„Reżim komunistyczny w Polsce” oraz „burzliwe okoliczności prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych w latach 90. XX wieku” – te wątki nadal przewijają się w sprawach popularnych znaków towarowych.

Ostatni przykład to wyrok dotyczący zielonobrązowego źdźbła trawy w butelce. W 1996 r. szwajcarska spółka Underberg AG (dawniej Diversa) zgłosiła w Urzędzie UE ds. Własności Intelektualnej (EUIPO) takie oznaczenie jako trój wymiarowy unijny znak towarowy graficzny, odnoszący się do alkoholi wysokoprocentowych. W 2003 r. rejestracji sprzeciwiał się ówczesny Polmos Białystok, powołując się na prawa do znaków wcześniej zarejestrowanych w kilku krajach.

Wieloletnia i wielowątkowa sprawa po raz ostatni pojawiła się na wokandzie Sądu UE 28 czerwca br. (sygn. T-145/22). Spółka CEDC International (następca prawny Polmosu) wystąpiła o stwierdzenie częściowej nieważności niekorzystnej dla siebie decyzji izby odwoławczej EUIPO. W skardze napisała m.in. o „reżimie komunistycznym” i „burzliwych okolicznościach” prywatyzacji.

W Polsce Ludowej produkcją wódki zajmowało się państwowe Przedsiębiorstwo Przemysłu Spirytusowego Polmos, a za jej eksport odpowiadało również państwowe Przedsiębiorstwo Handlu Zagranicznego Agros. Odbiorcą towarów była m.in. Diversa, która następnie dystrybuowała m.in. wódki Wyborowa i Grasovka (eksportowa marka Żubrówki) na rynek niemiecki. Następca Polmosu zmierzał do wykazania, że szwajcarska spółka działała jako jego agent lub przedstawiciel, spoczywał więc na niej obowiązek zaufania i lojalności. Zgodnie z art. 8 ust. 3 rozporządzenia nr 40/94 w sprawie wspólnotowego znaku towarowego „w wyniku sprzeciwu właściciela znaku towarowego, znaku towarowego nie rejestruje się w przypadku, gdy agent lub przedstawiciel właściciela znaku towarowego występuje o rejestrację na swoją rzecz bez zgody właściciela, chyba że agent lub przedstawiciel usprawiedliwi swoje działanie”.

Po latach trudno o dowody

Izba odwoławcza EUIPO przyznała, że w realiach PRL nie było możliwe ustanowienie jakiegokolwiek systemu licencji na linii Polmos-Agros. Zaznaczyła jednak, że nawet biorąc pod uwagę system polityczny i strukturę własności przed 1989 r. w Polsce, musi bazować na przedstawionych dowodach. Umowy zawarte wiele lat temu w ocenie organu potwierdziły jedynie, że Diversa handlowała z Agrosem. Skarżąca nie zdołała natomiast udowodnić istnienia stosunków umownych między Polmosem a Diversą ani między Polmosem a Agrosem.

Argumentację podzielił Sąd UE, który skargę oddalił. Jak czytamy w wyroku: „nie udowodniono żadnego bezpośredniego – choćby dorozumianego lub de facto – porozumienia umownego o współpracy handlowej między skarżącą (lub jej poprzednikiem prawnym) a interwenientem (lub jego poprzednikiem prawnym [Underberg -red.])”.

Dorota Liszka, dyrektor ds. komunikacji i public affairs w Grupie Maspex (do której należy CEDC International), poinformowała DGP, że spółka zamierza odwołać się od wyroku.

Jakub Słupski, adwokat z Patpol Legal Piróg i Wspólnicy uważa, że sprawa ta uwypukla zawiłości systemu polityczno -prawnego PRL w kontekście zagadnień związanych z prawami własności przemysłowej. Wskazuje też na inne problemy, które mogą dotyczyć historycznych marek. Jednym z nich jest ciągłość posiadania praw do znaków towarowych.

– Często przedsiębiorstwa wywodzące się z czasów PRL lub podmioty, które nabyły takie przedsiębiorstwa, nie mają już dokumentów pozwalających na wykazanie pełni praw do znaku (czy też do utworu stanowiącego projekt graficzny znaku) – czy to z uwagi na upływ czasu, czy też dlatego, że stosowne dokumenty, jako mało istotne w realiach gospodarki centralnie sterowanej, nie zostały w ogóle wytworzone. Próba wykazania, że znaki towarowe wchodziły w skład przedsiębiorstwa prywatyzowanego i skutecznie przeszły na nowy podmiot może zatem również nastręczać trudności – mówi Jakub Słupski.

Dominika Fallach, aplikant adwokacki z Patpol Legal Piróg i Wspólnicy dodaje, że prawo ochronne na znak towarowy co do zasady wygasa na skutek nieużywania zarejestrowanego znaku towarowego przez nieprzerwany okres pięciu lat. Znaków należy więc aktywnie używać. – W przeciwnym razie każdy może złożyć wniosek o stwierdzenie ich wygaśnięcia – mówi ekspertka. Z kolei Jakub Słupski dodaje, że źródłem problemów jest też to że przedsiębiorstwa państwowe w ramach prywatyzacji dzieliły się na wiele mniejszych.

Potwierdza to przykład Mostostalu. W PRL istniały różne przedsiębiorstwa z tym słowem w nazwie, należące do Zrzeszenia Mostostal, znak towarowy był zaś zarejestrowany na jedno z nich. Na skutek przekształceń własnościowych w latach 90. na ich bazie powstały różne spółki. Wątki funkcjonowania znaku towarowego jeszcze w realiach PRL i transformacji ustrojowej w tym roku badał Sąd UE, rozpatrując jedną z odsłon sporu o znak towarowy między spółkami Mostostal SA i Polimex Mostostal SA (sygn. T-684/21).

Reaktywacja i odzyskanie marki

– Innym tematem związanym z markami PRL-owskim jest rejestracja znaków towarowych przez podmioty nieuprawnione oraz próba ich rynkowej reaktywacji – mówi Wojciech Gierszewski, radca prawny i rzecznik patentowy z kancelarii BG Patent. I wylicza: – Kilka lat temu firma z Pruszcza Gdańskiego reaktywowała markę Pewex, przy czym brak było informacji, aby towarzyszyło temu nabycie jakichś uprawnień. W 2014 r. osoba fizyczna zarejestrowała znane logo CPN dla wielu towarów i usług związanych – aktualnie znak „wygasł”, co wydaje się wynikiem interwencji PKN Orlen. Mamy też znak CWS – jakim oznaczany był pierwszy polski samochód, a którego nazwa oznaczała Centralne Warsztaty Samochodowe. Kilka lat temu seria znaków została zgłoszona do ochrony przez spółkę z województwa dolnośląskiego.

Rzecznik patentowy Mikołaj Lech, autor bloga Znakitowarowe-blog.pl, podaje przykład odwrotny – udanego zyskania marki po latach zawirowań. Chodzi o „Ptasie Mleczko”, znak zarejestrowany przez Wedla jeszcze w 1936 r. W PRL przedsiębiorstwo upaństwowiono, a prawa ochronnego na znak nie przedłużono na kolejny okres. W konsekwencji „ptasie mleczko” produkowały różne cukiernie, a sam Urząd Patentowy uznał, że sformułowanie to stało się nazwą rodzajową. Wedel na początku XX w. rozpoczął wieloletnią batalię o wyrwanie marki z domeny publicznej. Jego prawnicy wygaszali ochronę nieużywanych znaków konkurencji, a do innych przejmowali prawa.

– Udowodnili również, że dla przeciętnego konsumenta słodyczy Ptasie Mleczko kojarzy się tylko z Wedlem. Finalnie udało im się to, co wydawało się nieprawdopodobne. Zmienili utrwaloną praktykę UP, który zgodził się zarejestrować im znak towarowy Ptasie Mleczko w odmianie słownej. Niedługo potem konkurencja zaczęła nazywać swoje cukierki „Niebiańskie Mleczko”, „Alpejskie Mleczko” czy „Królewskie Mleczko”, zgrabnie unikając naruszenia prawa – mówi Mikołaj Lech.

– Na problematykę reaktywacji marek nakłada się też problematyka prawnoautorska – dodaje Wojciech Gierszewski. Jak wyjaśnia, często rejestrowane logotypy spełniają cechy utworów i przysługują do nich prawa autorskie, choć bywa, że trudno ustalić, komu aktualnie. ©℗

ikona lupy />
Coraz więcej znaków w mocy / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe