Najbardziej kompleksowy system zbudowali Finowie i postawili przed nim ambitne zadanie – likwidacji bezdomności do 2015 r. Oparto go na zasadzie „housing first”, czyli „najpierw dom”. Znaczy to, że priorytetem w walce z bezdomnością jest zapewnienie takiej osobie stałego dachu nad głową. W większości krajów, zanim bezdomny doczeka się własnego mieszkania, musi przejść przez drabinę instytucji tymczasowego pobytu (tj. schroniska krótko- i długoterminowe, mieszkania tymczasowe, ośrodki odwykowe), w efekcie często wypadając z systemu, a potem znów do niego wracając. W modelu fińskim mieszkania zapewniane są bezwarunkowo, to znaczy, że bezdomny nie musi spełniać żadnych wymagań – nie musi być np. trzeźwy. Nie musi także być w stanie opłacić kosztów utrzymania lokum. Robi to za niego państwo, jeśli trzeba – bezterminowo. Prawo do mieszkania może stracić tylko, jeśli będzie stanowił uciążliwe sąsiedztwo. Tak jednak dzieje się bardzo rzadko. – Stabilność, jaką daje własny kąt, jest kluczowa dla powodzenia tej strategii – mówi Spinnewijn. Dodatkowo służby socjalne oferują bezdomnym pomoc przy wyjściu z uzależnień i zdobyciu pracy. Przewodniczący FEANTSA wskazuje, że nie u wszystkich następuje obiektywna poprawa sytuacji (nie każdy znajduje pracę), ale u znakomitej większości następuje poprawa subiektywna – zwiększa się ich dobrostan. Najważniejszą statystyką, jaką mają na podparcie swojej strategii Finowie, jest 90 proc. tych, którzy w nowych domach zostają.
Taka polityka kosztuje mniej niż alternatywy, w których bezdomni rotują między ulicą i schroniskami. Zabranie tych ludzi z ulicy sprawia, że nie korzystają tak często z kosztownych usług publicznych, przede wszystkim medycznych (często trafiają do szpitali w fatalnym stanie, wymagającym kosztownego leczenia), a także porządkowych (nie wszczynają bójek).