Ponowny proces oskarżonych o płatną protekcję w "aferze gruntowej" poczeka na rozpoczęcie; oskarżony Piotr Ryba zażądał przeniesienia sprawy do innego sądu. Uważa, że Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście umarzając sprawę b. szefa CBA, nie będzie bezstronny w jego sprawie.

We wtorek Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście podjął czwartą już próbę rozpoczęcia procesu oskarżonych Piotra Ryby (b. dziennikarza, związanego potem z "Samoobroną") i biznesmena Andrzeja K. (nie zgadza się na ujawnianie swych danych).

Są oskarżeni przez warszawską prokuraturę o płatną protekcję, czyli powoływanie się na wpływy w instytucjach państwowych (w resorcie rolnictwa) i pośrednictwo w załatwieniu sprawy (chodziło o odrolnienie ziemi na Mazurach). Okazało się to tajną akcją CBA zakończoną wręczeniem Rybie i K. łapówki. Media informowały, że łapówka miała być przeznaczona dla zdymisjonowanego później szefa resortu rolnictwa i wicepremiera Andrzeja Leppera, który miał zostać ostrzeżony o akcji (on sam twierdził, że była to prowokacja CBA).

Finał akcji miał zostać utrudniony przez przeciek, wskutek czego z rządu odwołano szefa MSWiA Janusza Kaczmarka (śledztwo wobec niego potem umorzono). "Afera gruntowa" doprowadziła do dymisji z rządu Leppera; rozpadu koalicji PiS-Samoobrona-LPR i przedterminowych wyborów.

Ryba i K. zostali nieprawomocnie skazani za płatną protekcję przez Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście, ale wyrok ten uchyliła wyższa instancja, nakazując m.in. zbadanie legalności akt CBA - w pierwszym procesie sąd nie miał wątpliwości, że CBA prowadziło operację na postawie prawa i zgody sądu.

Ponowny proces zaczynał się już dwukrotnie, ale oskarżony Ryba raz zakwestionował wyznaczenie do tej sprawy sędzi Justyny Koski-Janusz (wcześniej orzekała już w sprawie jego aresztu), a dwie kolejne wyznaczone sędzie odeszły na urlopy macierzyńskie.

We wtorek za stołem sędziowskim zasiadł sędzia Krzysztof Ptasiewicz. Zanim jednak rozprawa się rozpoczęła, Ryba złożył formalny wniosek o wyłączenie od rozpoznawania tej sprawy wszystkich sędziów Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście.

Jak uzasadniał, "zachodzą uzasadnione wątpliwości co do bezstronności całego sądu", ponieważ sędziowie tego sądu rozstrzygali już jego sprawę poprzednio, a ponadto - jak wskazał - inni sędziowie tego sądu umorzyli proces byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego i jego podwładnych, oskarżonych przez rzeszowską prokuraturę o przekroczenie uprawnień, nielegalne działania operacyjne CBA oraz podrabianie dokumentów i wyłudzenie poświadczenia nieprawdy. Troje sędziów Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście w czerwcu tego roku po tajnym posiedzeniu niejednogłośnie uznało, że w działaniu CBA brak było znamion przestępstwa. Prokuratura odwołuje się od tego rozstrzygnięcia.

"Wiem, że sędziowie funkcjonują w pewnym środowisku i ewentualne decyzje - nawet na moją korzyść - byłyby źle odebrane przez kolegów" - mówił Ryba do sędziego Ptasiewicza, uzasadniając swój wniosek.

W tym stanie rzeczy sędzia Ptasiewicz zamknął rozprawę i zarządził przekazanie wszystkich jej akt do Sądu Okręgowego w Warszawie, który będzie rozstrzygał, czy wyłączyć wszystkich sędziów ze Śródmieścia i powierzyć sprawę innemu równorzędnemu sądowi. Wcześniej prokurator Monika Lewandowska uznała, że wniosek Ryby jest nieuzasadniony. Obrońca Andrzeja K. mec. Robert Marciniak nie chciał się w ogóle wypowiadać o jego zasadności.

Sędzia Ptasiewicz poinformował zarazem, że gdyby jednak okazało się, iż SO nie zmieni sądu prowadzącego proces, to może się zdarzyć tak, że cała sprawa będzie się toczyć niejawnie. Wynika to - jak mówił - z zarządzenia prezesa śródmiejskiego sądu, który stoi na stanowisku, że jeśli w sprawie występuje choćby część tajnych akt - a tak jest w tym procesie - to cały proces powinien się toczyć za zamkniętymi drzwiami, w specjalnie chronionej sali.

Takim pomieszczeniem jako jedyny w Warszawie dysponuje Sąd Najwyższy, ale kolejka do tej sali jest tak długa, że do końca roku nie ma wolnych terminów, a na nowy rok terminów jeszcze nie ogłoszono.