W świadomości dominujących środowisk politycznych wstąpienie Polski do NATO stanowić miało swoisty „koniec historii” w wymiarze bezpieczeństwa narodowego. Miało być ono gwarantowane przez „najpotężniejszy” sojusz militarny świata, który sprawdził się w okresie zimnej wojny. Dlatego natowski parasol uważany był za wystarczającą gwarancję. I stąd to osobliwe założenie, że Polsce nic nie zagraża.
Skoro Polska jest bezpieczna, to nie jest potrzebna jej także armia do obrony własnego terytorium. Jedyne niebezpieczeństwo dla stabilności współczesnego porządku międzynarodowego i pokoju mogło występować tylko na peryferiach współczesnego świata. I stąd nasz udział w stabilizacji światowego pokoju wymagał przekształcenia polskiej armii w swoisty korpus ekspedycyjny używany do przywracania „porządku” na odległych terytoriach. To założenie, które legło u podstaw zmniejszenia wielkości armii, jej uzawodowienia, likwidacji obowiązkowej służby wojskowej i dostosowania do zagranicznych ekspedycji jako najważniejszego zadania wojskowego, wynikało z faktycznej rezygnacji z podmiotowości w zakresie kształtowania polskiej doktryny militarnej. Nasze wojsko miało bowiem wypełniać jedynie obowiązki „sojusznicze”, wyznaczane przez dominujące mocarstwa, a nie przede wszystkim stać na straży naszego bezpieczeństwa narodowego.