Mimo zawirowań związanych z COVID-19 wartość rynku zamówień publicznych spadła jedynie nieznacznie. Co ważniejsze, kolejny rok z rzędu odnotowano poprawę konkurencyjności.

Dane za pierwsze półrocze 2020 r. nie napawały optymizmem. Pokazywały, że z rynku wyparowało ok. 10 tys. przetargów. Pod koniec roku zamówienia publiczne nabrały jednak przyspieszenia. Ostatecznie w całym ub.r. udzielono 135 tys. zamówień, a więc tylko o 6 tys. mniej niż w 2019 r. Co istotniejsze, również wartość tego rynku nie była dużo niższa i wyniosła 183,5 mld zł (w 2019 r. – 198,9 mld zł). We wcześniejszych latach odnotowywano większe wahnięcia, choć nie było one uzasadnione tak nadzwyczajną sytuacją jak obecnie.
– Dane wskazują jednoznacznie, że wielkość rynku utrzymuje się na stabilnym poziomie. Cieszą nas te wartości. Pomimo pandemicznych trudności, procedury cały czas były stosowane i system zamówień publicznych zdał egzamin w tym trudnym dla wszystkich czasie – zauważa Hubert Nowak, prezes Urzędu Zamówień Publicznych.
– Ograniczenia w funkcjonowaniu przedsiębiorstw, dotykające różne sektory gospodarki, a także zmiana bądź rezygnacja z części planów zakupowych po stronie sektora publicznego – to wszystko znalazło swoje odzwierciedlenie w akumulowanych danych i w tych czynnikach można doszukiwać się źródła niewielkiego spadku wartości udzielonych zamówień. Nie jest on jednak spektakularny, co pokazuje, że pozycja sektora publicznego w roli zamawiającego jest stabilna – dodaje.

Publiczne inwestycje

Niezależni eksperci również oceniają ubiegłoroczne dane jako dobre. Z czego może wynikać tak, stosunkowo udany, mimo problemów pandemicznych, rok?
– Wskazałbym dwa główne czynniki. Zamawiający chyba poważnie potraktowali słowa rządzących, że inwestycje publiczne mogą być remedium na spowolnienie gospodarcze spowodowane pandemią. Drugi niestety jest mniej budujący, bo chodzi mi o to, co działo się pod koniec ubiegłego roku, gdy ogłaszano jak najwięcej przetargów, by wypchnąć je przed wejściem w życie nowych przepisów. To niestety nie było najlepsze na rynku, gdyż od kilku miesięcy obserwujemy dużo mniejszą liczbę przetargów, przynajmniej w niektórych branżach – komentuje dr Włodzimierz Dzierżanowski, prezes Grupy Doradczej Sienna.
Na pewno też do małego spadku wartości rynku przyczyniły się fundusze europejskie. To już końcówka aktualnego okresu programowania i po prostu trzeba je było zakontraktować. W przeciwnym razie moglibyśmy je stracić. To może wyjaśniać pewien paradoks – mimo spadku liczby mniejszych przetargów, wzrosła liczba ogłoszeń o zamówieniach powyżej progów unijnych. W 2020 r. opublikowano ich 28 tys., podczas gdy rok wcześniej ok. 25 tys. Dodatkowym czynnikiem, który mógł na to wpłynąć, jest elektronizacja. Przetargi te, w przeciwieństwie do tych poniżej progów unijnych, musiałyby być prowadzone w internecie, bez papierowych ofert i dokumentacji. Obydwie strony – i zamawiający, i wykonawcy byli więc przygotowani do trybu zdalnego, którego inni dopiero musieli się nauczyć.

Więcej ofert

Projekt sprawozdania UZP za 2020 r., z którego pochodzą omawiane dane, pokazuje jeszcze jeden pozytywny trend – wzrost konkurencyjności. Trzeci raz z rzędu wzrosła średnia liczba ofert składanych na jeden przetarg (patrz: infografika).
– W zamówieniach o wartości poniżej progów unijnych średnia liczba ofert składanych podczas jednego postępowania wyniosła 2,78. To pokazuje, że rynek staje się coraz bardziej konkurencyjny i liczymy, że ten trzyletni trend zostanie podtrzymany w kolejnych latach. W oczach przedsiębiorców rynek zamówień publicznych staje się więc coraz bardziej atrakcyjnym miejscem do zabiegania o kontrakty – zauważa prezes UZP Hubert Nowak, wskazując równocześnie na rosnącą liczbę postępowań, w których złożono więcej niż jedną ofertę. W 2020 r. było to 62 proc., w 2019 r. – 59 proc., a w 2018 r. – 57 proc.
Eksperci zastrzegają, że choć jest lepiej, to nie znaczy, że powinniśmy spocząć na laurach.
– Niewątpliwe sam fakt, że zwiększa się liczba wpływających ofert, jest pozytywny. Ten trend widać szczególnie w przypadku robót budowlanych, gdzie odnotowano średnio prawie 4,5 oferty na postępowanie. Co cieszy, to fakt, że w ponad 40 proc. tych postępowań wpływało co najmniej pięć ofert. Martwi jednak to, że równocześnie średnio ponad dwie oferty podlegały odrzuceniu. Rzeczywista konkurencyjność nie jest w związku z tym aż tak duża – ocenia dr Wojciech Hartung, adwokat z kancelarii Domański, Zakrzewski, Palinka.
– Z drugiej strony z przedstawionych danych wynika, że nie mamy w zasadzie żadnej konkurencyjności w postępowaniach na dostawy. W ok. 50 proc. postępowań wpływa tu bowiem tylko jedna oferta, a równocześnie średnio prawie 1,5 oferty podlega odrzuceniu – dodaje, zwracając uwagę na kolejny paradoks. Średnio największa liczba ofert (2,88) wpływa w negocjacjach z ogłoszeniem. Tymczasem tryb ten jest bardzo rzadko stosowany i w ub.r. udzielonego w nim zaledwie 0,06 proc. wszystkich zamówień. ©℗
Jak wyglądał rynek w 2020 r.