Chcą być gotowi, gdyby koronawirus dotarł do Polski i przebywanie w miejscach publicznych było niewskazane.
– Wolę zrobić zapasy teraz, gdy jeszcze półki w sklepach są pełne. Obawiam się też, że gdy wirus pojawi się w Polsce, ceny poszybują do góry. Nie chcę więc potem przepłacać, a żyję z emerytury – mówi mieszkanka Warszawy.
Nie jest jedyna. W pracy, na ulicy, w gronie rodzinnym temat zrobienia zapasu żywności przewija się coraz częściej. W największym stopniu dotyczy osób starszych, które mają świadomość, że wirus właśnie dla nich stanowi największe zagrożenie. Zdaniem sprzedawców to właśnie najliczniejsza obecnie grupa wśród robiących zapasy. Znaczący odsetek stanowią też młode mamy.
Wzmożony ruch obserwują zarówno sklepy tradycyjne, jak i internetowe. Te pierwsze, jak E.Leclerc, deklarują na razie tylko większą sprzedaż. Z nieoficjalnych rozmów wynika, że wzrosty są najwyżej kilkuprocentowe. W tych drugich przyrosty transakcji są znacznie większe: dochodzą do nawet kilkudziesięciu procent. Zdaniem ekspertów może być to związane z tym, że większe zakupy oznaczają większy ciężar do przyniesienia do domu, co może być problemem przy braku samochodu. Dostawca natomiast wyręczy w dźwiganiu.
Jak wylicza Piotr Kondraciuk, prezes zarządu Polskikoszyk.pl, w ostatnim tygodniu sklep zaobserwował o ok. 15–20 proc. większy ruch.
Frisco.pl informuje, że sprzedaż wzrosła już od ubiegłego poniedziałku, czyli 24 lutego. Najbardziej gwałtowną zmianę zanotowano w środę, kiedy to średnia wartość zamówienia osiągnęła jeden z najwyższych poziomów w historii.
– Porównując do poprzednich tygodni, a także średniej z ubiegłego roku, jest to ponad 25 proc. wzrostu – wyjaśnia Jacek Palec, prezes Frisco.pl.
E-szop24.pl deklaruje nawet podwojenie wartości koszyka zakupowego w ostatnich dniach. Jak tłumaczy pracownik sklepu, zamiast jednego opakowania kaszy czy makaronu klienci kupują po kilka.
– Mieliśmy klientkę, która zamówiła 50 opakowań gulaszu węgierskiego. Przed złożeniem zamówienia dzwoniła do nas z zapytaniem, czy na pewno może liczyć na dostawę produktu z długim terminem przydatności. Przyznam, że sami musieliśmy domówić towar u producenta – wyjaśnia pracownik e-szop24.pl.
Jacek Palec także zwraca uwagę na wzrost skali zamówień. – Dotychczas w jednym było średnio 60 sztuk produktów, w środę liczba ta wzrosła do 69 – dodaje.
Jak sygnalizują sklepy, nawet ponad dwa razy zwiększył sią popyt na podstawowe produkty sypkie jak kasza, makaron, mąka, ryż, ale też na dania gotowe, koncentraty i przeciery.
– Bardzo dynamicznie rozwijają się także pozostałe kategorie z długą datą ważności, w tym oleje i sól, których sprzedajemy o ponad 90 proc. więcej, cukier, konserwy, dżemy i smarowidła do kanapek, których schodzi o ponad 70 proc. więcej, czy mrożonki i płatki śniadaniowe, na które popyt jest większy od 40 do 60 proc. – podsumowuje Palec.
Znika też mięso, które po obróbce można zamrozić i przechowywać dłuższy czas. Dowodem na to są puste lodówki, na które trafiali klienci Lidla w ubiegłym tygodniu, idąc na zakupy w drugiej połowie dnia.
Na wzmożone zakupy dodatkowo wpływało zakończenie ferii zimowych. – W zeszłym tygodniu uruchomiliśmy też dużą akcję kolekcjonerską. To na pewno są czynniki, które miały wpływ na zwiększenie obrotów – podkreśla Patrycja Sienkiewicz-Nowak, dyrektor handlowy E.Leclerc.