Prezydent spotka się dziś w Sankt Petersburgu z Władimirem Putinem. Oficjalnie wizyta ma na celu poprawę stosunków z Moskwą. To będzie pierwsza zagraniczna wizyta Recepa Tayyipa Erdogana po nieudanej próbie puczu w połowie ubiegłego miesiąca. Turecki przywódca już zdążył nazwać Putina przyjacielem, wyraził też nadzieję, że historyczna wizyta otworzy nowy rozdział w stosunkach między obydwoma krajami.
Jedną z kwestii zaogniających konflikt na linii Ankara – Bruksela jest niespodziewany powrót w tureckiej debacie kwestii kary śmierci. Wzmianka o jej przywróceniu pojawiła się już kilkukrotnie w zapowiedziach polityków rządzącej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP). Na niedzielnym marszu poparcia dla Erdogana, który tylko w Stambule zgromadził ponad milion osób, odniósł się do tej kwestii sam prezydent. – Jeśli turecki parlament podejmie decyzję w kwestii kary śmierci, to ja ją zatwierdzę. Stany Zjednoczone uznają karę śmierci. Stosuje ją Japonia. Chiny też. Suwerenność leży w rękach ludzi; w związku z czym, jeśli ludzie opowiedzą się za karą śmierci, z pewnością posłuchają ich politycy – mówił prezydent.
Do tego dochodzą spięcia w porozumieniu związanym z kryzysem migracyjnym zawartym w marcu. Ankara grozi, że jednostronnie odstąpi od jego realizacji, jeśli unijni politycy nie przyspieszą decyzji o zniesieniu wiz dla Turków. Erdogan mówił o tym wczoraj na łamach francuskiego dziennika „Le Monde”. Podobne stwierdzenia padły też tydzień temu w wywiadzie, jakiego „Frankfurter Allgemeine Zeitung” udzielił minister spraw zagranicznych Turcji Mevlut Cavusoglu.
Komisja Europejska zaznacza, że zniesienie wiz nie jest możliwe bez spełnienia przez Turcję kilku warunków, w tym dostosowania przepisów antyterrorystycznych i dotyczących ochrony danych osobowych.
W tym samym wywiadzie Erdogan wyraził żal z powodu reakcji zachodnich polityków na pucz, porównując je z gestami solidarności po zamachach na tygodnik „Charlie Hebdo”. – Miałem nadzieję, że zareagują w podobny sposób, a ograniczyli się do ogranych gestów – mówił prezydent.
Nie bez znaczenia jest niechęć, jaką w Europie wzbudzają prowadzone przez Erdogana czystki. Najostrzej w tej w kwestii wypowiedzieli się Austriacy. Szef wiedeńskiej dyplomacji stwierdził wprost, że jeśli na spotkaniu unijnych ministrów spraw zagranicznych pojawi się kwestia otwarcia kolejnych rozdziałów w negocjacjach akcesyjnych Turcji do Unii Europejskiej, to on się temu sprzeciwi. Turecka odpowiedź była niewybredna, podobnie jak żądanie ekstradycji z USA muzułmańskiego duchownego Fethullaha Gulena, uważanego za inspiratora puczu z 15 lipca.
Nawet jeśli Ankarze uda się ocieplić relacje z Moskwą, nie zmieni to faktu, że gospodarczo kraj jest bardziej powiązany z Zachodem. Unia Europejska jest największym odbiorcą tureckich towarów; trafia tutaj prawie połowa eksportu znad Bosforu. Co więcej, tureckie firmy przez ostatnią dekadę cieszyły się dostępem do zachodnich rynków finansowych, gdzie zapożyczyły się na kwotę ok. 180 mld dol. Normalnie dług ten spłacany jest dzięki dewizom zdobywanym przez eksport lub turystykę; teraz jednak turecki eksport spada, a i obroty w turystyce poważnie spadły.
Stało się to pod wpływem rosyjskiego embarga, nałożonego po tym, jak w listopadzie tureckie myśliwce strąciły rosyjski samolot nad Syrią. Embargo, obejmujące m.in. sprzedaż wycieczek zagranicznych do Turcji, przyniosło skutek; w tym roku kraj odwiedziło 87 proc. rosyjskich turystów mniej. To m.in. z tego względu prezydent Erdogan postanowił niedawno przeprosić za strącenie rosyjskiego samolotu w Syrii ub.r., co od razu spotkało się ze strony rosyjskich władz z zadowoleniem. Putin był także jednym z pierwszych przywódców, który po puczu zadzwonił do Erdogana, deklarując swoje poparcie.
Moskwa nie może się całkiem obrazić na Ankarę, bo to bardzo poważny klient rosyjskiej energetyki. Turcja do niedawna była drugim co do wielkości klientem Gazpromu (w czerwcu firma ogłosiła, że wyprzedziły ją Włochy), zaspokajając dzięki dostawom z Rosji większość swojego zapotrzebowania na błękitne paliwo. Rosjanie także budują dwa reaktory atomowe w elektrowni Akkuyu na południu kraju.
Jednocześnie Ankara doskonale rozumie, że zbliżenie z Moskwą ma swoje granice. Przede wszystkim obydwa kraje różnią się w odniesieniu do Syrii. Rosjanom zależy na utrzymaniu w kraju swojego bliskowschodniego przyczółka, czego gwarantem jest pozostanie u władzy prezydenta Baszara al-Asada. Z kolei Turcja od dawna stoi na stanowisku, że pokój w Syrii jest możliwy tylko po odejściu al-Asada. Opowiedzenie się w syryjskim konflikcie po stronie Rosji oznaczałoby jednocześnie wzięcie strony Iranu, co zostałoby fatalnie odebrane m.in. w Arabii Saudyjskiej i groziło wieloletnią izolacją Ankary na Bliskim Wschodzie.