W kulminacyjnym momencie na Donaldzie Trumpie ciążyło 91 zarzutów w czterech różnych sprawach. Niektóre z nich, jak np. oskarżenie o próbę unieważnienia wyników wyborów przed czterema laty, miały wagę rangi państwowej. Gdyby nie wyborcze zwycięstwo, republikanin jeździłby teraz od jednej sali sądowej do drugiej, mierząc się nawet z groźbą więzienia. Jednak przy korzystnym dla Trumpa wyroku Sądu Najwyższego USA szeroko interpretującym prezydencki immunitet oraz zwycięstwie wyborczym z Kamalą Harris prezydent elekt nie ma się teraz już czego obawiać. Poszczególne sprawy są właśnie wygaszane.
„Naród przemówił. Prawna wojna musi się zakończyć. Wzywam prokuratorów do natychmiastowego zakończenia politycznie motywowanych postępowań przeciwko prezydentowi Trumpowi” – napisał po wyborach lider republikańskiej większości w Izbie Reprezentantów Steve Scalise. Polityk z Luizjany, który już wcześniej mówił o „radykalnych demokratach wykorzystujących wymiar sprawiedliwości jako broń”, reprezentuje powszechny po prawej stronie w USA pogląd, zgodnie z którym wybory z 5 listopada zadziałały jak wielka ława przysięgłych. Wyborcy, zdając sobie sprawę z ciążących na kandydacie zarzutów, zdecydowali, że i tak wybiorą go na prezydenta. Tym samym – jak przekonują republikanie – nadali mu legitymację, właściwie uniewinnili.
Poza tym prawica działania prokuratorów uznaje za bezprzedmiotowe, bo w lipcu 2024 r. Sąd Najwyższy USA orzekł, że prezydenci mają immunitet dotyczący działań w ramach ich podstawowych uprawnień konstytucyjnych oraz „domniemany immunitet” związany z oficjalnymi czynnościami, nie są nim chronieni jedynie za czyny w sferze prywatnej. To związało nieco ręce wymiarowi sprawiedliwości, spowolniło postępowania, prokuratorzy i sędziowie próbowali odnaleźć się w nowej rzeczywistości prawnej. Nie udało się też jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy w związku z tym prezydent może ułaskawić siebie samego. Zgodnie z konstytucją przywódca USA ma do tego prawo wobec osób skazanych za przestępstwa federalne. Kwestia „samoułaskawienia” pozostaje wciąż niejasna. Konstytucja nie precyzuje tego zagadnienia, a Sąd Najwyższy dotychczas nie wydał orzeczenia w tej sprawie.
Jak wyglądają poszczególne postępowania?
Najważniejsze jest prowadzone przez specjalnego prokuratora Jacka Smitha, który prócz zarzutów dotyczących prób podważenia wyborów postawił też Trumpowi te dotyczące nielegalnego przetrzymywania tajnych dokumentów i utrudniania działań FBI w celu ich odzyskania. Przez dwa lata cały proces był spowalniany przez apelacje, po wyborach zaś stroną postępowania przeciwko prezydentowi, który staje się głową administracji, nie może być dłużej Departament Sprawiedliwości. Wszystko skończy się więc prawdopodobnie jedynie na raporcie podsumowującym materiał zebrany przez Smitha. Który – jak zapowiedział to Trump – zostanie „zwolniony w ciągu dwóch sekund”.
W przypadku głośnej nowojorskiej sprawy, gdzie Trump został uznany za winnego fałszowania dokumentacji biznesowej, sytuacja też przedstawia się korzystnie dla prezydenta elekta. Prokurator okręgowy Manhattanu Alvin Bragg złożył wniosek o wstrzymanie postępowania w procesie karnym, tak by wymiar sprawiedliwości mógł rozważyć bezprecedensowość sytuacji i status prezydenta elekta. Rozpatrywane będą argumenty o ewentualnym umorzeniu sprawy, data ogłoszenia kary, wcześniej przełożona na końcówkę listopada, pozostaje nieznana. Wielce prawdopodobne, że Trump w ogóle nie usłyszy końcowego wyroku. Z otoczenia republikanina płyną głosy zadowolenia, w kontekście Nowego Jorku mówi się nawet o „całkowitym zwycięstwie”.
Wstrzymana jest też sprawa stanowa w Georgii, dotycząca zarzutów nielegalnej ingerencji w proces wyborczy. Kolejna rozprawa jest zaplanowana na 5 grudnia. Biorąc pod uwagę opóźnienia i złożoność procedur sądowych, wydaje się jednak mało prawdopodobne, aby wyrok zapadł przed 20 stycznia 2025 r., czyli przed inauguracją prezydencką. Jeśli Trump zostanie skazany w Georgii po objęciu urzędu prezydenta, sytuacja stanie się znów precedensowa. Prezydent USA ma szerokie uprawnienia do ułaskawiania, ale dotyczą one wyłącznie przestępstw federalnych. Zarówno konstytucja, jak i orzecznictwo sądowe w USA nie przewidują możliwości ułaskawienia przez prezydenta w przypadku skazania za przestępstwa stanowe. Taka sytuacja mogłaby prowadzić więc do kryzysu konstytucyjnego i wymagałaby rozstrzygnięcia przez Sąd Najwyższy USA, w którym większość mają konserwatyści. ©℗