Roztropność: moralna doskonałość. Zdolność wyboru właściwej ścieżki. Nawet gdy sytuacja przypomina węzeł gordyjski, na którym postmodernistyczne gniazdo uwiła sobie para porąbanych bocianów po kursie krawiectwa u Rei Kawakubo, mąż roztropny potrafi swym spokojnym okiem wejrzeć pod nerwicę rzeczywistości i wybrać najdoskonalszą opcję działania. Na tym właśnie roztropność polega – na wyważonym osądzie, nie zaś na bezmyślnej aplikacji moralnych reguł.
Potrzeba nam roztropnych, ale jak uczyć roztropności? Nic nie da wkucie na pamięć dziesięciu przykazań. Życie umyka jasnym instrukcjom obsługi i w rozwiązywaniu moralnych problemów domaga się uwagi dla konkretności pokręconych kontekstów. Cnotę tę można zdobyć w praktyce; wciąż na nowo próbując rozwiązać konkretne życiowe dylematy. Pomaga obserwacja roztropnych ludzi w działaniu. Dobre są też przykłady, moralne zagwozdki, ćwiczenia pod tytułem: Co byś zrobił, gdyby...? Może dlatego w Wielkich Księgach Przeszłości mamy tak wiele moralnych zagadek i przypowieści. Miały one pokazać mądrość w działaniu i zainspirować do kreatywnego i roztropnego siłowania się z moralną materią. Stanowiły narzędzie edukacji etycznej. Była ich niezliczona ilość; ale żeby daleko nie szukać, przytoczmy kilka bardziej znanych:
Problem 1: Nazywasz się Salomon i jesteś królem. Dziś na audiencji, Bogu dzięki, trochę mniej nudno niż zazwyczaj: dwie nierządnice urodziły równocześnie dzieci. Jedno zmarło, drugie żyje. Każda mówi, że żywe dziecko jest jej i że ta druga kłamie. Obie krzyczą. Musisz zdecydować, kto ma rację. Pytanie: czy to jest właśnie ta chwila, w której możesz wreszcie pomachać sobie mieczem, wydając bojowe okrzyki? Tylko jak to dobrze wpleść w prezentowaną sprawę? (To z Biblii).
Problem 2: Nazywasz się Eutyfron. Twój służący zabił twojego niewolnika, co bardzo zdenerwowało twojego tatę. Tato jednak nie bardzo wiedział, co z tym fantem zrobić – ukarać? Ręce odrąbać? Obrazić się? No więc związał mordercę, wrzucił do komórki i, jak każdy rozsądny człowiek, posłał po opinię ekspertów. Tymczasem morderca sam wziął i zmarł; rzecz poniekąd do przewidzenia, jeśli się kogoś zwiąże i zapomni o nim na trzy dni. Pytanie: czy powinieneś donieść na swojego ojca, jak typowa nadgorliwa gnida? (To z Platona).
Widać od razu, jak przykłady z życia wzięte mogą służyć kształceniu roztropności: ich uwikłanie kontekstowe, ich głęboka patrykularność domagają się właśnie mądrości w osądzie, nie zaś bezmyślnego stosowania praw. Ale jak już zdamy sobie sprawę z siły edukacyjnej takich pogmatwanych zagwozdek, to może nas najść smutna refleksja: są one w dużej większości potwornie przestarzałe. Kto na przykład dziś ma niewolników, jeśli można zwyczajnie wykorzystać tanią siłę roboczą z Bangladeszu i cieszyć się produktami za bezcen?
Chciałam więc wystosować petycję do mędrców żyjących obecnie w naszej konkretnej sytuacji geopolitycznej: dziś w Polsce żyjemy w czasach moralnego niepokoju; jak powietrza potrzeba nam kształtowania u obywateli cnotę roztropności. Potrzeba nam więc nowych przykładów. Nowej kazuistyki moralnej. Dostosowanej do czasu i miejsca. Dajcie nam nowe przypowieści, nowe kazusy! Mnie brak autorytetu i głębi, ale pozwolę sobie zasugerować generalny kierunek, w jakim mogłyby iść te wysiłki, próbując nakreślić problemy przykładowe.
Problem współczesny 1: Twoja mama głosowała na Kukiza. Twój tata na PiS. Swoją dziewczynę poznałeś na demonstracji KOD; zauważyłeś ją w tłumie, gdy tańczyła pogo do słów Ryszarda Petru. Mama mówi, że już czas przyprowadzić wybrankę do rodziców na „jakiś obiad czy coś”. Pytanie: jak sprytnie przesterować rozmowę na kwestie neutralne? Na przykład kolarstwo, tfu, repertuar teatrów, wróć... muzykę U2? Nie, bo przecież Bono... Pogoda? Nie, jak pogoda, to zaraz globalne ocieplenie i ani się obejrzysz, a wypłynie polski węgiel. Nie można nawet skomentować smaku szwajcarskich lodów, bo zaraz będzie ustawa frankowa i, nim się obejrzysz, Andrzej Duda. Pytanie 2: Jak odbyć obiad w całkowitym milczeniu, wytwarzając przy tym klimat wzajemnej akceptacji i zrozumienia?
Problem 2: Pijesz sojową latte na placu Zbawiciela. Ze swoją torbą od Ani Kuczyńskiej, tenisówkami New Balance i znaczkiem „Razem” w klapie wtapiasz się w tłum lepiej niż pchła w zadanie „połącz kropki”. A tu nagle: grom. Z jasnego. Nieba. Obok siedzi, stwierdzasz lekko oszołomiona, twój przyszły mąż – te szczere oczy i ten niedbały gest rozpoznajesz od razu ze swych nastoletnich marzeń. On też cię widzi... I chyba też poznaje! O opatrzności, która dusze zbłąkane niezmordowanie prowadzisz ku sobie przez ciemne meandry rzeczywistości. Uśmiecha się do ciebie, odkłada książkę... A to „Atlas zbuntowany” Ayn Rand, pochwała indywidualizmu, kapitalizmu, finansistów i w ogóle wszystkiego, co niekoszerne w twojej (przyznajmy, dość jednak chwiejnej, w końcu jesteś słoikiem) placozbawicielowej sytuacji. Pytanie: czy już jedno dziecko z Republikaninem czyni z ciebie zdrajcę? I czego to jest tak naprawdę zdrada?
Problem 3: Jesteś kibicem, twoim idolem jest Łupaszka, tęsknisz za Wielką Polską, która przed nikim na kolanach, itp. Pogrążonymi w mroku ulicami Białegostoku idziesz odwiedzić ciocię. Wtem... brązowoskóry chłopak idzie sobie, nikomu nie wadzi. „Tyle ich teraz...” – mruczysz niezadowolony. Nagle na chłopca rzuca się grupka facetów i wrzeszczy „Bić ciapatych!”. On jeden, ich sześciu. Pytanie: czy więcej warta jest nieopuchnięta facjata, sympatia kolesi z bloku i praca u ojca jednego z atakujących, czy poczucie, że tak w gruncie rzeczy jesteś obrzydliwym tchórzem?
Problem 4: Jesteś liberałem. Czy dopuszczalne jest oglądanie „Wiadomości”, jeśli prawą ręką dotykasz kopii konstytucji?
Problem 5: Jesteś wyborcą PiS. Czy możesz oglądać TVN, jeśli twoja twarz jest zwrócona w stronę Żoliborza?

Przykłady jak przykłady. Można znaleźć lepsze. Ale znaleźć trzeba, i to szybko – cnota roztropności sama się nie wykształci. A bez tego rzeczywistość nam się jeszcze bardziej pokomplikuje.