Ani wprowadzenie rocznego urlopu rodzicielskiego i karty dużej rodziny, ani becikowe w wysokości 1000 zł, ani tzw. kosiniakowe czy program 500+ nie zmieniły jeszcze niekorzystnych trendów demograficznych.
Rządowe programy nie zatrzymały wyludniania się Polski. / Dziennik Gazeta Prawna
Polska wyludnia się piąty rok z rzędu. Według wstępnych danych GUS pod koniec września liczba ludności naszego kraju była o 16 tys. mniejsza niż przed rokiem i wyniosła ok. 38 mln 439 tys. To efekt tego, że liczba osób, które wyjechały z Polski na stałe, była o blisko 15 tys. większa niż tych, które osiedliły się nad Wisłą. Bo przyrost naturalny mieliśmy dodatni (różnica między liczbą urodzeń i zgonów). W pierwszych trzech kwartałach tego roku urodziło się bowiem 290 tys. dzieci – o ponad 6 tys. więcej niż przed rokiem. Natomiast zmarło ok. 289 tys. osób – o ponad 7 tys. mniej niż przed rokiem.
– Wzrost liczby urodzeń dzieci wynika w dużym stopniu z decyzji o macierzyństwie podjętych przez kobiety po trzydziestce, które wcześniej odkładały te plany w związku z edukacją, karierą zawodową albo ze względu na trudną sytuację na rynku pracy w poprzednich latach – uważa dr Agata Zygmunt, demograf z Uniwersytetu Śląskiego. Takich pań jest bardzo dużo, ponieważ wiek 32–37 lat osiągnęły osoby urodzone w okresie ostatniego wyżu demograficznego z lat 1979–1984. Wtedy rodziło się rocznie ok. 700 tys. dzieci – prawie dwa razy więcej, niż przychodzi na świat obecnie (od ponad dekady).
Liczba nowo narodzonych dzieci zwiększyła się, ale w nie stopniu, którego spodziewali się eksperci. Na razie ani wprowadzenie rocznego urlopu rodzicielskiego i karty dużej rodziny, ani becikowe w wysokości 1000 zł, ani tzw. kosiniakowe czy program „Rodzina 500 plus” nie zmieniły niekorzystnych tendencji w zakresie dzietności kobiet.
Już od ponad 20 lat liczba urodzeń nie gwarantuje prostej zastępowalności pokoleń. Według ostatnich danych Eurostatu w 2014 r. współczynnik dzietności kobiet wyniósł w Polsce zaledwie 1,32, co oznacza, że na 100 kobiet w wieku rozrodczym (15–49 lat) przypadało zaledwie 132 urodzonych dzieci. W tym roku przy małym wzroście liczby noworodków będzie podobnie. Tymczasem korzystna sytuacja demograficzna byłaby dopiero wtedy, gdyby na 100 kobiet w wieku rozrodczym przypadało 210–215 dzieci. Na tle UE Polska jest jednym z krajów o najniższym natężeniu urodzeń. W 2014 r. niższa dzietność była jedynie w Portugalii (1,23), Grecji (1,30) i na Cyprze (1,31). Najwyższy poziom notowany jest we Francji (2,01), w Irlandii (1,94) i Szwecji (1,88).
Według wstępnych danych GUS w pierwszych trzech kwartałach na tysiąc mieszkańców Polski umierało 10 osób. Wskaźnik ten jest nieco wyższy niż średnio w UE, gdzie w 2014 r. wyniósł według Eurostatu 9,7. Korzystniej jest pod tym względem m.in. na Cyprze (6,2), w Irlandii (6,3), Holandii (8,3), Hiszpanii (8,5) i Wielkiej Brytanii (8,8). Wciąż żyjemy krócej niż mieszkańcy Zachodu, choć i tak jest lepiej niż ćwierć wieku temu: od początku lat 90. przeciętna długość życia mężczyzn w Polsce wzrosła o ponad 7 lat, kobiet o ponad 4 lata.
Z danych GUS wynika również, że w pierwszych trzech kwartałach tego roku zawarto 158 tys. małżeństw – o ponad 3 tys. więcej niż przed rokiem. Jeśli utrzymają się dotychczasowe tendencje, to w całym roku liczba nowo zawartych małżeństw może wzrosnąć do ok. 193 tys. Wzrost ten związany jest ze zwiększonym poczuciem bezpieczeństwa ekonomicznego wśród części młodych ludzi. – Bo młode osoby podejmują często decyzje o małżeństwie wtedy, gdy widzą dla siebie lepsze perspektywy – twierdzi prof. Henryk Domański z PAN. A są one lepsze, ponieważ od dwóch lat systematycznie spada bezrobocie i w tym roku jest najniższe od ćwierć wieku.
Tegoroczne zmiany demograficzne nie są duże. Jeśli dotychczasowe trendy się utrzymają, to – jak wynika z prognozy GUS – w połowie wieku liczba ludności naszego kraju skurczy się z obecnych 38,4 mln do 34 mln.
Wykorzystanie potencjału młodego pokolenia pracowników to bilion dol. dla gospodarki. Czytaj na Forsal.pl