Gdyby szkockie referendum niepodległościowe miało się odbyć dzisiaj, przeciwnicy zerwania z Wielką Brytanią uzyskaliby znaczną przewagę. W najnowszym sondażu proniepodległościowa kampania "Tak" zdobyła poparcie 35% Szkotów, ale kampania "Razem Lepiej" - za utrzymaniem unii z Anglią - 54%.

Powodem wątpliwości Szkotów są głównie obawy przed negatywnymi skutkami ekonomicznymi niepodległości. Kampania "Razem Lepiej" argumentuje, że trzeba się liczyć z wyczerpaniem złóż ropy, odpływem inwestycji, a przede wszystkim ze sprzeciwem Londynu wobec dalszego używania funta przez niepodległą Szkocję.

Nawet aktywiści kampanii "Razem Lepiej" mają jednak wątpliwości, czy ich przesłanie nie jest zbyt negatywne i obawiają się, że część wyborców może zagłosować "Tak" z czystej przekory.

Niezależny poseł John Galloway, który prowadzi własną antyniepodległościową kampanię "Nie, Dziękuję", stara się więc ująć temat mniej złowieszczo. Na swoich spotkaniach porównuje secesję Szkocji do rozwodu i powiada: "Czasem udaje się dobić targu, czasem ona zatrzyma sobie wszystkie kompakty, DVD, psa, może nawet samochód. Ale nigdy, przenigdy nie dostanie wspólnej małżeńskiej karty kredytowej." Opinię Johna Galloway'a podziela prawie 3/4 Szkotów, przekonanych, że niepodległość będzie dla nich oznaczać spadek stopy życiowej.