Przez ostatnich kilka tygodni minister spraw zagranicznych Belgii Maxime Prévot wielokrotnie naciskał na swoich kolegów z koalicji rządzącej, domagając się mocniejszej reakcji na działania Izraela w Strefie Gazy i grożąc nawet „zablokowaniem prac” gabinetu Barta De Wevera.
Szef belgijskiej dyplomacji w końcu dopiął swego i mógł ogłosić we wtorek, że jego kraj dołączy do francusko-saudyjskiej inicjatywy i uzna państwowość Palestyny. Prévot napisał w mediach społecznościowych, że decyzja zapadła „w obliczu tragedii humanitarnej rozgrywającej się w Palestynie, a zwłaszcza w Strefie Gazy, oraz przemocy stosowanej przez Izrael z naruszeniem prawa międzynarodowego”. Podczas wrześniowej sesji ONZ w Nowym Jorku państwowość Palestyny mają także uznać należące do G7 Francja, Wielka Brytania oraz Kanada.
Belgia uzna państwowość Palestyny. Ale pod pewnymi warunkami
„To silny gest polityczny i dyplomatyczny, który pozwoli zachować szanse na rozwiązanie dwupaństwowe i jednocześnie będzie wyrazem potępienia ekspansjonistycznych dążeń Izraela, jego programów kolonizacyjnych i okupacji wojskowej” – podkreślił polityk. Zaznaczył jednocześnie, że uznanie państwa palestyńskiego zostanie sformalizowane dekretem królewskim dopiero, gdy Hamas „przestanie sprawować jakąkolwiek kontrolę nad Palestyną” i uwolni ostatniego izraelskiego zakładnika.
Prévot ogłosił, że Belgia nałoży na rząd Benjamina Netanjahu łącznie 12 sankcji, wśród których wymienił zakaz importu produktów z osiedli na Zachodnim Brzegu, przegląd zamówień publicznych z udziałem izraelskich firm czy uniemożliwienie wjazdu na terytorium Belgii „dwóm ekstremistycznym izraelskim ministrom i kilku agresywnym osadnikom”.
„Nie chodzi o nakładanie sankcji na obywateli Izraela, tylko o zapewnienie, że rządzący w tym państwie przestrzegają prawa międzynarodowego i humanitarnego” – czytamy we wpisie najważniejszego belgijskiego dyplomaty, który zadeklarował też, że na poziomie unijnym opowie się za zawieszeniem umowy stowarzyszeniowej UE–Izrael. Zarazem Prévot poparł twarde stanowisko wobec Hamasu i obiecał wesprzeć inicjatywy mające na celu walkę z antysemityzmem.
Choć nazwiska nie padły, można się domyślić, że wspomniani „ekstremistyczni ministrowie” to odpowiadający za bezpieczeństwo Itamar Ben-Gewir i Becalel Smotricz pełniący funkcję ministra finansów Izraela. Pod koniec lipca identyczny ruch wykonał rząd Holandii, będącej do niedawna wiernym sojusznikiem Izraela. To jednak było za mało nie tylko dla opozycji, lecz także dla ministra spraw zagranicznych Caspara Veldkampa, który postanowił opuścić gabinet Dicka Schoofa. Wkrótce do dymisji podało się czworo pozostałych ministrów z ramienia partii Nowa Umowa Społeczna, a samo ugrupowanie wyszło z i tak już mniejszościowej koalicji rządzącej.
Veldkamp przekazał opinii publicznej, że powodem jego rezygnacji był opór pozostałych partnerów koalicyjnych w sprawie sankcji na Izrael, który niedawno rozpoczął nową ofensywę w Strefie Gazy. Krótko przed dymisją szef dyplomacji miał listownie poinformować holenderskich parlamentarzystów, że zamierza zablokować import z Zachodniego Brzegu, określając ten krok jako „konieczny”, co podobno nie zostało skonsultowane z pozostałymi formacjami tworzącymi rząd.
Mimo podobnych sygnałów Unia Europejska pozostaje podzielona w kwestii wspólnych sankcji na Izrael, co przyznała z rozczarowaniem Kaja Kallas po ubiegłotygodniowym nieformalnym spotkaniu ministrów spraw zagranicznych państw członkowskich w Kopenhadze. Zdaniem wysokiej przedstawicielki Unii do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa taki stan rzeczy „negatywnie wpływa na globalną wiarygodność UE”. – Państwa członkowskie nie zgadzają się co do tego, jak skłonić władze Izraela do zmiany kursu. Przedstawione przez Komisję Europejską opcje są jasne i pozostają na stole – dodała Estonka.
Jak dotąd najdalej idącym ostrzeżeniem wysuniętym przez Komisję Europejską (KE) wobec Tel Awiwu było ewentualne zawieszenie członkostwa Izraela w Horyzoncie Europa, flagowym programie badawczo-rozwojowym UE, ale weto wobec tego pomysłu wysunęli Niemcy i Włosi.
Bierność władz UE jest źródłem tarć również wewnątrz samej organizacji. Pod apelem wzywającym KE do „odważnych i zasadniczych działań” w kwestii sytuacji w Strefie Gazy oraz do wykorzystania swojej pozycji jako największego partnera handlowego Izraela podpisało się 1750 urzędników europejskiej służby publicznej. W odpowiedzi na to wezwanie, datowane na 28 sierpnia, czworo komisarzy – Hiszpanka Teresa Ribera, Słowenka Marta Kos, Irlandczyk Michael McGrath oraz Belgijka Hadja Lahbib – stwierdziło, że „Gaza pozostaje na szczycie naszej agendy, a sytuacja humanitarna w enklawie jest katastrofalna, a poziom cierpienia pozostaje nie do zniesienia”.
Jak zauważa Euractiv, Ribera, Kos, McGrath i Lahbib pochodzą z państw, które najintensywniej próbują wywierać presję na UE w kwestii katastrofy humanitarnej w Strefie Gazy. ©℗