił. – Dostałem go od teściów i rozbudowałem w latach 90. Wszyscy zapewniali wtedy, że kopalnia nie będzie tu prowadzić działalności. Przez lata na domu nie było żadnej ryski – podkreśla pan Grzegorz.

Protesty górników z kopalni Silesia w obronie miejsc pracy, 10 marca 2025 r.
ikona lupy />
Protesty górników z kopalni Silesia w obronie miejsc pracy, 10 marca 2025 r. / Reporter / Tomasz Ziobro

Silesia to największa prywatna kopalnia węgla kamiennego w Polsce. Główna część zakładu znajduje się w Czechowicach-Dziedzicach, ale obszary wydobywcze rozciągają się również na położoną kilka kilometrów dalej gminę Goczałkowice-Zdrój.

Przez długi czas kopalnia uchodziła za udany przykład prywatyzacji. Po transformacji koncesję na wydobycie otrzymała Nadwiślańska Spółka Węglowa. W 2003 r. zakład przejęła Kompania Węglowa S.A. w Katowicach, która po czterech latach uznała, że dalsza działalność jest nieopłacalna i przeznaczyła go do likwidacji. Silesia była – i wciąż jest – jednym z większych pracodawców w regionie, dlatego widmo jej zamknięcia wywołało w lokalnej społeczności niepokój. Górnicy próbowali nawet na własną rękę szukać inwestora.

Nabywca znalazł się w 2010 r. – kopalnię kupił czeski koncern EPH. Dekadę później przyszedł kolejny kryzys, tym razem związany z malejącym zapotrzebowaniem na węgiel, spadającymi cenami uprawnień do emisji i coraz cieplejszymi zimami. W 2021 r. Przedsiębiorstwo Górnicze „Silesia” znowu zostało sprzedane – nowym właścicielem została świadcząca usługi górnicze polska firma Bumech. Transakcja opiewała na ok. 19 mln zł.

– Nie miałem dokąd się wyprowadzić, więc kopalnia zobowiązała się, że będzie mi płacić 1,5 tys. zł za wynajem. Zaczęliśmy też rozmowy o kwocie, za jaką sprzedałbym nieruchomość. Na początku powiedziałem, że za 700 tys. zł, bo to ogromny dwurodzinny dom na sporej działce. Kopalnia cały czas starała się jednak zbić cenę. Stanęło na tym, że dostanę 550 tys. zł, w dodatku sam zapłacę za wyburzenie domu. Wiedziałem, że kopalnia ma kłopoty finansowe, więc się zgodziłem. Rozpisali to na raty, które mieli zapłacić w 2025 i 2026 r. Nigdy tych pieniędzy nie zobaczyłem – opowiada pan Grzegorz. Ostatnie pismo, jakie otrzymał od Bumechu, to nowa propozycja ugody. – Zamiast pieniędzy dostałbym udziały na kwotę wynoszącą połowę tego, co wynegocjowaliśmy. Jak to jest, że można komuś zrujnować dom i nie ponieść za to żadnej odpowiedzialności? – pyta retorycznie.

Za Czechów było lepiej

Droga krajowa przecina Goczałkowice na dwie części. Zachodnia, z parkiem zdrojowym, wygląda sielankowo: wielkie jezioro, zabytkowe pawilony, pijalnia wód leczniczych, kąpiele borowinowe... We wschodniej części miasta nietrudno dostrzec zapadnięty grunt i popękane mury domów. Nasi rozmówcy przychodzą z teczkami dokumentów: z kopalni, urzędu górniczego, sądu. Żaden nie chce występować pod nazwiskiem ze strachu przed odwetem. Boją się, że kopalnia zawiadomi nadzór budowlany, a ten każe im się wyprowadzić, choć nie mają gdzie ani za co.

Zgodnie z prawem górniczym kopalnia jest zobowiązana do naprawy szkód górniczych. Mieszkańcy twierdzą, że przepis ten był przestrzegany, gdy zakład należał do Czechów. Czasem ekipa remontowa zjawiała się z opóźnieniem, ale w końcu wykonywała swoje zadanie. – Mówi się, że chcemy się wzbogacić, że jesteśmy pazerni i że przez nas górnicy stracą pracę. Wiemy, że uratowanie kopalni jest dla wielu ludzi ważne, ale dlaczego odbywa się naszym kosztem? – pytają mieszkańcy.

Pokazują nam wysyłane do Silesii zawiadomienia o szkodach i ponaglenia w sprawie naprawy. Niektóre pochodzą sprzed roku, inne sprzed pięciu lat. W jednym z domów, który odwiedzamy, pęknięcia ścian i stropów są tak rozległe, że nie da się już otworzyć okien. Właścicielka ciągle się martwi, że po powrocie z pracy zastanie kogoś z rodziny pod gruzami. Łóżko przestawiła pod ścianę, w której na razie nie widać szczelin. Płyty chodnikowe przed domem się chwieją i łamią na pół. Łatanie dziur, malowanie, tynkowanie i odkurzanie stały się już stałym elementem życia codziennego. – Mój ojciec zbudował ten dom na specjalnie wzmocnionych fundamentach. Wszystko zgodnie z ówczesnymi wytycznymi budowlanymi i uzgodnieniami z kopalnią – opowiada nasza rozmówczyni. – Nikt go dziś nie kupi, za samo wyburzenie musielibyśmy zapłacić. Nie zarabiamy źle, ale nie stać nas na kredyt. Samo ogrzewanie w zeszłym sezonie kosztowało nas kilkanaście tysięcy złotych. Ciepło ucieka przez pęknięcia w ścianach i do środka leje się woda – mówi właścicielka.

Perspektywa naprawy szkód oddaliła się w 2024 r. Z powodu problemów finansowych w październiku Silesia złożyła wniosek o otwarcie postępowania sanacyjnego. Oznacza to, że obowiązki kopalni w zakresie naprawy szkód sprzed sanacji uległy zamrożeniu. Ich wypełnienie będzie zależało od treści przyszłego układu zatwierdzonego przez sąd restrukturyzacyjny. – Z prawnego punktu widzenia wszelkie roszczenia mieszkańców dotyczące szkód górniczych powstałych przed otwarciem postępowania sanacyjnego – niezależnie od tego, czy wynikają z ugód, wyroków sądowych czy uznania przez kopalnię obowiązku naprawy – stają się wierzytelnościami objętymi przyszłym układem – tłumaczy Michał Paprocki, partner i radca prawny w kancelarii Chmaj i Partnerzy. – Wierzytelności te nie mogą być w tym okresie zaspokajane w drodze dobrowolnej naprawy lub wypłaty odszkodowań. Po zatwierdzeniu układu przez sąd ich wysokość i sposób zaspokojenia będą podlegały warunkom układu, co może skutkować zarówno obniżeniem kwot, jak i odroczeniem terminu wykonania. W efekcie nawet zasądzone w późniejszym terminie odszkodowania, jeśli dotyczą szkód sprzed otwarcia sanacji, zostaną włączone do masy układowej i mogą nie być możliwe do egzekwowania w pełnej wysokości poza układem – dodaje prawnik. Mieszkańcy stali się więc zakładnikami sytuacji finansowej kopalni.

Silesia, pokład 315

Od 1 stycznia 2023 r. do 18 grudnia 2024 r. UOG przeprowadził w Silesii 45 kontroli, z czego siedem dotyczyło zapobiegania i naprawy szkód spowodowanych działalnością zakładu. Kolejne miały miejsce w styczniu 2025 r. Dzięki nim jest możliwe określenie skali nienaprawionych szkód na obszarze eksploatacji „pokładu 315” – tego, który bezpośrednio wpływa na życie mieszkańców gmin Goczałkowice-Zdrój, Pszczyna i Bestwina. W przypadku 311 wniosków szkody nie zostały usunięte, 103 sprawy są przedmiotem postępowań sądowych (z czego 74 dotyczą Goczałkowic-Zdroju), 87 zakończyło się ugodami, a 43 właścicieli nieruchomości porozumiało się z kopalnią w sprawie wykonania napraw we własnym zakresie. Dla pozostałych wniosków nie zawarto umów.

Zgodnie z prawem szkody górnicze, które powstały po rozpoczęciu postępowania sanacyjnego, mogą być usuwane przez kopalnię, zaś starsze muszą poczekać na jego wynik. – W praktyce ich odróżnianie może nastręczać poważnych trudności, zwłaszcza w sytuacji gdy eksploatacja trwa nieprzerwanie, a procesy deformacyjne terenu postępują w sposób ciągły – zauważa Michał Paprocki. Czy niewielka szczelina, która w ostatnich tygodniach powiększyła się na tyle, że zaczął się z niej sypać tynk, jest nową czy starą szkodą? – W takich przypadkach niezbędne jest wykorzystanie opinii biegłych i rzeczoznawców w celu ustalenia momentu powstania szkody – dodaje prawnik.

Mieszkańcy Goczałkowic czekają na listę wierzytelności układowych jak na wyrok. Właściciel nieruchomości, którego roszczenie zostanie pominięte lub nieprawidłowo wycenione, będzie mógł zgłosić sprzeciw w sądzie. Nie jest to jednak prosta procedura. Dla niektórych osób barierą mogą się okazać koszty – żeby złożyć sprzeciw, trzeba uiścić opłatę w wysokości 1 proc. wartości przedmiotu sporu bez gwarancji powodzenia. W przypadku nienadającego się do zamieszkania domu, który przed zniszczeniami był wyceniany na 500 tys. zł, wyniosłaby ona 5 tys. zł. Co więcej, na podstawie porozumienia z wierzycielami kwota przyznana przez sąd może być zarówno zredukowana, jak i częściowo umorzona.

Jest kopalnia, są szkody górnicze

Jedna z mieszkanek przekazuje nam gruby stos pism wysłanych m.in. do Ministerstwa Klimatu i Środowiska, rzecznika praw obywatelskich, wojewody śląskiego oraz Najwyższej Izby Kontroli. Każdy z adresatów tłumaczy, że nie jest w tej sprawie właściwym organem i sugeruje kobiecie, by zwróciła się do OUG. Gdy urząd prosi Silesię o wyjaśnienia, ta przyznaje, że termin naprawy szkód był już przesuwany, ale w związku z otwarciem postępowania sanacyjnego działania określone w ugodzie nie mogą zostać zrealizowane „w dotychczasowej formie”.

W maju Fundacja Frank Bold składa do resortu środowiska wniosek o cofnięcie Silesii koncesji z powodu naruszenia jej warunków. Organizacja zwraca uwagę na lukę prawną. Chodzi o to, że ustawa – Prawo geologiczne i górnicze nie reguluje wprost, co należy „zrobić w sytuacji, gdy przedsiębiorca posiadający koncesję znajdzie się w procesie restrukturyzacji”. Fundacja zaznacza przy tym, że ministerstwo może ją cofnąć w razie ogłoszenia przez spółkę upadłości.

Rada gminy podejmuje uchwałę, w której wyraża poparcie dla wniosku o anulowanie koncesji. Resort go jednak odrzuca, przekonując, że nie jest dobrze uargumentowany. „Współpraca organizacji z gminą sprzyja z pewnością budowie instytucji społeczeństwa obywatelskiego, i choć pożyteczna, nie jest przykładem realizacji interesu społecznego” – dowodzi resort. I dalej tłumaczy: „zgodna z prawem działalność zakładu górniczego nieodzownie wiąże się z możliwością powstania szkód górniczych. Nie można więc czynić zarzutu przedsiębiorcy górniczemu z faktu powstania szkód”; „nie można przedsiębiorcy czynić zarzutu z zaniechania działań naprawczych, gdyż wiążą się one z obciążeniem finansowym, a ono z kolei jest wyłączone na czas trwania postępowania sanacyjnego”; „organizacja nie zidentyfikowała interesu społecznego przemawiającego za wszczęciem postępowania w przedmiocie cofnięcia koncesji”. W odpowiedzi Fundacja Frank Bold składa skargę na postanowienie resortu do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. – Na przykładzie Silesii widać, z jakimi problemami byśmy się mierzyli, gdyby pozostałym zakładom nie przekazywano pomocy publicznej – podsumowuje Katarzyna Leśko, radczyni prawna organizacji. – Gdyby kopalnia przestała istnieć, odpowiedzialność za szkody przejąłby Skarb Państwa, który nie wytłumaczy się brakiem pieniędzy – dodaje prawniczka. – Spółka twierdzi, że ureguluje zobowiązania, gdy tylko będzie w stanie. Jednak co musiałaby zrobić w ramach restrukturyzacji, aby jej działalność nagle stała się opłacalna? Jaką przyszłość może mieć prywatna kopalnia węgla kamiennego? – pyta Miłosz Jakubowski z Fundacji Frank Bold.

We wniosku do ministerstwa organizacja zwraca uwagę, że „nie jest dopuszczalna sytuacja, w której przedsiębiorca przestanie całkowicie szkody naprawiać, jednocześnie wciąż prowadząc działalność. Prowadzenie wydobycia będzie niewątpliwie powodowało coraz to nowe szkody, które będą wiązały się z koniecznością dokonywania kolejnych napraw, a więc dalszymi kosztami, które w pewnym momencie mogą okazać się niemożliwe do spłacenia przez przedsiębiorcę znajdującego się w trudnej sytuacji”.

To o tyle ważne, że kopalnia zamierza rozwijać działalność. Z naszych informacji wynika, że spółka złożyła propozycję planu ruchu zakładu górniczego, który ma obowiązywać od 2026 r. To dokument, który szczegółowo określa m.in. sposób eksploatacji złóż, organizację pracy i środki ochrony środowiska. Nowy plan spółki zakłada rozszerzenie wydobycia na kolejne tereny. Formalnie gmina może się temu sprzeciwić, ale w praktyce jej głos ma niewielkie znaczenie.

Wiedzieli, gdzie się budują

W lipcu 2025 r. główny akcjonariusz Bumechu Marcin Sutkowski udziela wywiadu „Trybunie Górniczej”. „Fakty są takie, że plany budowy kopalni sięgają połowy XIX w. Od pierwszych odwiertów w 1860 r. było naprawdę mnóstwo czasu, żeby pogodzić się z tym, że pod ziemią jest prowadzone wydobycie. Nie jestem w stanie uwierzyć, że w pierwszej połowie obecnego stulecia nadal może to być dla kogoś zaskoczeniem. Ci, którzy decydowali się budować tutaj domy, podejmowali to ryzyko świadomie. Jak rozumiem, również urzędy wydające zezwolenia na budowę uprzedzały ich o możliwych konsekwencjach budowania w wybranym miejscu” – mówi Sutkowski.

– To nie jest tak, że budowaliśmy domy bezmyślnie. Na takich terenach trzeba uzyskać odpowiednie pozwolenia, przeprowadzić uzgodnienia i zadbać o niezbędne zabezpieczenia, np. wzmocnione płyty. Gdybyśmy uznali, że na terenach górniczych nie można się budować, to Śląsk nie mógłby się rozwijać – odpowiada jedna z mieszkanek. – Problem nie polega na tym, że ludzie budowali domy, tylko na tym, że kopalnia nie wypełnia swoich ustawowych obowiązków – dodaje.

20 lutego mieszkańcy wysłali do premiera pismo, w którym opisali zniszczenia i inne konsekwencje działalności kopalni. Skarżą się, że spółka wstrzymała przelewy pieniędzy na dokończenie remontów, które ustalono w ugodach. Przypominają też, że gdy kilkanaście lat temu kopalnia została przeznaczona do likwidacji, zainwestowali „w rozwój lokalnej infrastruktury, remonty domów oraz rozwój działalności gospodarczej, mając zapewnienie, że eksploatacja górnicza zostanie zakończona”.

Paradoks polega na tym, że w trakcie budowy domu na terenie górniczym uzgodnień dokonuje się nie tylko z nadzorem budowlanym i górniczym, lecz także z samą kopalnią. Jeśli budynek wymaga dodatkowych wzmocnień, to ich koszty powinien ponieść zakład wydobywczy.

Nic o nas bez nas

W 2018 r. rząd Prawa i Sprawiedliwości przeforsował przepis, który zniósł obowiązek uzyskania decyzji środowiskowej w przypadku jednokrotnego wydłużenia terminu obowiązywania koncesji, pod warunkiem że jej zakres nie ulega rozszerzeniu, a zmiana jest uzasadniona racjonalną gospodarką złożem. Rok później z furtki tej skorzystała Silesia. Mimo protestów i burzy medialnej minister klimatu podjął decyzję o przedłużeniu spółce koncesji bez uzyskania decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach.

Problem w tym, że – jak przekonuje Fundacja Frank Bold – prawie każdy z punktów koncesji został zmieniony. Nieprawidłowości w udzielaniu koncesji potwierdziła również NIK. – Gdyby ocena oddziaływania na środowisko została przeprowadzona, wpływ kopalni na okolicę byłoby szczegółowo przeanalizowany – mówi Miłosz Jakubowski. W odpowiedzi na interpelację posła Bronisława Foltyna Ministerstwo Klimatu oświadczyło, że „decyzja została wydana zgodnie z obowiązującym ówcześnie stanem prawnym, dlatego nie przewiduje się podejmowania działań w tej sprawie”.

Wątpliwości jest więcej. Jak każda gmina uzdrowiskowa, Goczałkowice-Zdrój są podzielone na trzy strefy. W strefie A mieszczą się zakłady lecznicze, a zieleń zajmuje co najmniej 65 proc. jej powierzchni. W strefie B znajdują się m.in. hotele, obiekty sportowe i mieszkania. Strefa C to jej otoczenie, mające wpływ na zachowanie walorów krajobrazowych i ochronę złóż naturalnych surowców leczniczych. Przed nowelizacją ustawy o lecznictwie uzdrowiskowym w 2011 r. wydobycie węgla było zabronione na terenie stref A i B. Po zmianach zakaz obowiązuje na obszarze wszystkich trzech. Dla władz lokalnych był to dodatkowy argument, z którym mogły walczyć w sądzie o ograniczenie działalności górniczej pod domami mieszkańców. Gmina uzyskała korzystne dla siebie orzeczenia w WSA, ale przegrała sprawę w Naczelnym Sądzie Administracyjnym.

Spółka w zbrojeniówce

– W sytuacji gdy przedsiębiorca górniczy korzysta z ochrony przewidzianej w prawie restrukturyzacyjnym, a przepisy nie przewidują instrumentów kompensacyjnych dla poszkodowanych, istnieje realne ryzyko, że część szkód nigdy nie zostanie naprawiona. Utrzymanie takiego stanu rzeczy prowadzi do uprzywilejowania interesów ekonomicznych przedsiębiorstwa kosztem prawa obywateli do ochrony własności i środowiska. To wymaga pilnej interwencji legislacyjnej – przekonuje mec. Paprocki. Podkreśla, że ustawodawca nie przewidział mechanizmu, który gwarantowałby, że kopalnia w restrukturyzacji będzie wywiązywać się z obowiązku naprawy szkód. – W efekcie przepisy, które mają chronić podmiot gospodarczy i jego płynność finansową, zostały zastosowane w sposób, który czasowo uchyla ochronę przysługującą mieszkańcom i środowisku. W mojej ocenie jest to rozwiązanie formalnie poprawne, ale materialnie niesprawiedliwe.

We wrześniu spółka Bumech podpisała umowę o współpracy z południowoafrykańską firmą OTT Technologies. Kontrakt dotyczy produkcji i rozwoju pojazdów opancerzonych przeznaczonych dla wojska czy służb mundurowych. Cytowany przez portal wnp.pl Marcin Sutkowski oświadczył: „chcemy generalnie zostać przy górnictwie, ale stopniowo zmieniać się z górnictwa węglowego na górnictwo metali nieżelaznych i utrzymać te kompetencje. Chcemy wejść w sektor defence, ponieważ ta produkcja de facto nie jest dla nas trudna”. „Sektor węgla kamiennego, szczególnie energetycznego, z racji zmian dziejowych i technologicznych musi odejść w zapomnienie” – dodał. ©Ⓟ

Niektóre fakty dotyczące bohaterów zostały w tekście zmienione. Do zamknięcia wydania Przedsiębiorstwo Górnicze „Silesia” nie odpowiedziało na nasze pytania.