To były jedne z największych zamachów w Rosji po przemianach ustrojowych. 5 lat temu doszło do dwóch ataków terrorystycznych, w których zginęło 40 osób, a ponad 100 zostało rannych.

Jak mówi IAR Maciej Falkowski z Ośrodka Studiów Wschodnich, zamachów dokonały dwie kobiety, które wysadziły się w pociągach metra podczas ich postojów na stacjach Łubianka i Park Kultury. Terrorystki zdetonowały ładunki, którymi były obwieszone.

Do zorganizowania zamachów przyznał się czeczeński komendant organizacji Emirat Kaukaski, Doku Umarow. Rosyjskie służby po pewnym czasie podały, że zabiły odpowiedzialnych za ataki. Zdaniem Macieja Falkowskiego "wątek kaukaski" jest bardzo prawdopodobny i wydaje się, że za zamachami faktycznie stali bojownicy z Kaukazu. Z drugiej strony, jak zwraca uwagę ekspert, pełnej prawdy na ten temat możemy nie poznać nigdy.

Maciej Falkowski wskazuje, że problem kaukaskiego terroryzmu jest jednym z priorytetów dla administracji Władimira Putina i momentami jest nawet sztucznie rozdmuchiwany. Chodzi o to, by pokazać, że Rosja tak jak kraje zachodnie ma problem z terroryzmem. Według Macieja Falkowskiego kaukascy zamachowcy-samobójcy na razie nie stanowią większego zagrożenia w Rosji i będzie tak dopóki, dopóty sytuacja w kraju będzie stabilna.

Do przeprowadzenia ataków wykorzystano około 3 kilogramów trotylu. Obydwa wybuchy dzieliło od siebie kilkadziesiąt minut. Po eksplozjach władze wprowadziły w Moskwie nadzwyczajne środki bezpieczeństwa.

Były to ostatnie tak duże zamachy terrorystyczne w samej Moskwie. Niespełna rok później terroryści zaatakowali podmoskiewskie lotnisko Domodiedowo, zabijając 37 osób.