Radosław Sikorski podzielił się ze światem wiedzą na wrażliwe dla państwa tematy. Bez hamulców. Wskazuje, gdzie CIA miało swoje centrum przesłuchań. Wraca do propozycji rozbioru Ukrainy, którą Władimir Putin złożył Donaldowi Tuskowi. Spekuluje na temat podwójnych etatów dyplomatów. Tak daleko nie posunął się dotąd żaden polski urzędnik.

Liczący 7 tys. stron raport amerykańskiego Senatu na temat tajnych więzień CIA założonych poza granicami USA po 11 września 2001 r. jest do dziś dokumentem tajnym. Jego jawny skrót z 2014 r. to zaledwie 712 stron. Ani razu nie pada w nim nazwa konkretnego państwa współpracującego z amerykańskim wywiadem. Jak do tej pory najdalej w potwierdzeniu informacji, że w tym gronie była Polska, poszedł Aleksander Kwaśniewski. W 2014 r. – podczas konferencji prasowej komentującej raport – mówił o współpracy z Amerykanami i memorandum, które zaproponowano wówczas Waszyngtonowi, a które miałoby gwarantować przestrzeganie praw osób przetrzymywanych w Polsce. Radosław Sikorski w wydanej niedawno książce „Polska może być lepsza. Kulisy polskiej dyplomacji” idzie znacznie dalej. Precyzuje, że były to „centra przesłuchań” i że przetrzymywano tam „terrorystów”. Mówi o konkretnej willi, w której do tego dochodziło. I że Amerykanie za wszystko płacili. Chwali się, że miał okazję nocować w budynku, którego przeznaczenie do tej pory pozostawało tylko prasową spekulacją.

W tej samej książce były minister obrony narodowej, a później spraw zagranicznych, powraca do oferty rozbioru Ukrainy, którą Polsce miał złożyć Władimir Putin. Jesienią 2014 r. – po tym, jak jego słowa o tej propozycji wywołały burzę polityczną – Sikorski dementował te rewelacje. Zapewniał, że „zawiodła go pamięć”. Teza o „polskim Lwowie” miała być nadinterpretacją dziennikarza Politico, któremu udzielił wywiadu. Teraz jakby zapomina o tamtym epizodzie. W książce odwraca narrację o 180 stopni: jedyna różnica polega na tym, że oferta miała zostać złożona w Sopocie, a nie w Moskwie. Sam Tusk utrzymuje, że na molo dyskutował z Putinem o pogodzie i krajobrazie.

O polityku, który albo jest mitomanem, albo zdradza sekrety państwa>>>>

Do momentu publikacji książki urzędujący i byli polscy prezydenci, premierzy i ministrowie – odmawiali jednoznacznego komentarza na temat tajnych więzień CIA. Nawet Jarosław Kaczyński nie skorzystał z okazji, by po zwycięstwie wyborczym w 2005 r. – gdy wybuchła afera kiejkucka – pogrzebać postkomunistów. Byli wówczas jego największym wrogiem, a kilka lat wcześniej zapoczątkowali ścisłą współpracę wywiadowczą z USA. W ramach zmowy milczenia na najwyższym politycznym szczeblu doskonale zdawano sobie sprawę z kosztów, jakie może ponieść państwo, które zdecyduje się publicznie oczyszczać z żenującej postawy podczas tzw. wojny z terroryzmem. Publiczne potwierdzenie, że Amerykanie przesłuchiwali na Mazurach, daje dowód, że Polska łamała własną konstytucję i Konwencję w sprawie zakazu stosowania tortur. A polityków wówczas rządzących naraża na zarzuty prokuratorskie i postępowanie przed międzynarodowymi trybunałami.

Ale Radosław Sikorski nie ogranicza się do więzień CIA. Sugeruje też np. powiązania polskich dyplomatów z wywiadem i chwali się, jaki był stan wiedzy polskiego rządu podczas wojny w Gruzji. Pisze też o tym, że Polska blefowała, twierdząc, że Nord Stream zagrozi rozwojowi portu LNG w Świnoujściu.

Wiceszef MSZ Bartosz Cichocki komentuje, że to brak odpowiedzialności.