Dziesięć nadchodzących dni będzie najbardziej niebezpiecznymi w historii Ukrainy po uzyskaniu przez nią niepodległości w 1991 roku - mówi tymczasowy premier tego kraju Arsenij Jaceniuk.

W wywiadzie dla "Financial Times" szef ukraińskiego rządu zarzucił Rosji, że prowokowała wczorajsze zamieszki podczas pochodów pierwszomajowych na wschodzie kraju.

W Doniecku parada zakończyła się walkami, w wyniku których prorosyjscy separatyści wtargnęli do miejscowej siedziby prokuratury. Milicja i Gwardia Narodowa stawiały opór, ale w końcu funkcjonariusze i żołnierze wycofali się pod naciskiem agresywnych prorosyjskich bojówkarzy. W ostatnim czasie separatyści coraz aktywniej działają na wschodzie Ukrainy.

Arsenij Jaceniuk mówił, że separatyści odwołują się do dziedzictwa Związku Sowieckiego, prowokują i sztucznie wywołują starcia. "Zazwyczaj towarzyszy im grupa dziesięciu - dwudziestu dobrze wyszkolonych rosyjskich agentów, którzy szturmują budynki, uprowadzają tych, którzy stawiają opór, znikają i przenoszą się do innego miasta" - powiedział ukraiński premier.

Pełniący obowiązki prezydenta Ołeksandr Turczynow przyznał, że władze w Kijowie nie kontrolują sytuacji w dwóch obwodach na wschodzie kraju - ługańskim i donieckim.