Moskwa chce postawić przed sądem czeskich polityków odpowiedzialnych za decyzję o demontażu pomnika sowieckiego dowódcy.
Rosja, mimo szalejącej pandemii, nie zawiesiła ofensywnych działań w sferze polityki historycznej. Po Polsce jej kolejnym celem stały się Czechy. Powód? Demontaż praskiego pomnika marszałka Iwana Koniewa. Antyczeska kampania trwa od początku kwietnia.
Pomnik dowódcy I Frontu Ukraińskiego, który w 1945 r. wyparł niemieckie wojska z ówczesnej stolicy Czechosłowacji, stanął w 1980 r. przy náměstí Interbrigády w Pradze. Problem w tym, że w 1956 r. Koniew jako wiceminister obrony ZSRR, a zarazem głównodowodzący sił Układu Warszawskiego, tłumił powstanie na Węgrzech, zaś w 1968 r. jego raporty pomogły przygotować kolejną interwencję – tym razem właśnie w Czechosłowacji.
W ubiegłym roku praska rada miejska zapowiedziała demontaż pomnika, przeniesienie go do muzeum i upamiętnienie wyzwolicieli Pragi na placu w inny sposób. 3 kwietnia decyzję wykonano. „Nie miał maski, a zasady są jednakowe dla wszystkich” – żartował na Facebooku starosta dzielnicy Praga 6 Ondřej Kolář, nawiązując do reguł wprowadzanych ze względu na pandemię. To nie pierwsza podobna decyzja praskich radnych, która nie spodobała się Rosjanom. W lutym, w piątą rocznicę zamordowania krytyka Kremla Borisa Niemcowa, jego imieniem nazwano plac, przy którym stoi rosyjska ambasada.
– To była taka mała, obrzydliwa, podła decyzja ludzi postępujących wbrew interesom narodowym – komentowała w ubiegłym tygodniu sprawę z pomnikiem rzeczniczka MSZ Marija Zacharowa na antenie kanału Rossija-1, a ambasada Rosji w USA doszukuje się w niej „ręki Waszyngtonu”. 8 kwietnia minister obrony Siergiej Szojgu zwrócił się do Komitetu Śledczego o ściganie radnych, którzy głosowali za przenosinami. Śledztwo zostało wszczęte ze względu na „dokonane publicznie zbezczeszczenie symboli wojennej chwały Rosji”. Za „rehabilitację nazizmu”, bo taki tytuł nosi zastosowany art. 354.1 kodeksu karnego, grozi grzywna lub roboty publiczne.
Tego było za wiele nawet dla prezydenta Miloša Zemana, często określanego mianem prorosyjskiego. Zeman w przeszłości mówił np., że „Ukraina straciła Krym i Zachód musi się z tym pogodzić”. Tym razem było inaczej. – To mieszanie się w nasze wewnętrzne sprawy, niezależnie od tego, że likwidację pomnika marszałka Koniewa uważam za głupotę – komentował rosyjskie śledztwo na antenie kanału iPrima. – Ściganie demokratycznie wybranych przedstawicieli obcego państwa za wykonywanie mandatu jest niedopuszczalne – dodawał w czwartek burmistrz Pragi Zdeněk Hřib.
Równolegle rosyjskie media państwowe zaczęły prezentować materiały atakujące Czechy, a w mediach społecznościowych zaktywizowały się prorosyjskie trolle. Przed czeskimi placówkami konsularnymi w Rosji dochodzi do protestów. W czwartek faszyzujący narodowi bolszewicy rozwinęli przed konsulatem generalnym Czech w Petersburgu transparent z napisem „Koniewa na miejsce, k..wy!”. Dzień wcześniej rada obywatelska przy resorcie obrony zaproponowała przemianowanie moskiewskiej stacji metra „Prażskaja” (Praska) na stację „Marszał Koniew”.
To nie pierwszy przypadek. W 2015 r. ostra krytyka spadła na Polskę po demontażu pomnika gen. Iwana Czerniachowskiego w Pieniężnie. Z kolei w 2007 r. po przeniesieniu Pomnika Wyzwolicieli Tallinna z centrum stolicy na cmentarz wybuchły zamieszki, a Estonia padła ofiarą zakrojonego na szeroką skalę, koordynowanego z Rosji cyberataku. Dlatego część ekspertów doszukuje się śladów Rosji w ostatnich cyberatakach na czeskie szpitale. ©℗
Rosyjskie media państwowe emitują materiały atakujące Czechy