W poniedziałek w Baku rozpoczął się szczyt klimatyczny Organizacji Narodów Zjednoczonych – COP29. Do stolicy Azerbejdżanu przyjechali przedstawiciele niemal 200 krajów. W relacjach z wydarzenia zazwyczaj pojawia się nazwisko Donalda Trumpa, mimo że na szczycie go nie ma. Stany Zjednoczone reprezentuje administracja Joego Bidena, po raz pierwszy z Johnem Podestą na czele. Na początku 2024 r. zastąpił on Johna Kerry’ego na stanowisku pełnomocnika ds. klimatu.
Podesta mówił podczas szczytu, że Stany Zjednoczone pozostają zaangażowane w walkę ze zmianami klimatu, nawet jeśli prezydent elekt Donald Trump nie podziela tego stanowiska. Nie da się jednak ukryć, że wygrana republikanina stawia pod znakiem zapytania przyszłe uzgodnienia COP29. Podczas pierwszej prezydentury wycofał on Stany Zjednoczone z porozumienia paryskiego podpisanego podczas COP21 w 2015 r., uznawanego za jeden z najważniejszych sukcesów szczytów klimatycznych. Kraje członkowskie zobowiązały się wtedy m.in. do intensyfikacji działań umożliwiających ograniczenie wzrostu temperatury do 1,5 st. C powyżej poziomu przedindustrialnego oraz niedopuszczenie, by przekroczyło ono 2 st. C. Przywrócenie USA do porozumienia klimatycznego było jednym z pierwszych dokumentów podpisanych przez Joego Bidena po wygranych wyborach. Teraz znów może się to zmienić, a według doniesień „New York Timesa” zespół Donalda Trumpa już przygotował stosowne dokumenty w tym zakresie.
Trump może zakwestionować stanowisko Bidena
– Niewątpliwie wygrana Trumpa nie zbliża nas do realizacji porozumienia paryskiego, co i tak jest już niezwykle trudne – mówi DGP dr Justyna Orłowska, ekspertka Polskiej Zielonej Sieci i Koalicji Klimatycznej. Dodaje, że może to stanowić czynnik demotywujący dla mniejszych graczy, jako że USA odpowiadają za ponad 10 proc. światowych emisji. – Daje to alibi mniejszym emitentom, żeby nie zwiększać swoich ambicji, bo i tak cel klimatyczny nie będzie osiągnięty, jeśli nie przyczynią się do tego Chiny, USA czy Rosja – dodaje. Według niej pomóc może presja gospodarcza związana ze zwiększeniem konkurencyjności tych państw, które rozwijają odnawialne źródła energii.
Mukhtar Babayev, przewodniczący tegorocznego szczytu, stwierdził, że „COP29 to chwila prawdy dla porozumienia paryskiego”. „Musimy teraz pokazać, że jesteśmy gotowi osiągnąć cele, które sobie wyznaczyliśmy” – dodał. Prognozy nie są optymistyczne. Jak alarmuje Światowa Organizacja Meteorologiczna (WMO) oraz europejski program Copernicus, wszystko wskazuje na to, że 2024 r. będzie najcieplejszym rokiem w historii, pobijając zeszłoroczny rekord. Od stycznia do września globalna temperatura była o 1,54 st. C wyższa niż w okresie przedindustrialnym. Nie oznacza to jeszcze niedotrzymania zapisów porozumienia paryskiego, które odnosi się do wieloletniej średniej, jednak, jak ujęła to sekretarz generalna WMO, jest to kolejny czerwony alert. „Rekordowe opady deszczu i powodzie, gwałtownie nasilające się cyklony tropikalne, śmiertelne upały, nieustające susze i szalejące pożary, które obserwowaliśmy w tym roku w różnych częściach świata, to niestety nasza nowa rzeczywistość i przedsmak naszej przyszłości” – mówiła w Baku Celeste Saulo.
Hasło tegorocznego szczytu klimatycznego brzmi „W solidarności dla zielonego świata”. Rozmowy mają dotyczyć wypracowania nowego wspólnego celu finansowania działań dla klimatu, w tym wsparcia krajów rozwijających się. Podczas gdy dotychczasowe zobowiązania mówiły o 100 mld dol. rocznie, teraz rozmowy toczą się o bilionach, na które miałyby się składać kraje rozwinięte. Pieniądze miałyby pomóc krajom rozwijającym się w redukcji emisji oraz ograniczaniu skutków zmian klimatu, które dotykają ich w największym stopniu, mimo że ich wkład w światowe emisje był znikomy. We wtorek António Gueterres, sekretarz generalny ONZ, mówił, że bogate kraje powinny potraktować przeznaczenie większych środków na walkę ze zmianami klimatu nie jak działalność charytatywną, tylko jak inwestycję. „Świat musi zapłacić, w przeciwnym razie zapłaci za to ludzkość”.
Do krajów, które mają zapewnić środki finansowe dla krajów rozwijających się, nie zaliczają się np. Chiny, główny konkurent Stanów Zjednoczonych. – Generalne założenie negocjacji opiera się na tym, że ci, którzy historycznie emitowali i emitują najwięcej gazów cieplarnianych, przy okazji rozwijając swoje gospodarki, muszą więcej płacić za skutki zmian klimatu, które obciążają przede wszystkim państwa rozwijające się – mówi, dodając, że Chiny robią wszystko, aby pozostać poza tą listą, „mimo że nie ma to już żadnego uzasadnienia w rzeczywistości”.
– Na gruncie Konwencji UNFCCC podział stron na rozwinięte i rozwijające się ma fundamentalne znaczenie. Równocześnie Bank Światowy klasyfikuje Państwo Środka jako kraj o średnio wysokim poziomie dochodów – mówi DGP Dariusz Kryczka, partner EY Polska, lider Centrum Kompetencyjnego Europejskiego Zielonego Ładu. – Nie ulega wątpliwości, że w toku negocjacji będzie to stanowiło przestrzeń do istotnych napięć negocjacyjnych. Dziś Chiny są drugą co do wielkości gospodarką świata, choć oblicza się, że w 2050 r. wysuną się na pierwszą pozycję – nie może to pozostać bez znaczenia dla ustalania zobowiązań finansowych ustawiających globalną gospodarkę na drodze do osiągnięcia celu temperaturowego porozumienia paryskiego – dodaje.
COP29 potrwa do 22 listopada. ©℗