Prace nad projektem są już mocno zaawansowane – Komisja Kodyfikacyjna Prawa Cywilnego (KKPC) planuje je zakończyć jesienią tego roku. Obecnie ogólny termin przedawnienia wynosi sześć lat, natomiast dla roszczeń o świadczenia okresowe oraz tych związanych z prowadzeniem działalności gospodarczej – trzy lata (art. 118 k.c.). Od tej zasady istnieje jednak wiele wyjątków uregulowanych w przepisach szczególnych.

– Jeżeli kodeks cywilny wprowadza ogólny termin, a dziesiątki przepisów szczególnych ustanawiają od niego wyjątki, nie jest to rozwiązanie praktyczne. Ogólna zasada prawidłowej legislacji mówi, że wyjątków od reguły powinno być jak najmniej – w przeciwnym razie to one stają się regułą – twierdzi prof. Wojciech Kocot, wiceprzewodniczący KKPC.

Zapewnia, że komisja będzie dążyć do znaczącego ograniczenia liczby wyjątków. Jeżeli jednak któryś z terminów szczególnych okaże się uzasadniony merytorycznie – zostanie utrzymany.

Te przepisy trafią do kosza

W jaki sposób terminy zostaną ujednolicone?

– Każdy przepis szczególny będzie analizowany indywidualnie. Prawdopodobnie uchylimy szczególne terminy zbliżone długością do ogólnego, np. dwuletnie czy czteroletnie – mówi prof. Kocot.

Przykładowo, uchylony może zostać dwuletni termin przedawnienia roszczeń sprzedawcy będącego przedsiębiorcą (art. 554 k.c.). Podobny los może spotkać terminy dotyczące umowy o dzieło (art. 646 k.c.), kontraktacji (art. 624 k.c.) czy rachunku bankowego (art. 731 k.c.).

Zdaniem komisji, nie ma też potrzeby utrzymywania dwuletniego terminu przedawnienia dla niektórych roszczeń wynikających ze zlecenia (art. 751 k.c.).

– Skoro chcemy wprowadzić ogólny, trzyletni termin przedawnienia, to czy ma sens utrzymywanie krótszego, dwuletniego? Moim zdaniem – nie. Natomiast ze względu na szczególny charakter sprzedaży nieruchomości, warto rozważyć utrzymanie dłuższego, pięcioletniego terminu dla roszczeń z tytułu wad fizycznych (art. 568 par. 1 k.c.) – dodaje prof. Kocot.

– Postępowania są dziś szybsze, dokumenty dostępne elektronicznie, co ułatwia ich zebranie i złożenie pozwu. Kiedyś dłuższy, sześcioletni (a przed 2019 rokiem nawet dziesięcioletni) termin gwarantował większe możliwości zebrania dowodów. Dziś, dzięki technologiom, nie jest to już konieczne. Krótsze terminy motywują też wierzycieli do szybszego działania – wyjaśnia prof. Kocot.

Nasz rozmówca przypomina, że skracanie terminów przedawnienia to tendencja międzynarodowa. Konwencja nowojorska z 1974 r. o przedawnieniu w umowach międzynarodowej sprzedaży towarów przewiduje termin czteroletni. W niemieckim kodeksie cywilnym standardowy termin wynosi z kolei trzy lata (par. 195 BGB). W Hiszpanii termin wynosi wprawdzie pięć lat, ale został skrócony z dziesięciu lat. W USA okresy te są zróżnicowane, ale najczęściej mieszczą się w przedziale od dwóch do sześciu lat, w zależności od rodzaju sprawy. W europejskim prawie modelowym (DCFR) oraz w zasadach Międzynarodowego Instytutu ds. Unifikacji Prawa Prywatnego również przewidziano trzyletni termin.

Przepisy przejściowe w projekcie mają przewidywać, że jeśli bieg przedawnienia rozpocznie się przed wejściem w życie nowych przepisów, to zastosowanie znajdą dotychczasowe regulacje.

Terminy do skrótu

Poproszeni przez DGP o komentarz prawnicy zgadzają się, że ujednolicenie terminów przedawnienia to krok w dobrym kierunku.

– Dziś mamy terminy przedawnienia wynoszące: sześć, pięć, trzy, dwa lata, a także jeden rok czy nawet sześć miesięcy. Istnieją również terminy dziesięcioletnie, a w przypadku roszczeń o naprawienie szkody wyrządzonej zbrodnią lub występkiem – aż dwudziestoletnie (art. 442¹ par. 2 k.c.). Co więcej, przepisy szczególne nie tylko przewidują różne długości terminów przedawnienia, lecz także inaczej określają moment rozpoczęcia ich biegu niż wynika to z przepisów ogólnych (art. 120 k.c.). Taki sposób uregulowania instytucji przedawnienia prowadzi do zbędnego chaosu. Przepisów szczególnych jest po prostu zbyt wiele – ocenia Justyna Burska, radca prawny i partner w GKR Legal.

Jowita Kania-Stachura, radca prawny i partner zarządzająca w Kancelarii Kania, Stachura, Toś również popiera ujednolicenie terminów.

– Nawet prawnicy mają czasem trudności z jego prawidłowym określeniem, a co dopiero przedsiębiorcy czy konsumenci – kwituje.

Zmiany z rozwagą

Podobnego zdania jest Paweł Śladowski, partner w kancelarii Maciej Panfil i Partnerzy Sp. k. Według niego jednolity termin uprości system prawny i zwiększy pewność prawa – o ile reforma będzie przemyślana i uwzględni złożoność stosunków cywilnych.

– Nie sposób natomiast zaakceptować identycznego terminu przedawnienia dla wszystkich roszczeń, niezależnie od ich rodzaju czy charakteru. Zróżnicowanie długości terminów ma swoje uzasadnienie systemowe, funkcjonalne i aksjologiczne. Zrównanie przedsiębiorców z konsumentami w zakresie terminów, przy jednoczesnym utrzymaniu odmienności ich pozycji prawnej w innych obszarach, byłoby przejawem niekonsekwencji ustawodawcy – podkreśla mec. Śladowski.

Dodaje, że np. roszczenia z tytułu szkód na osobie nie powinny być traktowane tak samo jak roszczenia o zapłatę za usługi – mają bowiem większy ciężar społeczny i dlatego termin przedawnienia powinien być dłuższy.

Mec. Śladowski zwraca też uwagę, że skrócenie terminu dla egzekucji roszczeń może negatywnie wpłynąć na bezpieczeństwo obrotu gospodarczego, ograniczając możliwość zawierania porozumień i zwiększając liczbę postępowań egzekucyjnych. Tego rodzaju zmiany skutkowałaby więc wzrostem kosztów np. prowadzenia działalności gospodarczej, co w naturalny sposób przerzucane byłoby dalej – w formie wyższych cen towarów i usług.

Jowita Kania-Stachura zauważa dodatkowy problem: krótki termin może ograniczyć prawo do sądu, jeśli rozstrzygnięcie jednej sprawy zależy od zakończenia innego postępowania.

– Można oczywiście złożyć pozew wcześniej i wnieść o zawieszenie postępowania, ale to wiąże się z opłatą. Tymczasem skomplikowane sprawy potrafią ciągnąć się latami. Przykładowo: otrzymałam niedawno pismo z Sądu Apelacyjnego w Gdańsku, że pierwsze posiedzenie w mojej sprawie odbędzie się dopiero w 2026 r. Krótkie terminy mogą więc faktycznie ograniczać dostęp do sądu – mówi.

Mec. Justyna Burska również ma swoje zastrzeżenia. – Trzyletni termin co do zasady wystarcza wierzycielowi na staranne i aktywne działania. Natomiast w przypadku roszczeń stwierdzonych prawomocnym orzeczeniem lub ugodą sądową, obecnie obowiązujący sześcioletni termin powinien zostać – co najwyżej – skrócony do pięciu lat. Trzy lata to zdecydowanie zbyt krótko, zwłaszcza w sytuacjach, gdy dłużnik uchyla się od spłaty i celowo wyzbywa majątku – podkreśla mec. Burska.

Jednocześnie ma propozycję. – Termin sześciomiesięczny dotyczący np. roszczeń zwrotnych przewoźnika (art. 793 k.c.), czy roszczeń o naprawienie szkody z powodu utraty lub uszkodzenia rzeczy wniesionych do hotelu (art. 848 k.c.), jest zbyt krótki i powinien zostać wydłużony chociażby do jednego roku.