Trybunał w Strasburgu wydał we wtorek dwa orzeczenia w sprawach wniesionych przez Andrzeja Zybertowicza, dotyczących wyroków skazujących go za naruszenie dóbr Adama Michnika. W jednej sprawie uznał, że doszło do ograniczenia swobody wypowiedzi Zybertowicza.

W drugiej sprawie Europejski Trybunał Praw Człowieka (ETPC) nie dopatrzył się naruszenia przez polskie sądy swobody wypowiedzi Zybertowicza, socjologa i publicysty, w latach 2008-2010 doradcy społecznego prezydenta Lecha Kaczyńskiego, od 2015 r. doradcy społecznego prezydenta Andrzeja Dudy.

Pierwsza sprawa dotyczy artykułu zatytułowanego "Żurnaliści pod wpływem autohipnozy”, jaki ukazał się w marcu 2007 r. w dzienniku "Rzeczpospolita" i dotyczył sprzeciwu części dziennikarzy wobec objęcia ich lustracją. Znalazł się w nim m.in. komentarz Zybertowicza: "To już klasyka. Adam Michnik wielokrotnie powtarzał: ja tyle lat siedziałem w więzieniu, to teraz mam rację".

Michnik uznał te słowa za naruszenie dóbr osobistych i pozwał Zybertowicza. Zeznawał, że w związku z sześcioletnim pobytem w więzieniach PRL nie przypisywał sobie nigdy "przewag moralnych", choć przyznał, że dawał takie prawo innym, np. Władysławowi Bartoszewskiemu.

W grudniu 2007 r. warszawski sąd okręgowy uwzględnił w głównej części pozew naczelnego "Gazety Wyborczej" i nakazał Zybertowiczowi przeprosić go, wpłacić 10 tys. zł zadośćuczynienia na cel społeczny oraz zwrócić koszty procesu. Zybertowicz złożył apelację, a sąd apelacyjny w październiku 2008 r. ją oddalił, w efekcie czego Zybertowicz Michnika przeprosił.

Powodem decyzji SA był m.in. fakt, że Zybertowicz przed sądem okręgowym przyznał, iż naczelny "Gazety Wyborczej" nigdy takich słów nie powiedział. Tłumaczył się jednak, że nie był to cytat z Michnika, a jego własna opinia na ten temat - jak podkreślał - "parafraza postawy mentalnej" publicysty. Przyznał także, że tekst, który miał się ukazać w "Rz", autoryzował i zaakceptował.

Po tym wyroku SA kilka tysięcy osób podpisało list otwarty do Rzecznika Praw Obywatelskich "w obronie wolności słowa".

W lutym 2010 r. Sąd Najwyższy oddalił kasację pełnomocnika Zybertowicza. Dlatego zdecydował się on w sierpniu 2010 r. wnieść sprawę do ETPC w Strasburgu twierdząc, że wyroki skazujące polskiego sądu są naruszeniem swobody wypowiedzi gwarantowanej w art. 10 europejskiej konwencji praw człowieka.

Sędziowie w Strasburgu przyznali mu rację. Wskazali, że polskie sądy nie uwzględniły wystarczająco kontekstu wypowiedzi Zybertowicza, a mianowicie, że padła ona w ramach debaty na budzący zainteresowanie opinii publicznej temat, jakim była lustracja dziennikarzy. Dlatego ograniczenia swobody wypowiedzi - jakim było ukaranie Zybertowicza - nie można uzasadnić interesem publicznym.

Ponadto Trybunał podkreślił, że wypowiedź dotyczyła Michnika nie jako osoby prywatnej: chodziło o dziennikarza i publicystę, byłego dysydenta, znanego intelektualistę i redaktora naczelnego jednej z głównych gazet, bardzo aktywnie zaangażowanego w debatę publiczną w Polsce. Osoby takie powinny wykazywać się większą odpornością na krytykę, co ETPC wykazał już wyroku w sprawie Jacka Kurskiego w czerwcu ub. roku, na który się we wtorek powołał.

Wreszcie Trybunał orzekł - wbrew stanowisku polskich sądów - że Zybertowicz był uprawniony do kwestionowanego zdania, bo nie miał to być dokładny cytat z Michnika, natomiast "może być ono zrozumiane jako interpretacja wypowiedzi Adama Michnika i jego stanowiska w debacie publicznej". Sędziowie ze Strasburga przypomnieli, że Zybertowicz przedstawił w polskich sądach liczne cytaty Michnika potwierdzające tę tezę.

Dlatego ETPC przyznał Zybertowiczowi 3915 euro za straty materialne (tj. koszty zasądzone przez polskie sądy), 2 tys. euro za straty moralne, jak również 3508 zwrotu poniesionych kosztów sądowych. Kwoty te wypłaci polski rząd.

Drugi wtorkowy wyrok Trybunału dotyczył artykułu, jaki ukazał się w "Rzeczpospolitej" w styczniu 2008 r., pt. "Zybertowicz: na razie 2:0 dla III RP". Dotyczył on spraw, które mu wytoczyli właściciel Polsatu Zygmunt Solorz-Żak (za słowa, że współpracował z wywiadem wojskowym PRL) i Milan Subotic (za zarzut, jakoby na zlecenie WSI manipulował programem TVN, w którym ujawniono tzw. "taśmy Beger"). Znalazło się tam zdanie: "Swoją drogą to ciekawe, kto mnie dotychczas pozwał do sądu: dwóch agentów i jeden ich zaciekły obrońca".

W marcu 2008 r. Michnik wytoczył Zybertowiczowi proces o ochronę dóbr osobistych, żądając przeprosin i wpłaty 20 tys. zł na zakład dla niewidomych w Laskach. W czerwcu 2009 roku sąd częściowo uwzględnił powództwo redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej", wskazując, że nazwanie go "zaciekłym obrońcą agentów" godzi w jego dobre imię. Nakazał umieszczenie przeprosin w "Rzeczpospolitej" i zapłatę tysiąca zł na cele charytatywne.

W marcu 2010 r. sąd apelacyjny zmienił wyrok pierwszej instancji, nakazując Zybertowiczowi wpłatę 10 tys. zł na cele charytatywne i utrzymał rozstrzygnięcie w sprawie publikacji przeprosin. SA potwierdził, że Zybertowicz nie przedstawił żadnych dowodów na potwierdzenie tezy, że Michnik bronił "dwóch agentów", czy szerzej - działalności komunistycznej bezpieki. Ponieważ Zybertowicz odmówił publikacji przeprosin, Michnik za zgodą sądu sam zamieścił je w "Rzeczpospolitej" i wezwał Zybertowicza do zwrotu kosztów w wysokości ponad 23 tys. zł.

Trybunał w Strasburgu podzielił w tej sprawie stanowisko polskich sądów, nie znajdując żadnych podstaw do stwierdzenia, że Michnik - choć krytyczny wobec lustracji dziennikarzy - bronił kiedykolwiek osób, które można by nazwać agentami. (PAP)