W trzech zakładach w Polsce znaleziono mięso wołowe z domieszką koniny. Pierwsza tę wiadomość podała Informacyjna Agencja Radiowa.

Główny Lekarz Weterynarii Janusz Związek mówi w rozmowie z IAR mówi, że we wszystkich przypadkach były to zakłady wykonujące wyroby gotowe. Korzystały one z mięsa, które zamawiały w innych firmach. - Te zakłady nie rozbierały mięsa na miejscu. W tej chwili rozpoczęliśmy kontrole w przedsiębiorstwach, z których prawdopodobnie pochodziło mięso - mówi nam Janusz Związek.

W rozmowie z naszym reporterem Główny Lekarz Weterynarii dodaje, że prawdopodobnie są wśród nich dostawcy z Polski, ale nie tylko - na pewno jeden jest z Holandii.

Inspektorzy badają teraz także gdzie mogły trafić produkty z fałszowaną wołowiną. - Z tego co wiemy to towar prawdopodobnie trafił tylko na rynek Polski i to nie w całości. Duża część została jeszcze na magazynach. Jednak czy na pewno nie trafiło to jeszcze gdzieś indziej nie wiem. Nie jesteśmy teraz tego w stanie określić - mówi nam Janusz Związek.

Wiadomo, że w jednej z firm kontrolerzy stwierdzili już duże nieścisłości w dokumentacji. Firma sprowadziła z Rumunii ponad 870 ton koniny. Właściciele twierdzą, że sprzedali ją w krótkim czasie tylko na paragony w sprzedaży detalicznej. Inspekcja weterynaryjna uznała to za przestępstwo w zakresie dokumentacyjnym. "Jeżeli taka ilość koniny jest sprzedawana detalicznie to znaczy, że licząc soboty i niedziele trzeba by sprzedawać co najmniej dwie tony koniny dziennie. Na dodatek przy założeniu, że sprzedawano ją przez cały rok" - tłumaczy Janusz Związek.

W sumie przebadano 121 próbek, w trzech znaleziono ślady DNA końskiego. Na przebadanie czeka kolejnych 80 próbek. Na razie nie wiadomo ile potrwa badanie. O sprawie została powiadomiona już prokuratura. Inspektorzy podkreślają, że mamy do czynienia z oszustwem, ale mięso nie jest groźne dla zdrowia.