Opłata reprograficzna w zamyśle prawodawcy ma być rekompensatą dla twórców za to, że użytkownicy mają możliwość kopiowania ich utworów w ramach tzw. dozwolonego użytku prywatnego.
„Opłata reprograficzna, za której pobór i wypłatę w formie rekompensaty odpowiadają wskazane przez państwa członkowskie instytucje, stanowi dla autorów istotne i stałe źródło dochodu. Pojawia się w związku z tym pokusa, by rozszerzać zakres omawianego wyjątku, a co za tym idzie źródła dochodu z tytułu opłaty reprograficznej poza ramy wynikające z odpowiednich przepisów prawa oraz celów i motywów jego ustanowienia, zgodnie z popularnym powiedzeniem, że gdy się trzyma młotek, wszystko wygląda jak gwóźdź” – pisze prof. Maciej Szpunar, rzecznik generalny Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej we wprowadzeniu do swej najnowszej opinii.
Serwisy streamingowe zachowują kontrolę
Kiedyś sytuacja była w miarę prosta – kopiowanie na użytek prywatny oznaczało głównie nagrywanie filmów czy piosenek na kasety, płyty lub dyski. Aby wynagrodzić twórcom straty z tego tytułu, prawo nakazało pobierać pewien procent ceny urządzeń umożliwiających tworzenie kopii oraz samych nośników po to, by przekazywać te pieniądze artystom. Miała to być rekompensata za to, że użytkownicy nie kupowali np. płyt, tylko je przegrywali i to nie tylko dla siebie, ale także dla swych znajomych.
Sytuację zmienił rozwój technologii. Z jednej strony pojawiły się nowe urządzenia, takie jak smartfony, z drugiej zaś serwisy streamingowe umożliwiające korzystanie z bibliotek zawierających miliony utworów. Według części organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi ten model także powinien podlegać opłacie reprograficznej m.in. ze względu na to, że utwory można zachowywać na urządzeniach takich jak smartfony, by później odtwarzać je offline. W Holandii dwie firmy zobowiązane do wnoszenia opłaty reprograficznej wniosły do sądu pozew o stwierdzenie, że nie powinna ona obejmować usługi udostępniania kopii do użytku bez dostępu do sieci, świadczonej w powiązaniu z usługą streamingu. Problem ten ostatecznie trafił do TSUE.
Profesor Maciej Szpunar w opinii poprzedzającej wydanie wyroku w tej sprawie jednoznacznie uznaje, że możliwość kopiowania utworów w ramach korzystania ze streamingu nie oznacza jego zwielokrotniania na użytek prywatny. Zwraca przy tym uwagę, że wspomnianego zwielokrotnienia nie dokonuje de facto użytkownik, tylko sam usługodawca. To usługodawca zachowuje pełną kontrolę nad kopią i decyduje, czy użytkownik może z niej korzystać. Już tylko z tego powodu trudno mówić o użytku prywatnym, a to on stanowi podstawę do pobierania opłaty reprograficznej.
„Dzięki zastosowanym środkom technologicznym dostawcy usługi streamingu, występujący w imieniu uprawnionych z tytułu praw autorskich jako ich licencjobiorcy, zachowują kontrolę nad zwielokrotnianiem utworów udostępnianych w postaci kopii do użytku bez dostępu do sieci. Kopie te są bowiem tworzone przez usługodawcę i przechowywane na urządzeniu użytkownika na ściśle określonych i skutecznie kontrolowanych warunkach” – przekonuje rzecznik generalny.
Użytkownik nie dysponuje kopią
Z opinii wynika wprost, że ani usługa streamingu, ani możliwość korzystania jej w ramach z kopii zachowanych na własnym urządzeniu nie powinny być objęte opłatą reprograficzną.
– W wypadku serwisów streamingowych użytkownik nie wykonuje kopii, a jedynie otrzymuje dostęp do już utworzonej. Co więcej, ze względu na zabezpieczenia techniczne nie może otrzymanego pliku kopiować lub nim dysponować. Skoro uprawniony nie traci choćby na chwilę kontroli nad utworami, to mamy do czynienia z normalną eksploatacją praw, a nie z korzystaniem przez użytkownika z prawa do kopiowania do użytku prywatnego – zwraca uwagę Tomasz Zalewski, radca prawny z kancelarii Zalewski Legal.
Janusz Piotr Kolczyński, radca prawny z kancelarii C.R.O.P.A., podkreśla, że opinia rzecznika przypomina o istocie opłaty reprograficznej. W debacie publicznej dochodzi bowiem coraz częściej do odwrócenia znaczeń podstawowych pojęć z zakresu prawa autorskiego.
– Opinia stwierdza rzecz wydawałoby się oczywistą, że czytanie, słuchanie lub oglądanie to normalne sposoby korzystania z utworu, o ile odbywa się to legalnie. Nie sposób uznać, aby autor ponosił z tego tytułu jakąkolwiek szkodę. Nie chodzi także o dozwolony użytek prywatny, bo całość odbywa się na zasadach licencyjnych, a dozwolony użytek prywatny nie wymaga licencji i odbywa się poza kontrolą uprawnionego – zauważa mec. Kolczyński.
Z opinią prof. Szpunara nie zgadzają się natomiast zapytane przez DGP organizacje zbiorowego zarządzania prawami autorskimi.
– Interpretacja, zgodnie z którą utworzenie kopii offline w ramach usługi streamingowej nie stanowi zwielokrotnienia, lecz element publicznego udostępniania, przeczy logice i zdrowemu rozsądkowi. Takie stanowisko jest także wewnętrznie sprzeczne i pozbawione spójności z dotychczasowym orzecznictwem TSUE. Rzecznik w swojej analizie zdaje się mieszać role usługodawcy, który technicznie umożliwia dokonanie zapisu, i użytkownika, tj. abonenta, który korzysta z tej funkcji w ramach swojego prywatnego dostępu – przekonuje Dominik Skoczek, dyrektor Stowarzyszenia Filmowców Polskich – Związku Autorów i Producentów Audiowizualnych.
Również Karol Kościński, dyrektor generalny Stowarzyszenia Autorów ZAiKS, uznaje niektóre fragmenty opinii „za kontrowersyjne” i zaznacza, że TSUE ostatecznie nie musi się z nimi zgodzić.
MKiDN chce rozszerzyć opłatę reprograficzną
Najnowsza opinia dotycząca opłaty reprograficznej zbiega się z trwającą w Polsce dyskusją na temat rozszerzenia jej zakresu na nowe urządzenia, takie jak smartfony, tablety czy telewizory umożliwiające nagrywanie. W lipcu Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego przedstawiło projekt zmiany załącznika do rozporządzenia z listą tych urządzeń, zgodnie z którym opłata reprograficzna ma stanowić 1 proc. ich ceny.
Czy opinia prof. Szpunara może mieć znaczenie dla trwających konsultacji?
– W mojej ocenie ma znaczenie fundamentalne, ponieważ art. 5 ust. 2 lit. b dyrektywy 2001/29/WE wymaga uwzględnienia środków technologicznych przy ustalaniu rekompensaty. Gdy zapewniają one pełną kontrolę uprawnionych nad utworami, nie ma uzasadnienia dla opłaty reprograficznej. Opłata jest uzasadniona tylko wtedy, gdy użytkownicy mają rzeczywistą możliwość użycia urządzenia do zwielokrotnienia utworów, co nie występuje w przypadku zabezpieczonych usług streamingu – przekonuje Tomasz Zalewski.
Przedstawiciele organizacji zbiorowego zarządzania przekonują natomiast, że nawet gdyby wyrok TSUE był zbieżny z opinią rzecznika generalnego, to i tak opłata reprograficzna w Polsce powinna być rozszerzona na smartfony i tablety.
– Urządzenia te dają szerokie możliwości kopiowania utworów (nagrywanie, skanowanie itp.) i są objęte opłatami od urządzeń i nośników prawie we wszystkich krajach unijnych, w których dozwolony użytek prywatny funkcjonuje, z niechlubnym wyjątkiem Bułgarii i Polski – zaznacza Karol Kościński z ZAiKS.
Dominik Skoczek, dyrektor SFP-ZAPA, dodaje, że nie wszyscy użytkownicy smartfonów i tabletów korzystają z serwisów streamingowych. Z badania IBRIS przeprowadzonego w 2025 r. wynika, że łącznie z tej oferty korzysta 46 proc. Polaków. Smartfony ma natomiast już ponad 91 proc. mieszkańców naszego kraju.
– Badania dowodzą, że kopiowanie to wciąż powszechna praktyka. Dzieje się tak dlatego, że mimo pozornie bogatej oferty serwisów streamingowych wiele produkcji jest na nich po prostu niedostępnych – przekonuje.
– Zgodnie z orzecznictwem TSUE do objęcia urządzeń opłatami nie jest wymagane rzeczywiste dokonywanie na nich kopii, ale sama możliwość techniczna ich dokonywania – dodaje Karol Kościński.
Z tym ostatnim argumentem nie zgadza się Janusz Piotr Kolczyński.
– Nie powinniśmy odwracać znaczenia podstawowych pojęć. Potrzebne jest najpierw zdarzenie powodujące szkodę, aby powstała konieczność ewentualnego odszkodowania. Nie można a priori zakładać szkody, jeśli nie dowiedziono samego zdarzenia, które ją wywołało. To są znane od wieków założenia prawa cywilnego – mówi. ©℗