Pierwszy krok na drodze do poważnych zbrojeń zrobił jeszcze rząd kanclerza Scholza. Przegłosowano wówczas zniesienie hamulca zadłużenia, ustalonego jeszcze w 2009 r. Decyzja ta otworzyła drogę do zaciągania kredytów, a po czerwcowym szczycie NATO w Hadze wiadomo, że duża część pożyczonych pieniędzy wydana będzie na zbrojenia.
Niemcy zbroją się w błyskawicznym tempie
Pełna ich skala nie jest jeszcze znana, ale rąbka tajemnicy na jej temat uchylił Armin Papperger, prezes Rheinmetall AG. Przyznał on w wywiadzie dla DW, iż kierowana przez niego największa firma zbrojeniowa Europy toczy z niemieckim rządem negocjacje o dofinansowaniu jej działania kwotą 70 mld euro. – Stworzylibyśmy wtedy championa, który może konkurować z Amerykanami – wyznał Papperger.
Efektem rozmów z rządem ma być wyprodukowanie nawet 1000 nowych czołgów Leopard 2 A8 i ok. 6000 wozów pancernych Boxer czy Puma. Część z nich zastąpić miałaby stare, wysłużone już maszyny, ale reszta posłużyłaby do powołania do życia aż siedmiu nowych brygad. Tak ambitne plany państwa, które od czasów zimnej wojny głównie się rozbrajało, uważnie obserwowane są przez polskich wojskowych. W ocenie gen. Bogusława Packa przez lata Niemców po prostu nie docenialiśmy.
– Oni pokazują dziś, że chcą być pierwszym państwem Europy nie tylko gospodarczo i politycznie, lecz także militarnie. To są plany bardzo ambitne. Trzeba pamiętać, że już dziś jest to państwo czwarte pod względem wielkości sprzedaży uzbrojenia na świecie. Pierwszym są Stany Zjednoczone, drugim jest Francja, trzecim Rosja, ale czwartym są już Niemcy, którym udało się prześcignąć Chiny – mówi DGP gen. Pacek.
Niemcy kupują sprzęt dla 460 tysięcy żołnierzy
Sprzęt to jednak nie wszystko. Potrzeba jeszcze ludzi, których Bundeswehrze już dziś brakuje. Obecnie niemiecka armia liczy ok. 180 tys. żołnierzy, a dla porównania liczebność Wojska Polskiego przekroczyła 200 tys. Powołanie do życia siedmiu nowych brygad spowoduje, że wojska naszego zachodniego sąsiada rozrosną się przynajmniej do 245 tys. żołnierzy. Nasz zachodni sąsiad już zaczął się do tego przygotowywać. Jak przyznała prezes Biura Zamówień Bundeswehry Annette Lehnigk-Emden niemiecki rząd wydał wytyczne, aby w magazynach zgromadzić wyposażenie dla nawet 460 tys. żołnierzy.
– Otrzymaliśmy od generalnego inspektora Bundeswehry wymóg, aby armia była w pełni wyposażona do obrony narodowej i sojuszniczej do 2029 r. Sprzęt musimy mieć w magazynach, kiedy żołnierze przybędą. Rozmawiamy już z producentami i sygnalizujemy, że coś się szykuje – powiedziała Lehnigk-Emden.
Pieniądze niemiecki rząd już znalazł. W budżecie na 2025 r. na zbrojenia przeznaczy blisko 87 mld euro, czyli prawie trzykrotnie więcej niż Polska (ok. 30 mld euro w planie na 2026 r.). Kwota ta to jednak dopiero początek.
Nowy plan NATO zakłada zwiększenie wydatków na obronność do 3,5 proc. PKB (plus 1,5 proc. na infrastrukturę). To oznacza, że do 2029 r. Niemcy na wojsko będą w stanie wydawać nawet 160 mld euro rocznie.
Niemcy najwyraźniej nie zamierzają się zatrzymywać, a jak ujawnił prezes Rheinmetall, w ciągu trzech lat jego firma zamierza otworzyć aż 10 nowych fabryk uzbrojenia. Cztery z nich powstać mają na Ukrainie, a kilka z przekształcenia upadających zakładów, dotychczas produkujących samochody. Niemcy szacują, że w ciągu trzech lat w zbrojeniówce powstać może nawet do 70 tys. nowych miejsc pracy.
W ocenie części ekonomistów pomysł, aby dzięki rozwojowi przemysłu zbrojeniowego rozruszać gospodarkę, może się udać. Warunkiem jest jednak inwestowanie w nowoczesne technologie i ich rozwój.
Sprytny sposób na ożywienie spowalniającej gospodarki
– Raport Draghiego wyraźnie mówił, że Europa, jeśli chodzi o postęp technologiczny, została z tyłu w stosunku do Chin i Stanów Zjednoczonych. I teraz można zadać sobie pytanie, czy jednym z czynników, który o tym zadecydował, nie był właśnie rozkład przemysłu obronnego w Europie i czy w takiej sytuacji nie mamy do czynienia z czynnikiem, który może bardzo przyspieszyć rozwój technologiczny – mówi DGP prof. Witold Orłowski, ekonomista. Jest on zdania, iż Europę jak najbardziej stać na rozbudowanie przemysłu zbrojeniowego i tym samym rozwój technologii. Krótkoterminowo może to mieć jednak swoją cenę. – Zmobilizowanie środków na inwestycje to jest oczywiście osobny temat i z tego punktu widzenia oczywiście, że większe wydatki na zbrojenia oznaczają pewnie wolniejszy wzrost gospodarczy – przyznaje prof. Orłowski.
Jak informuje Instytut Gospodarki Światowej w Kilonii, by osiągnąć cele obronne, do jakich Niemcy zobowiązały się podczas szczytu NATO w Hadze, samych czołgów państwo to musi produkować do 130 rocznie (dziś 50 szt.). W przypadku pojazdów opancerzonych produkcja wzrosnąć musi z 214 rocznie do nawet 1200 sztuk, a dział samobieżnych dwukrotnie (z obecnych 94 sztuk, do 202 sztuk,). Wojskowi nie mają złudzeń, że plany rozwojowe Bundeswehry oznaczają, iż w razie konfliktu państwo to chce osiągnąć taką siłę, by móc obronić się nawet samodzielnie. - Każde państwo, poza wspólnymi planami i ambicjami, musi mieć ambicje narodowe, przewidujące możliwość samodzielnego działania. Państwa są na setki i tysiące lat, a sojusze góra na kilkadziesiąt - mówi generał Pacek.
Solidarnej Europy Niemcy nie zdominują
Oczywiście, że przełoży się to na większe znaczenie Niemiec, a pamiętajmy, że Niemcy, mimo wielkich oszczędności, mają przez cały czas czwarty co do wielkości budżet obronny na świecie. Bez niemieckiego przemysłu i niemieckiego zaangażowania budowanie europejskich zdolności obronnych jest mało prawdopodobne. To, że Niemcy się angażują, to dobrze, ale oczywiście jest jedna kwestia, o której powinniśmy pamiętać. Czyli to, aby Niemcy w swoich wysiłkach obronnych, mówiąc nieco potocznym językiem, były opakowane w Unię Europejską, czy szerzej – w Europę. Ważne jest, aby Niemcy działały w zakreślonych europejskich ramach, a nie aby grały indywidualnie.
Powinniśmy z Niemcami dość intensywnie współpracować, a jednocześnie, zgodnie ze starą zasadą: „wierzyć, ale sprawdzać”. Niemcy nie mają takiego potencjału, aby Europę zdominować, jeżeli ona będzie względnie solidarna. Jeżeli będzie podzielona i bardzo słaba, to oczywiście wtedy najsilniejszy ma mocne narzędzia, aby innych rozgrywać. Ale właśnie po to została wymyślona UE i integracja, aby żaden z państw nie zdominował kontynentu.
Ja nie mam obaw, że Niemcy nagle będą ze wszystkim toczyli wojny, ale mam obawę, że inni, zobaczywszy, że Niemcy wykładają spore pieniądze, będą starali się wozić na gapę. Sądzę, że Niemcy, Francja, Wielka Brytania i Polska będą na tyle wyraźnie naciskać na równy europejski front, iż to się nie stanie. Oczywiście może się dziać tak, jak w wypadku Hiszpanii, gdzie premier Sanchez z opowieścią o tym, że on nie będzie wydawał na zbrojenia, de facto ratuje się przed upadkiem rządu. To się może zdarzać, ale zakładam, że nie będzie to trwała tendencja. Dlatego na niemieckie deklaracje patrzę bardziej z nadzieją niż z obawą. ©℗