W poniedziałek wieczorem, dzień po wyborach prezydenckich na Białorusi i po brutalnie stłumionych tam demonstracjach, tysięczny tłum zebrał się w centrum Warszawy, aby wyrazić solidarność z Białorusinami i poparcie dla tamtejszej opozycji.

Pod pomnik Mikołaja Kopernika na Krakowskim Przedmieściu przybyło wielu Białorusinów mieszkających lub uczących się w Polsce, Polaków, a także Ukraińców. Raz po raz wznoszono okrzyki "Żywie Biełaruś". Manifestanci mieli ze sobą historyczne biało-czerwono-białe flagi Białorusi i transparenty zarówno w języku polskim, jak i białoruskim, z apelami o wolność i prawdę.

Podczas demonstracji głos zabrała m.in. Irena Biernacka z Oddziału Związku Polaków na Białorusi w Lidzie. Jak powiedziała później PAP, w poniedziałek do Warszawy przyjechała w innych sprawach i tu dowiedziała się o spotkaniu. "Jestem Polką mieszkająca na Białorusi. Mam polskie korzenie i przekazuję to swoim dzieciom, ale bardzo szanuję Białorusinów, bo to są nasi bracia" – podkreśliła.

Jeszcze w niedzielę wyborczą była w Lidzie. Zaznaczyła, że tam, podczas manifestacji, nie było tak źle jak w Mińsku, ale już teraz pojawiają się informacje o pogorszeniu się sytuacji. "To bardzo boli, to straszne, XXI wiek... Młodzież musi budować wolne państwo, każdy musi mieć szanse, aby pokazać siebie, swoje zdolności i talenty. Władza na to nie pozwala" – dodała. Biernacka podziękowała też rodakom, również młodzieży, za wyrazy solidarności z Białorusinami.

W manifestacji uczestniczyła także Sasza, która na co dzień studiuje zarządzanie na Uniwersytecie Warszawskim. Jej rodzina pozostała w Mińsku, ale – jak powiedziała – nie uczestniczyła w tamtejszych protestach. "Mam nadzieję, że nie pójdą na nie, bo bardzo się boję" – przyznała, wskazując na agresję ze strony państwa białoruskiego.

Poniedziałkowa manifestacja to dla niej symbol solidarności z jej ojczyzną. "Na Białorusi jest okropna sytuacja. Chciałabym jakoś pomóc, ale nie mogę. Chcę prosić o pomoc wszystkich, którzy mogą działać. Mam nadzieję, że Unia Europejska zrobi coś, aby poprawić sytuację Białorusinów. Ludzie naprawdę są przeciwko obecnej władzy na Białorusi" – powiedziała.

Trwa ładowanie wpisu

20-letni Mikita, studiujący stosunki międzynarodowe na UW, powiedział PAP, że chciałby być teraz na Białorusi. "W moich rodaków, moją rodzinę, w moich kolegów strzelają, biją ich, łamią kości – to dla mnie wielki ból. Myślę, że jedyne, co możemy zrobić, to przyjść tutaj i prosić o pomoc Polskę i cały świat" – podkreślił.

Po oficjalnym zakończeniu wiecu grupa młodych Białorusinów śpiewała i tańczyła przy białoruskich piosenkach. Sasza wyjaśniła PAP, że to utwory, które dziś odśpiewywane są w czasie prodemokratycznych manifestacji. Wśród z nich znalazła się białoruskojęzyczna wersja "Murów".

Podobne manifestacje w geście solidarności z Białorusią odbyły się również w innych polskich miastach.

Według wstępnych wyników w wyborach zwyciężył urzędujący prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka, zdobywając 80,23 proc. głosów. Jego główna rywalka Swiatłana Cichanouska otrzymała 10,09 proc. Niezależni obserwatorzy twierdzą, że w czasie wyborów dochodziło do licznych nieprawidłowości, a frekwencja w lokalach wyborczych była zawyżana. Wieczorem na ulicach Mińska doszło do protestów, które zostały stłumione przez siły bezpieczeństwa. Do starć doszło też w Grodnie, w Witebsku i innych miastach.