Nowa perspektywa finansowa UE na lata 2028–2034 wzbudzała kontrowersje jeszcze na etapie projektowania. Na dzień przed oficjalną prezentacją dokumentu Komisję Europejską rozrywał wewnętrzny konflikt, którego stawką były setki miliardów euro. Dyskusje odbywały się w reżimie ścisłej tajności i w wąskich grupach roboczych.

Jak słyszymy od osoby blisko związanej z tematem, negocjacje są „wymagające”. – Mamy nowe wyzwania, jak kwestie imigracyjne, pomoc Ukrainie, polityka obronna czy konieczność odbudowy konkurencyjności Europy. Mamy też coraz więcej eurosceptycznych rządów w krajach członkowskich, więc nasilają się tendencje do kwestionowania wydatków publicznych – słyszymy.

Konferencja prasowa szefowej KE Ursuli von der Leyen i komisarza ds. budżetu Piotra Serafina na której mieliśmy poznać Wieloletnie Ramy Finansowe na lata 2028–2034 była wielokrotnie przekładana.

W przestrzeni medialnej pojawiały się dwa scenariusze dotyczące puli, którą Unia będzie mogła dysponować w kolejnej perspektywie. Pierwszy z nich przewidywał utrzymanie wydatków na podobnym poziomie jak obecnie, czyli ok. 1,2 biliona euro.

Jak jednak ostatecznie poinformował Piotr Serafin Komisja proponuje budżet na poziomie 2 bilionów euro. Za takim ambitniejszym podejściem optowały m.in. Polska, Francja i kraje bałtyckie. O zaciskanie pasa i regulowanie zaciągniętych pożyczek tradycyjnie apelowały Niemcy, Holandia czy Dania, czyli państwa, które otrzymują z unijnej kasy mniej środków, niż do niej wpłacają.

W ciągu ostatnich miesięcy brukselscy urzędnicy wielokrotnie wspominali o potrzebie uczynienia nowego budżetu bardziej elastycznym, tak by lepiej reagował na nieprzewidziane sytuacje, i skupionym na podnoszeniu konkurencyjności europejskiego biznesu. Pomóc w tym ma Europejski Fundusz Konkurencyjności, z którego finansowane będą strategiczne sektory i technologie (m.in. sztuczna inteligencja, obronność czy sektor kosmiczny).

W WRF może pojawić się też oprotestowany mechanizm zgrupowania europejskich funduszy w 27 narodowych planach wydatkowych przygotowywanych przez państwa członkowskie. A to groziło tym, że kluczowe z punktu widzenia Polski polityka spójności (jej celem jest wyrównywanie różnic społeczno-ekonomicznych między bogatymi i biedniejszymi regionami) i Wspólna Polityka Rolna, stanowiące ok. 2/3 wszystkich wydatków Wspólnoty w obecnej perspektywie, trafią do jednego worka pod nazwą „reformy i inwestycje regionalne”.

Nie musi to jednak oznaczać ich drastycznego odchudzenia, przynajmniej jeśli chodzi o spójność (cięcia w rolnictwie są bardziej realne), więc od 2028 roku powinniśmy wciąż cieszyć się ze statusu biorcy netto. Już teraz liczby mówią same za siebie. W latach 2021–2027 Polska pozyska najwięcej środków z Funduszu Spójności z całej dwudziestki siódemki – 76 mld euro. Natomiast w przypadku WPR-u udało nam się skutecznie zawnioskować o ok. 40 mld euro.

Pomysł utworzenia 27 konkurujących ze sobą strategii alokacji unijnych funduszy spotkał się ze stanowczą krytyką ze strony Parlamentu Europejskiego. Europosłowie podnosili, że takie działania to próba centralizacji unijnego budżetu, co zagrozi przede wszystkim samorządom, które dotychczas samodzielnie uczestniczyły w rozdysponowywaniu pieniędzy.

Architekci budżetu na kolejną siedmiolatkę proponują 5-krotne zwiększenie wydatków na obronność i przemysł kosmiczny. To kierunek, który popiera rząd w Warszawie. – Zabiegaliśmy o wzrost środków na inwestycje typu dual-use, z czego jako państwo flankowe będziemy mogli korzystać – mówi nasz rozmówca.

Polskie władze popierają także zasadę powiązania wypłaty środków z przestrzeganiem praworządności przez poszczególne stolice. To mechanizm, który Polska poznała na własnej skórze, gdy Bruksela blokowała wypłatę miliardów złotych z Krajowego Planu Odbudowy pod pretekstem nieprzestrzegania zasad prawa przez rząd Mateusza Morawieckiego.

Kolejną nowością będzie opiewający na ponad 450 miliardów euro Europejski Fundusz Konkurencyjności.

Komentując środowe przecieki płynące z Brukseli, minister ds. funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz podkreśliła, że Polska bogaci się i „przeskakuje kolejne kraje” UE, ale pozostaje wśród czołowych beneficjentów unijnych funduszy. Dodała, że polityka spójności pozostanie w nowym budżecie UE, a regiony „dalej będą decydować o swoich inwestycjach”. Ze słów Pełczyńskiej-Nałęcz wynika ponadto, że KE nie wpisała systemu ETS2 do projektowanych źródeł dochodów.

Pozostając przy źródłach, za pomocą których UE zamierza zrealizować swoje ambitne cele, w brukselskich kuluarach mówiło się m.in. o opłatach za emisję CO2 od niektórych towarów importowanych do Europy oraz od niepoddanych recyklingowi elektrośmieci, większej akcyzie na tytoń i podatku od zysków firm, których obroty wynoszą minimum 50 milionów euro rocznie.

Wspólnotowy portfel potrzebuje dodatkowych dochodów m.in. na spłatę pożyczek zaciągniętych na poczet liczącego 800 mld euro Funduszu Odbudowy, co pochłonie średnio 25 mld euro rocznie, czyli ok. 10 proc. rocznych wydatków.

Wyłożenie kart na stół przez KE to tak naprawdę dopiero początek drogi. Teraz przed wszystkimi uczestnikami długa budżetowa gra i równie długi burzliwy okres debaty nad propozycją. WRF na lata 2028–2034 muszą zaakceptować wszystkie państwa członkowskie oraz Parlament Europejski. Cały proces zakończy się najprawdopodobniej w 2027 roku. ©℗

ROZMOWA

To naturalne, że poziom wydatków obronnych wzrośnie

ikona lupy />
Ignacy Niemczycki, wiceminister ds. UE / Materiały prasowe
Większy nacisk na wydatki obronne w budżecie UE na lata 2028–2034 jest korzystny dla Polski?

Bardzo korzystny, bo to odpowiedź na potrzeby związane z naszym położeniem geograficznym i potencjalnymi ryzykami. To też korzystny kierunek w kontekście naszych potrzeb infrastrukturalnych. Nowe rozwiązania zapisane w budżecie pozwolą nam na finansowanie infrastruktury typu dual-use, czyli podwójnego zastosowania. Na co dzień będą z niej korzystać cywile, ale w sytuacjach kryzysowych mosty czy drogi, które zbudujemy z tej puli środków, będą mogły być wykorzystywane do innych celów. Wydaje mi się zupełnie naturalne, że poziom wydatków obronnych w nowym budżecie unijnym się zwiększy. To jest pozytywna konsekwencja polskiej prezydencji w Radzie UE, gdzie udało nam się przekonać państwa członkowskie, Parlament Europejski oraz Komisję Europejską, że Unia musi wziąć odpowiedzialność za siebie również w obszarze obronnym.

Możemy więc powiedzieć, że to budżet czasu wojny?

Budżet unijny będzie się musiał mierzyć z wieloma nowymi wyzwaniami. Jednym z nich jest wojna za naszą wschodnią granicą, innym konkurencyjność unijnej gospodarki. Są też wyzwania, które we Wspólnocie są obecne od lat, jak np. spójność terytorialna i społeczna czy kwestia bezpieczeństwa żywnościowego. Zaproponowany budżet odpowiada i na te dotychczasowe problemy, i na te nowe. Dlatego cieszy nas, że pula dostępnych pieniędzy będzie rekordowa.

Polscy rolnicy mają obawy, że ze względu na przesunięcia pieniędzy z obszaru rolnictwa na obszar obronności oraz rzekomej likwidacji Wspólnej Polityki Rolnej zmniejszy się pula środków na dopłaty bezpośrednie.

Rzeczywiście były takie pogłoski, że Wspólna Polityka Rolna nie będzie już traktowana jako osobny mechanizm i nie będzie mogła liczyć na osobny budżet. Komisja Europejska przychyla się jednak do zaproponowania osobnej koperty dla dopłat bezpośrednich, więc wszelkie rozpowszechnianie spekulacji o końcu WPR jest nieodpowiedzialne. ©℗

Rozmawiał: Nikodem Chinowski
ROZMOWA

Budżet ukazujący nowe priorytety UE

ikona lupy />
Tomasz Zając, ekspert ds. UE z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych / Materiały prasowe
Przedstawione wczoraj propozycje KE ważyły się do ostatnich godzin. Z czego wynikała niemożność znalezienia konsensusu?

Choć to, co wczoraj przedstawiła KE, to jedynie propozycja, która przez dwa lata podlegać będzie dalszym pracom w trójkącie Komisja Europejska – Parlament Europejski – państwa członkowskie, to jest to już baza, która nadaje kształt finalnym ramom finansowym. Jest więc dla państw członkowskich kluczowym dokumentem, który jest punktem wyjścia do dalszych negocjacji. Mieliśmy wielu bardzo mocnych graczy, z których każdy chciał przeciągnąć budżet na swoją stronę. Mają pojawić się zapisy uzależniające wypłatę środków od różnych dodatkowych kryteriów, np. kwestii praworządności. Zreformowany ma być także sposób alokacji pieniędzy – to punkty, które dla wielu stolic są problematyczne. Stąd duży opór niektórych krajów oraz duże rozbieżności nawet między poszczególnymi komisarzami.

O czym świadczy budżet na kolejną siedmiolatkę?

Kształt ram finansowych pokazuje, jakie w rzeczywistości są unijne priorytety. Na UE nakładane są coraz większe oczekiwania dotyczące choćby uporania się z nielegalną imigracją, poprawy konkurencyjności gospodarczej czy zwiększenia poziomu bezpieczeństwa militarnego. I te obszary są w nowym budżecie dowartościowane. Niemniej UE funkcjonuje w ściśle określonych realiach finansowych i trzeba umiejętnie gospodarować środkami – przekonanie płatników netto do zwiększenia swoich wkładów jest trudne. Pytanie więc, skąd brać pieniądze na rekordowy budżet na lata 2028–2034? Tym bardziej że ok. 10-15 proc. pieniędzy przeznaczonych będzie na spłatę zadłużenia z czasów COVID.

Z perspektywy Polski to dobry budżet?

Mimo że gospodarczo się bardzo rozwinęliśmy przez ostatnie lata, to wciąż będziemy prawdopodobnie jednym z największych beneficjentów budżetu w ujęciu nominalnym. Po drugie, w wymiarze bezpieczeństwa militarnego, bo UE zwiększyła budżet na obronność, co jest w naszym żywotnym interesie. Wreszcie w kwestii uelastycznienia wydatków, bo dzięki zmianie podejścia do wydatkowania pieniędzy mamy zwiększone możliwości reagowania na bieżące potrzeby. ©℗

Rozmawiał: Nikodem Chinowski