Kilkanaście godzin po wejściu w życie ceł wyrównawczych, nakładających taryfy w wysokości od 11 proc. do 50 proc. na towary importowane z państw, z którymi USA mają deficyt handlowy, Donald Trump zawiesił ich obowiązywanie na 90 dni.

– Okazało się, że próby ręcznego sterowania globalnym handlem prowadzą do dotkliwych skutków ubocznych. Trump obiecywał odrodzenie amerykańskiego przemysłu i powrót miejsc pracy do Stanów Zjednoczonych, tymczasem wywołał kryzys zaufania do amerykańskich aktywów – mówi Rafał Benecki, główny ekonomista ING BSK. Ekspert dodaje, że w ostatniej dekadzie napływy kapitału do Ameryki podwoiły się, z czego amerykańska gospodarka czerpała liczne korzyści – np. taniej finansując deficyty budżetowe czy inwestycje.

Kryzys zaufania do USA

Bezpośrednio po ogłoszeniu przez Donalda Trumpa gwałtownie spadły notowania akcji na Wall Street. Jednak w minionym tygodniu w ciągu niecałych dwóch sesji rentowność 10-letnich obligacji wzrosła o bezprecedensowe 60 pkt bazowych, do 4,5 proc. Rentowność jest odwrotnie skorelowana z ceną – jej wzrost oznacza, że notowania obligacji spadały. Amerykański dług miał dotychczas reputację najbezpieczniejszych aktywów na świecie, które warto było kupić, gdy pogarszały się gospodarcze perspektywy.

W najszybszym od wielu lat tempie na wartości traci dolar. Wyprzedaż amerykańskiej waluty nie zatrzymała się nawet po decyzji o zawieszeniu ceł. W piątek Dollar Index, obrazujący notowania dolara wobec koszyka najważniejszych globalnych walut (z wyłączeniem chińskiego juana), spadł poniżej poziomu 100 pkt po raz pierwszy od dwóch lat.

Innymi słowy – notowania amerykańskich aktywów zachowują się, jakby Stany Zjednoczone były państwem z grupy rynków wschodzących, zagrożonym poważnym ekonomicznym kryzysem. Eksperci oceniają, że w najbliższych dniach trzeba liczyć się z kontynuacją gwałtownych zmian cen amerykańskich akcji, obligacji i dolara.

– To, co dzieje się w USA, w ekonomii określa się jako zacieśnienie warunków finansowych. Cła zadziałały w taki sposób, jakby w Stanach Zjednoczonych doszło do podwyżek stóp procentowych i podniesienia podatków. Obydwa te czynniki hamują wzrost gospodarczy – wyjaśnia Rafał Benecki. W takim otoczeniu konsumenci mają mniej pieniędzy na wydatki, a firmom trudniej przychodzą decyzje o inwestycjach.

Nieodwracalne szkody dla gospodarki

Gdy Donald Trump wygrywał wybory prezydenckie i wprowadzał się do Białego Domu, ekonomiści skupiali się na próbie oszacowania, jak bardzo cła zaszkodzą głównym partnerom handlowym Ameryki. Obecnie narracja jest zupełnie inna – dominuje przekonanie, że Unia Europejska czy nawet Chiny jakoś sobie poradzą, a najbardziej na podnoszeniu ceł ucierpią Stany Zjednoczone. Skąd ta zmiana?

Budując swoje prognozy, ekonomiści za punkt odniesienia brali pierwszą kadencję Trumpa, w latach 2017–2021. Wówczas republikanin zaczął urzędowanie od obniżek podatków, a dopiero później zaczął wprowadzać cła. Co więcej, łatwo wycofywał się ze swoich decyzji, jeśli były źle odbierane np. przez rynki finansowe.

W drugiej kadencji jest inaczej. Cła są na pierwszym miejscu, a obiecywane kolejne obniżki podatków i deregulacja gospodarki to dalsza przyszłość. Dodatkowo efekt tych działań ma być mniejszy, niż się wcześniej wydawało. Odmiennie też Trump podszedł do zachowania rynków finansowych. On sam i ważne postaci jego administracji długo bronili zmian w polityce handlowej, zapewniając, że jest ona trwała, ignorując przecenę aktywów. Ostatecznie Trump uległ presji, ale dopiero pod wpływem ekstremalnie silnych bodźców.

„Odroczenie ceł pomaga, ale nie redukuje niepewności” – napisał w analizie Michael Gapen, główny ekonomista ds. USA w banku inwestycyjnym Morgan Stanley.

Około jednej trzeciej importu USA objęta jest sektorowymi wyłączeniami z powszechnego, 10-proc. cła, które co do zasady od 5 kwietnia obejmuje towary sprowadzane do Ameryki. W piątek wieczorem, już po zamknięciu sesji na Wall Street, Donald Trump znacznie poszerzył listę produktów objętych zwolnieniami, dodając do niej smartfony, laptopy, kości pamięci, telewizory i inną elektronikę. Importerom, którzy zapłacili cła, amerykański rząd zwróci pieniądze. W ten sposób prezydent stara się ograniczyć straty związane z taryfami dla amerykańskich koncernów, sprowadzających podzespoły i gotowe produkty z zagranicy, przede wszystkim z Azji.

Notowania Apple’a, znanego z produkcji iPhone’ów, spadły w trakcie kilku sesji po ogłoszeniu ceł wyrównawczych o ponad 20 proc. Wartość rynkowa jednej z największych pod tym względem globalnych korporacji obniżyła się w tym czasie o 770 mld dol. W minionym tygodniu notowania odrobiły połowę strat.

Część ekspertów prognozowała, że cła zatrzymają rozwój sztucznej inteligencji, jednego z kluczowych obszarów, na których zależy administracji Trumpa. Piątkowa decyzja ma rozwiać te obawy. Wyłączenie elektroniki z ceł ma także utrzymać na rozsądnym poziomie ceny tego rodzaju produktów dla konsumentów.

W przyszłości na sektory obecnie objęte zwolnieniami zostaną prawdopodobnie nałożone dodatkowe cła. Już teraz stało się tak z samochodami i częściami do nich, na które obowiązuje 25-proc. stawka. Ze słów Donalda Trumpa wynika, że w pierwszej kolejności wzrosną cła na farmaceutyki.

Z ekonomicznych analiz wynika, że skutki dla gospodarki mniej więcej w połowie są efektem samych ceł, ale w równym stopniu wynikają z niepewności. Gdy prezydent poinformował o zawieszeniu taryf wyrównawczych na 90 dni, niektórzy ekonomiści wycofali się z prognoz recesji w USA. W dalszym ciągu jednak aktualne są oczekiwania mówiące, że w tym roku tempo wzrostu PKB będzie znacznie niższe niż 2,8 proc. zanotowane w poprzednich 12 miesiącach.

Dziurawy antychiński mur

Donald Trump zapowiedział, że najbliższe trzy miesiące poświęci na rozmowy z partnerami USA, których celem będzie ustalenie sprawiedliwych zasad handlu lub zapewnienie Stanom Zjednoczonym innych korzyści, usprawiedliwiających dostęp do amerykańskiego rynku na dobrych warunkach. Na liście potencjalnych rozmówców jest ponad 70 państw, w tym również Chiny, główny globalny rywal Ameryki.

Wobec Pekinu, głównego oskarżonego o nieuczciwe praktyki handlowe, prowadzące do likwidacji miejsc pracy w amerykańskim przemyśle, Trump stara się prowadzić twardszą politykę celną. Na import z tego kierunku amerykański prezydent najpierw nałożył 20-proc. taryfy w związku z udziałem Chin w globalnym handlu fentanylem, po czym dołożył kolejne 125 proc. w ramach ceł wyrównawczych. Jednocześnie jednak wyłączanie elektroniki sprawiło, że 125-proc. stawka nie obowiązuje głównego rodzaju chińskich produktów sprzedawanych w USA, odpowiadających za ponad 20 proc. eksportu z Chin do Stanów Zjednoczonych. Chiny podniosły w piątek taryfy na import z Ameryki do 125 proc.

Ekonomiści Goldman Sachs szacują, że dzięki działaniom osłonowym ze strony władz, wpływ amerykańskich ceł na chińską gospodarkę będzie relatywnie niewielki, obniżając tempo wzrostu PKB z 4,5 proc. do 4,0 proc. w 2025 r.

– Wydaje się, że porozumienie np. z Unią Europejską jest możliwe. Z kolei rozmowy z Chinami mogą nie przynieść oczekiwanych rezultatów, bo tutaj nie chodzi tylko o kwestie ekonomiczne. To jest rywalizacja dwóch mocarstw o dominującą pozycję na świecie. Jak pokazuje historia, nie tylko ostatniego wieku, takie zmagania mogą ciągnąć się latami – ocenia Rafał Benecki. ©℗

ikona lupy />
Handel towarami między USA a Chinami / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe