Rosjanom od sześciu lat nie udało się zmusić Łukaszenki do przyjęcia kontyngentu żołnierzy. Zamiast tego Mińsk chce kupić 12 myśliwców
W tym roku Białoruś zwiększy wydatki na wojsko o 19 proc., czyli wyda więcej niż na milicję i bezpiekę. Prezydent Alaksandr Łukaszenka rozbił opozycję na tyle, żeby się jej na razie nie obawiać. Z drugiej strony wydarzenia z 2014 r. na Krymie i w Zagłębiu Donieckim sprawiły, że docenił rolę sił zbrojnych w stabilizowaniu własnej władzy.
Budżet na ten rok przewiduje wydatki na obronę narodową w wysokości 1,1 mld rubli (1,9 mld zł). Z kolei MSW i KGB dostaną 950 mln rubli (1,7 mld zł). Wydatki na obronę w odniesieniu do PKB nie robią już wielkiego wrażenia, ponieważ wyniosą raptem 1,3 proc. PKB przy 2 proc. w przypadku Łotwy i Polski, 2,1 proc. na Litwie i aż 5 proc. na zmagającej się z rosyjską agresją Ukrainie. Rosja oficjalnie wyda 2,8 proc. PKB, choć prawdziwe, poukrywane w innych paragrafach budżetu wydatki będą znacznie wyższe.
Po latach cięć odbicie od dna jest jednak zauważalne. Tym bardziej że towarzyszy mu zapowiedź zakupu 12 myśliwców su-30SM, zmodernizowanej wersji su-30, które poza Rosją służą w siłach zbrojnych Kazachstanu. Problem w tym, że jeden taki samolot kosztuje 50 mln dol., więc na zakup 12 sztuk trzeba by przeznaczyć roczny budżet obronny. Kontrakt z Rosjanami został podpisany przed półroczem. Mińsk liczy, że otrzyma na nie rosyjski kredyt. Jak mówił w 2016 r. ówczesny wiceminister obrony generał Ihar Łaciankou, nowe suchoje mają zastąpić wysłużone, 30-letnie migi. Byłaby to największa transakcja w historii białoruskiej armii.
– Dzięki odziedziczeniu majątku białoruskiego okręgu wojskowego z czasów ZSRR przez lata świetnie funkcjonowaliśmy, niespecjalnie przejmując się wydatkami na modernizację armii. Nie kupowaliśmy nowej techniki wojskowej. Żyliśmy jak mole w palcie. Ale nadszedł moment, gdy ta technika się mocno zestarzała – mówił Biełsatowi analityk wojskowości Alaksandr Alesin. – Trzeba rozwijać armię tak, by nikt w naszą stronę nawet nie rzucił okiem z zaciekawieniem. Siły zbrojne muszą być mocne – dodawał prezydent Łukaszenka.
Białoruscy eksperci sugerują, że decyzja o zakupie myśliwców może być deklaracją lojalności wobec Rosji. Mińsk jest wojskowym sojusznikiem Moskwy, a jego siły zbrojne są znacznie silniej zintegrowane z rosyjskimi niż inne struktury państwowe. Zgodnie z planami ewentualnościowymi w razie wojny z NATO dowództwo nad białoruskim wojskiem przejmuje faktycznie Rosja. Mimo to podczas wojny na Donbasie Mińsk zachował pewną neutralność, a nawet dzielił się z Ukraińcami danymi wywiadowczymi, sprzedawał im ciężarówki wojskowe i remontował uszkodzone śmigłowce.
Białorusini wyciągnęli wnioski z rozwoju wydarzeń w Zagłębiu Donieckim. Analizowali, jak garstka uzbrojonych po zęby Rosjan opanowała najpierw niewielki Słowiańsk w obwodzie donieckim, by później rozlać rebelię na pozostałe miasta regionu. Wkrótce potem kierownictwo resortu obrony przejął generał Andrej Raukou, były dowódca 103. brygady sił specjalnych. To właśnie specjalsi z Witebska mogliby zostać rzuceni na pierwszy ogień, gdyby zielone ludziki pojawiły się też na terenie Białorusi.
– Czyżby wojna, jak na Ukrainie, była lepsza niż spokojne życie? Oni się zaraz stamtąd odwrócą i cała ta zaraza przylezie do nas. Jeśli wy tego nie wiecie, to ja to wiem – tłumaczył prezydent tuż po wybuchu konfliktu w Doniecku i Ługańsku. A ponieważ po grudniu 2010 r., gdy władze stłumiły powyborcze protesty, opozycja nie zdołała się odbudować i nabrać sił, Mińsk mógł nieco większą uwagę poświęcić tradycyjnie niedofinansowanej armii, pod każdym względem słabszej od rosyjskiej.
Równocześnie Mińsk od 2012 r. skutecznie opiera się naciskom Rosji w sprawie rozmieszczenia na Białorusi pełnowartościowej bazy wojskowej. Na razie Rosjanie dysponują nad Świsłoczą dwoma obiektami wojskowymi o nielicznej obsadzie. Mińsk tymczasem jak mantrę powtarza argument: „Stała baza jest nam niepotrzebna, wystarczy, że dacie kredyt i sprzedacie samoloty”. Determinacja wzrosła po aneksji Krymu. 11 stycznia Rosja ogłosiła zamiar rozlokowania pułku myśliwców w Czkałowsku w obwodzie kaliningradzkim. Część białoruskich ekspertów uznała to za reakcję na opór w sprawie bazy wojskowej na Białorusi.