Moskwa odrzuca jakąkolwiek odpowiedzialność za katastrofę malezyjskiego Boeinga. Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow uznał, że wszelkie oskarżenia pod adresem Rosji „brzmią niewiarygodnie i głupio”.

Pasażerski samolot Malezyjskich Linii Lotniczych rozbił się 50 kilometrów od granicy z Rosją, na terytorium Ukrainy kontrolowanym przez donieckich separatystów. Moskwa i Kijów są zgodne w przypuszczeniach, że maszyna mogła zostać zestrzelona. Przy czym władze Ukrainy oskarżają o tę zbrodnię separatystów, a strona rosyjska ukraińską armię. „Nie będziemy wydawać żadnych oficjalnych oświadczeń, dopóki nie będzie jasne kto ponosi odpowiedzialność za tę tragedię” - oświadczył rzecznik Kremla Dmitrik Pieskow. Urzędnik dodał, że "głupio przypuszczać, że Rosja ma z tym jakiś związek”.

Wcześniej prezydent Władimir Putin stwierdził, że „Nie doszłoby do tej tragedii, gdyby na tej ziemi był pokój, nie wznowiono by działań zbrojnych”. Tym samym gospodarz Kremla obarczył odpowiedzialnością za katastrofę władze Ukrainy. Putin polecił swoim ministrom przeprowadzenie śledztwa w sprawie katastrofy malezyjskiego samolotu i udzielenie wszelkiej pomocy w prowadzeniu akcji na miejscu tragedii.